Gdy byłam mała, wykryto u mnie pewną nieprawidłowość, w wyniku której nigdy nie zajdę w ciążę. Po paru latach, gdy podrosłam na tyle, by to zrozumieć, strasznie rozpaczałam. To był dla mnie wielki cios. Od zawsze lubiłam dzieci, kochałam się z nimi bawić i doglądać ich, a tu co? Nigdy nie urodzę własnego, nie przytulę go, nie będę patrzeć, jak rośnie... Żyłam tak pogodzona ze swoim losem, z zazdrością patrząc na wszystkie te matki prowadzące wózki z maluchami (tak, w wieku kilkunastu lat zazdrościłam porodu innym kobietom). Aż pewnego pięknego dnia pewien ksiądz powiedział kilka zdań, które zmieniły moje życie. Zdań, które pamiętam do dzisiaj. Powiedział m.in., że nawet ja — bezpłodna nastolatka — mogę stać się matką. Bez wahania zgodziłam się na wszystko. Dziś jestem Duchową Mamą kilkuletniego dziecka, które w myślach nazywam Adasiem (od imienia księdza). W rzeczywistości nie wiem nawet, jakiej jest płci czy narodowości.
Zapewne zaraz zaleje mnie fala hejtu, że wierzę w te wszystkie brednie itp. Tak, wierzę i przynosi mi to coś w rodzaju ukojenia — mi, dziewczynie, która nie urodzi swojego własnego dziecka, ale wspiera duchowo zupełnie obce maleństwo.
Dodaj anonimowe wyznanie
No dobra wspierasz duchowo, ale przecież można też adoptować. To chyba trochę bardziej namacalne?
ak długo jak nie włazisz z tym z buciorami w cudze życia i nie próbujesz ich ustawiać, nie ma czego hejtować, to twoje zabobony do których masz prawo.
A co to za wada? Nie wyciągasz zbyt pochopnych wniosków? Wiesz, może uda się in vitro, albo zaadoptować? Ja wiem, że adopcja to nie to samo :(
Ja Cię rozumiem bo jestem w identycznej sytuacji, chociaż nie wiem czy przypadłość taka sama. I jeśli ta duchowa adopcja przynosi Ci jakieś ukojenie to super. Ja myślę, że z podobnymi uczuciami zostałam matką chrzestną, chociaż niestety mój chrześniak mieszka daleko i rzadko go widzę i tak. Na razie z mężem planujemy adopcję, nie jest to wcale też łatwe, ale może się kiedyś uda.
Można sobie wierzyć - nie ma problemu - jednak na Twoim miejscu autorko to bym zastanowił się jaka to wada i co medycyna ma na taką wadę, może są jakieś projekty, które mają za zadanie walkę z bezpłodnością lub problemami ciążowymi np. donoszenie ciąży?
I co to dziecko z tego ma, że je wspierasz duchowo? Ale tak na poważnie, załóżmy, że twoja wiara jest prawdziwa, na co temu dziecku twoje wsparcie duchowe? Ma już wsparcie Boga, który kocha go ponad wszystko i robi wszystko by było mu dobrze, tak? Ma też zapewne jakiegoś anioła stróża. To jaka jest twoja rola? Bóg kocha cię bardziej niż to dziecko i sam z siebie by nic nie zrobił, ale jak ty poprosiłaś poprzez modlitwę, to jednak zrobi? Czy może ta modlitwa ma jakieś magiczne właściwości, niezależne od Boga?
Nie znasz tego dziecka, nie jesteś przy nim żeby go pocieszać, ono nawet nie wie, że się za nie modlisz. Jak sobie wyobrażasz, że to mu pomaga?
Nawet gdyby twoja religia była prawdziwa, to dalej brednie i poprawianie sobie humoru jakimś wymyślonym dzieckiem.
Można chodzić do szpitali na wolontariat, gdzie się przytula dzieci na oddziałach. To bardzo ważne dla rozwoju malutkich dzieci. Tym bardziej, że coraz więcej dzieci jest zostawianych w szpitalu. Myślę, że to zrobi więcej dobrego.
Gdyby tylko istniało coś takiego jak adopcja...