#gcxWn
Potem robił z siebie ofiarę, tę najbardziej pokrzywdzoną osobę w związku. Wiem, że seks jest ważny, ale on zaczął się zachowywać jak kotka w rui i chociaż to ja budziłam się w nocy po koszmarach, czasami nie spałam kilka dni pod rząd, potrafiłam się porzygać na samo wspomnienie, to on ciągle chodził oburzony i psioczył mi nad uchem. A kiedy na terapii pojawiał się przełom i zaczynało mi się lepiej żyć, on... obrażał się, bo zamiast wrócić do domu, nałykać leków i mu się oddać, wracałam i... oczekiwałam od niego rozmowy, spędzania razem czasu. Kilka razy zdarzyło mu się nie wyłączyć laptopa ani stron, jakie przeglądał, więc kiedy ja go zajmowałam, miałam okazję zobaczyć, że przeglądał te wszystkie fora, gdzie inni mężczyźni pytali, jak można zmanipulować kobietę, żeby ta poszła z nimi do łóżka albo siedział na stronach pokroju anonimowych i pisał smutne wyznania o tym, jak mu źle bez seksu. I wiem, że to żałosne, ale znosiłam to, wmawiając sobie, że przecież nie mogę być sama, nie dam rady itd. Raz jeden, mając dosyć jego trucia i szlochów, przełamałam się i zdecydowałam się na miłość francuską. Czułam się jak śmieć, sama się poryczałam. Jego reakcja? „Jak na pierwszy raz, to nieźle”. Tak. Dalej z nim byłam, bo aż tak obawiałam się samotności.
Ostatnio jednak dowiedziałam się, że mnie zdradził. Źródło było niepewne, więc zamiast awantur, zaczęłam od spokojnej rozmowy, a on... przyznał się od razu, myśląc, że go zrozumiem. Dla niego to nawet zdrada nie była, a „zastąpienie mnie” w ledwie jednej dziedzinie życia!
W końcu wywaliłam go z mieszkania... I teraz dla odmiany użeram się ze stanami lękowymi.
Czytam to i jestem trochę w szoku, że są faceci, których życie tak bardzo jest zdominowane przez seks. Czytam to drugi raz i naprawdę, wiem, że natura i tak dalej, ale wydaje mi się to nienormalne. Chyba że to ze mną jest coś nie tak, też jest taka możliwość.
Jak by nie było, on nie był Twoim partnerem, a Ty nie byłaś jego partnerką. Wydaje mi się, że byłaś w jego oczach obiektem do ruch@nia i niczym więcej, i na tym bazuje Twoja atrakcyjność lub raczej użyteczność w jego oczach.
Dobrze, że kopnęłaś go w dupę, dasz radę, idź przed siebie i nie patrz za siebie.
J3bać go.;)))
Pewnie masz kogoś przy kim realizujesz się w tej sferze, dlatego nie możesz tego zrozumieć. Życzę Ci żeby zawsze tak było.
Mówiła Pani o terapii. Czy dalej tam Pani chodzi? Mogą się pojawić jakieś dziwne porady, które będą chciały jakoś Panią wysłać do kogoś, kto może Panią zmanipulować albo po prostu przekonywać, żeby zamiast iść na terapię iść gdziekolwiek indziej, ale na to lepiej uważać, bo często właśnie ludzie opisujący, że mają "niezawodny sposób, lepszy od terapii" mają raczej plany co do Pani pieniędzy albo chcą, żeby wszyscy robili to samo, co oni, a właśnie skoro terapia może pomóc żyć samodzielnie, to dla takich ludzi jest dużym problemem. Myślę, że nie jest Pani do końca sama, bo właśnie może Pani iść na terapię. I to powinno pomóc z lękami. Można jakoś Pani pomóc? Niezbyt się do czegokolwiek nadaję, ale po prostu chcę, żeby Pani była szczęśliwa i trochę za bardzo się martwię.
To nie jest normalne! Co to w ogóle za człowiek! Nawet zdrowe psychicznie kobiety (mężczyźni pewnie też) czasem odmawiają seksu miesiącami, kiedy np dzieje się coś stresującego, coś boli itp.
Kiedy wejdziesz w nowy związek, to podlecz się najpierw i dopiero później zamieszkajcie razem. Ja wiem, że to jest trudne :(
Cieszę się, że postawiłaś twarde granice, byłaś niesamowicie wykorzystywana... Ale nie musisz zmagać się ze stanami lękowymi sama. Jedna z bliskich mi osób również była dręczona przez okropne stany lękowe, ale w najgorszym punkcie tej tortury powierzyła swoje życie Bogu, naśladowaniu Jezusa w całym swoim życiu i te lęki zostały zabrane. To już prawie 6 lat odkąd ich nie ma, zamiast tego jest odwaga, pokój i prawdziwe, wspierające małżeństwo. "Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia." Szukaj go, a On da Ci się znaleźć i już nigdy nie będziesz pozostawiona sama i bez ochrony
Fyi, kościół zaleca terapię, a nie samo oddanie się Bogu.
Komuś pomaga wiara, komuś joga, a jeszcze komuś prace w ogrodzie - i super, tylko że są one wyłącznie wsparciem w procesie terapii, który jest niezbędny i ani religia, ani hobby go nie zastąpią. W dodatku tym wsparciem są tylko, jeśli są spójne z czyimiś potrzebami, bo każda z wymienionych opcji może też być kulą u nogi i dawać efekt wprost przeciwny: dodatkowego obciążenia.
A co jeśli rola jest odwrotna - terapia może być jak najbardziej dobrym wsparciem (choć znam przypadki gdzie również była przeszkodą), ale terapia nie zastąpi żywej relacji z Bogiem? Nie mówię o jakiejś pustej religii na poziomie chodzenia do kościoła co niedziela, jogach i ogródkach, ale realnego i głębokiego poznania Boga i pójścia za nim. Przynajmniej z moich osobistych doświadczeń jest On o wiele skuteczniejszy niż sama tylko terapia. Ilu znasz osobiście byłych narkomanów, alkoholików, przestępców, osób w głębokiej depresji i zaburzeniach lękowych, które zostały wyciągnięte samą tylko siłą terapii i faktycznie stały się naprawdę zdrowymi, odważnie kochającymi, odpowiedzialnymi osobami? Ja żadnej, jedynie jedna z nich po 3 latach zdołała wyjść częściowo ze starych traum, ale w zamian za to zmaga się z innymi problemami wyprodukowanymi jako efekt uboczny. Tymczasem z bliskiego grona osobiście znam wielu, z każdej z wymienionych grup, którzy zostali uwolnieni przez Boga; niektórzy wspomagali się terapiami i było to dobre, inni zostali ocaleni bez wsparcia ludzkiego terapeuty - np ja zostałam uwolniona od depresji w sposób, w jaki żadna terapia nie potrafiłaby mi pomóc. Ja nie mówię o religii i ludzkich systemach religijnych, tylko o Bogu i prawdziwej relacji z nim opartej na wierze, zrozumieniu i działaniu. Twój komentarz jest zrozumiały, ponieważ traktujesz Boga jako zabobon, wierzysz w to co większość dzisiejszego społeczeństwa; sama dwa lata temu bym ci przyklasnęła - ale po tym co sama przeszłam i po zmianach jakie widzę w innych, z mocą jakiej nie widziałam nigdzie indziej, wiem że On jest prawdziwy. Po prostu z obserwacji "mojego podwórka" co daje skuteczniejsze efekty, jest to zdecydowanie Bóg. Nie kościół katolicki, protestancki, rytuały i praktyki - ale realny Bóg i zanurzenie w Jego życiu. Co jeśli to nie "cokolwiek" ma być spójne z naszymi potrzebami, tylko my potrzebujemy być spójni z tym co jest prawdziwe, aby rzeczy zaczęły wracać na swoje miejsce...?
Ymira, jeśli terapia wywołała u kogoś nowe problemy jako ,,efekty uboczne" to znaczy, że terapia była zła i należy zmienić terapeutę. Nie twierdzę że wiara nie może pomóc w leczeniu (pomóc, a nie być lekarstwem samym w sobie), ale nie może zastąpić dobrej terapii, czasami leków. To że twoi znajomym rzekomo pomógł sam Bóg bez terapii, to najprawdopodobniej efekt placebo. Po prostu chcieli, żeby Bóg im ,,pomógł", może zmęczeni terapią nieprzynoszącą efektów (a terapia nie działa tak, że efekt przyniesie już po pierwszej sesji, a jeśli trwa długo i dalej brak efektów, to trzeba zmienić terapeutę), to postanowili zwrócić się do Boga o pomoc, wierząc że to im pomoże i faktycznie im się poprawiło, bo zadziałał efekt placebo. Jednak musimy pamiętać że zaburzenia psychiczne mają to do siebie, że ich nie da się całkowicie wyleczyć, jedynie zaleczyć. Np. w depresji możesz wyjść ze stanów depresyjnych i zacząć żyć normalnie, ale ona może wrócić, czego oczywiście absolutnie ci nie życzę. I też należy brać pod uwagę jak poważne są te zaburzenia. Jak przeczytałam w twoim komentarzu ,,przestępców" to od razu pomyślałam o Jeffreyu Dahmerze. Facet nawrócił się w więzieniu, myślę że szczerze, bo jego sytuacji to nie zmieniało i się ochrzcił, mówił też w wywiadach o Jezusie. Tylko że nawrócenie nie sprawiło, że jego zaburzenia magicznie zniknęły. Niby z jednej strony powiedział, że jakby nie oddalił się od Boga i dalej chodził z babcią do kościoła (a myślę że on to robił, żeby towarzyszyć babci, a nie z wiary), to by nie zaczął dalej mordować. Jednak jedocześnie on sam w wywiadzie przyznał, że nadal czuje ten przymus, że fantazje o kontroli nad drugim facetem nie minęły, że prawdopodobnie dalej by zabijał jakby go wypuścili na ulicę. Jego nawrócenie nic nie zmieniło. Miał nawet próbę samobójczą w więzieniu prawdopodobnie właśnie przez to (wiadomo że już wcześniej miał myśli samobójcze, które (między innymi) zgłaszał swojemu kuratorowi, który to niestety olał i nic nie zrobił, a można
było zapobiec, żeby ofiar było więcej. Gdyby Dahmer nie został zamordowany w więzieniu, to na 99% by nie wytrzymał i zaatakowałby współwięźnia. On nie krzyczał według Scarvera. Myślę że to mogło wyglądać podobnie jak w serialu, tyle że w rzeczywistości do Dahmer zginął pierwszy, nie Anderson. W każdym razie on potrzebował leczenie, ale nie wiem czy dostał jakąś terapię w więzieniu. W serialu dawali mu Prozac, ale kurwa Prozac to nie jest lek na borderline. Nie wspominając o innych zaburzeniach, które u niego zdiagnozowano.
@Diddl : Nie mitologizuj terapii. Psychoterapia to nie medycyna. Psychoterapia nie ma żadnych podstaw naukowych (tak jest - ŻADNYCH, z wyjątkiem jednego nurtu, terapii poznawczo-behawioralnej, która ma udowodnioną naukowo skuteczność) i nie ma żadnych badań, które by potwierdzały, że jej skuteczność jest większa niż np. rozmów z jakąkolwiek życzliwą, współczującą osobą, której można się "wygadać". Potwierdza to światowej sławy psychiatra Vikram Patel, ktory wydał słynną, dostępną za darmo książkę "Tam gdzie nie ma psychiatry", w której twierdzi, że każdy, dosłownie każdy po krótkim przeszkoleniu jest w stanie udzielić skutecznej pomocy psychologicznej osobie po traumatycznych przejściach - i ta książka jest właśnie podręcznikiem takiej pomocy.
Tak więc jak najbardziej jest wiele rzeczy, które mogą zastąpić terapię. Wiem, że terapia w obecnym społeczeństwie zachodnim stała się czymś w rodzaju nowej religii, która zajęła miejsce tracących popularność tradycyjnych religii, i jest wiele osób ślepo wierzących w psychoterapię i twierdzących, ze nie da się jej niczym zastąpić - ale to po prostu nieprawda.
@Diddl : Piszesz o efekcie placebo, a działanie psychoterapii to właśnie w znakomitej większości efekt placebo. Tak jak już wspomniałem w poprzednim komentarzu, nie ma żadnych obiektywnych, spełniających kryteria naukowości badań porównawczych, które by wskazywały na statystycznie znaczącą skuteczność terapii. Co więcej, środowisko psychoterapeutów broni się rękami i nogami przed przeprowadzeniem takich badań.
Ymira, ja znam kilka osób które wyszły z trudnych sytuacji nagle wielce nawrócone. Może twoje doświadczenie jest inne, ale oni po prostu wszystko wytłumaczyli sobie "widocznie Pan Bóg tak chciał"/"chciał mnie doświadczyć"/"wiedział że sobie poradzę"/"Bóg ma większy plan dla mnie". Bullshit. Sorry. Takie podejście jedynie odcina człowieka od tego co przeszedł, od emocji, i wręcz często sprawia że ludzie się kiszą w toksycznych sytuacjach bo "Bóg tak chciał". Ale idą w to, bo po śmierci czeka ich nagroda. I zapewniam cię, że wiem co mówię, bo w momencie gdy w moim domu działo się źle, to zamiast podjąć jakieś rzeczywiste działania, wszyscy tylko łazili w kółko do kościoła się modlić bo Bóg ześle rozwiązanie. W dodatku wszyscy którzy nagle stają się wielce wierzący, nie mogą przestać o tej religii mówić i nawracać innych... Więc totalnie zgadzam się z blawatek.
Prawdopodobnie spodziewał się, że Twoja niechęć szybko minie i stąd frustracja z jego strony i głupie zachowania. Czy jasno sobie powiedzieliście i powtarzaliście, że przez długie miesiące a może i lata Wasz związek może być w praktyce białym związkiem? I jeśli przestanie taki być to nie na całego z dnia na dzień?
Ludzie nie rozumieją, że są osoby aseksualne inni mają zaburzenia osobowości przez które zainteresowane seksem jest nikłe jeszcze inni mają traumy itp. itd. Jest proste spojrzenie: jest miłość, związek więc i cielesna bliskość. Trudno Tobie będzie znaleźć partnera który zadeklaruje czekanie na Ciebie. Czy jeśli zwiążesz się z aseksualnym facetem to gdy Ty przełamiesz swoje opory i zaczniesz chcieć zbliżeń to... czy zaakceptujesz, że on tego nie będzie chciał?
Jeśli Cie zdradził to mówiąc jako ktoś kto zna sprawę z kilku akapitów - chyba nie był tym jedynym. Będzie Tobie trudno, jedynym choć, marnym pocieszeniem jest to, że wielu jest samotników w dzisiejszych czasach. Nie szukaj związków z pozycji desperacji czyli "przecież nie mogę być sama" ponieważ wpakujesz się w kłopoty - druga strona może desperację wyczuć i wykorzystać
Idź do psychiatry po leki. Terapia to jedno i warto ją kontynuować ale naprawdę nie musisz się tak męczyć. Po prostu. Leki wyregulują pracę mózgu i będziesz miała siły żeby sobie wszystko ogarnąć.
Kazdy kij ma dwa konce, to nie jest tak ze autorka jest biedna i pokrzywdzona a jej byly to nieczuly skurwysyn ktory tylko chce sexu. Nie przyszlo Wam drodzy komentatorzy do glow ze on tez botrzebuje jakiejs normalnosci? Spojzcie na ta sytuacje z jego perspektywy, koles jest w zwiazku, stara sie jakos wspierac swoja dziewczyne, stara sie zrozumiec jej problem, ale czas leci i nic sie nie zmienia, dziewczyna nie idzie na terapie i nie dzieje sie nic.
Potrzeba bliskosci i seksu jest normalna, nie jest to potrzeba podstawowa i da sie bez tego przezyc przez jakis czas, ale im dluzej te potrzeby nie sa zaspokajane tym jest gorzej. Dokladnie tak samo jest ze snem, chociaz w innej skali. Brak snu odczuwamy znacznie szybciej i mocniej niz brak seksu, bo sen jako potrzeba stoi wyzej w hierarchii potrzeb, ale regula dziala tak samo.
Droga autorko, nikomu nie przyszlo do glowy Cie winic za zaistniala sytuacje, ale masz problem i to bardzo powazny. Bezwzglednie musisz poszukac terapi jak sie da najszybciej i to zanim zaczniesz wchodzic w kolejny zwiazek, bo kazdy kolejny zwiazek bedzie wygladal tak samo.
Jak nie idzie na terapię, jak autorka wspomina, że w niej uczestniczyła? Seks oczywiście, że jest potrzebą, ale to go nie usprawiedliwia. Autorka nie wymyśliła sobie, że seks jest zły, autorka ma traumę, która go uniemożliwia, a on zamiast ją w tym wspierać (a skoro ma potrzebę, to wsparcie jej było też w jego interesie, jak już ma być egoistyczny) to jej utrudnia, a na dodatek zdradza. A jak potrzebuje seksu AŻ TAK BARDZO, że musi dowalać autorce i ją zdradzać, to mam rozwiązanie, które spełniłoby jego potrzebę wcześniej! Było z nią zerwać i znaleźć kogoś kto traumy nie ma! I on by miał swoje potrzeby spełnione, i autorka byłaby pewnie w trerapii na dalszym etapie. Pewnych rzeczy nie da się usprawiedliwić, takich jak przemoc czy zdrada, bo zawsze zamiast tego można się rozstać, jak coś się nie podoba. I żeby nie było! Metoda przetestowana! Było mi źle z kimś, więc zerwałam. Działa! Nie trzeba wcale zdradzać ani krzywdzić drugiej osoby.