#iLjYn

Kilka lat temu jechałam z chłopakiem pociągiem do Wrocławia. Pociągi kolei dolnośląskich. Kilka stacji. Dużo ludzi, nie ma gdzie usiąść, więc stoimy. W pewnym momencie zaczęło mi się robić gorąco. Zdejmuję kurtkę, wciąż duszno, potem bluzę, maseczkę osunęłam na brodę (wtedy jeszcze trzeba było je nosić). Przytulam się do chłopaka, on pyta, czy wszystko w porządku. Ja tylko coś mruczę i osuwam się na ziemię. Słyszę tylko, jak woła moje imię, a potem otwieram oczy, leżę na ziemi. Jest konduktor, ktoś kawałek dalej ustępuje miejsce, żebym usiadła. Otwierają okno. Wciąż duszno. Chcą wzywać karetkę. Odmawiam. Mówię, że zaraz będzie lepiej. Podpisuję oświadczenie, że odmówiłam wzywania karetki. Dostaję zwilżony papier na szyję. Wrocław Grabiszyn (jakieś 6 minut jazdy do głównego) – wciąż słabo, rzygać się chce i coraz gorzej. Ze łzami proszę o karetkę. Konduktorka dzwoni przy mnie i mówi, że na 4 peronie będziemy. Przepraszam chłopaka za problem.

Zajeżdżamy na stację. Wciąż jest mi słabo, wysiadam, trzymając się mocno chłopaka. Konduktorka mówi, że za 10, może 15 minut będzie karetka i żeby poczekać na peronie, bo ona musi jechać dalej. Siadam na ławce. Pociąg odjeżdża. Chłopak pyta co chwilę jak się czuję i sprawdza, czy jest już karetka. Robi mi się bardzo niedobrze. Wymiotuję, nie trafiam do kosza, tylko obok. Przynajmniej nakarmiłam faunę dworcową (tak, wróble zaczęły zjadać to, co zwróciłam). Chłopak wycyganił od kogoś jakieś chusteczki, żebym wytarła się po wymiotowaniu. Dzwoni do mojej mamy, że źle się czuję, ale czekamy na karetkę i ma być spokojna. Mija 15 minut. On zwraca swój bilet na pociąg do domu, zostaje do jutra, bo nie zostawi mnie teraz. Jest zimno. Chłopak wyjmuje z plecaka bluzę i okrywa mi nią nogi, a zaraz potem oddaje mi swoją kurtkę. W końcu mija godzina czekania... Karetki wciąż brak, mi jest już trochę lepiej, bo nie mam mroczków przed oczami. W końcu uciekamy z dworca, bo cała trzęsę się z zimna. Przyjeżdża po mnie mój wujek. Wracamy do mnie do domu.

Nie wiem co się stało, że karetki nie było i nie żałuję, że uciekłam.
Diddl Odpowiedz

A twój chłopak nie mógł zadzwonić na 122 zapytać co z karetką? Albo chociaż żeby ją odwołać, żeby nie przyjeżdżała niepotrzebnie, bo jaką masz gwarancję, że nie przyjechała po tym jak uciekłaś?

idaho

112 jak już, btw to wyznanie jest dobrym przykładem jak z krótkiej historii zrobić długą

Diddl

A fakt, nie tę cyfrę kliknęłam i zły numer mi wyszedł.

Tylkopoco

Diddl, Właśnie tez mnie to zastanowiło, więc zastanawiam się kiedy to było "kilka lat temu". Bo jeśli czasy gdy komórki nie były zbyt popularne, to bym zrozumiała tą historię. Ale jeśli stosunkowo niedawno, to nie rozumiem, czemu któreś nie zadzwoniło ponownie upewnić się że karetka jedzie. Może konduktor źle pokierował, albo szpital był oddalony... Tysiąc możliwych powodów.

MalinoweGofry Odpowiedz

W czasie covid karetki były potrzebne w wielu miejscach. Warto chociaż było zadzwonić na 112 i poinformować, że już nie trzeba. Miejmy nadzieję, że nikt nie umarł dlatego, że czekał na karetkę, która jechała jednak na ten dworzec.

3210 Odpowiedz

Historia z doopy, ani anonimowa, ani zakończona.

DGM Odpowiedz

A co ci było w ogóle.??

Dodaj anonimowe wyznanie