#gF0n0
Byłam w ósmej klasie. Na którejś religii zaczął się temat tegorocznych jasełek. Tym razem nie chciałam brać w nich udziału, co spotkało się z wielkim oburzeniem i dezaprobatą księdza. Poprosił, żebym została po lekcji.
Zamknął drzwi od klasy. Ja stanęłam koło ławki i zaczęliśmy normalną rozmowę. Jego pytania, moje odpowiedzi, próby przekonywania itp. Wtedy nawet mnie nie zdziwiło, że mnie objął ramieniem. Tylko że przyciskał mnie do siebie coraz mocniej. Ale gdy jego łapy zaczęły niebezpiecznie wędrować w okolicach mojego biustu, wstąpił we mnie diabeł...
Najpierw spokojnie, ale dobitnie stwierdziłam, że chyba nie jest taki stary, żeby już ogłuchnąć. Potem z uśmiechem dodałam, że chyba nie dość, że głuchy, to chyba jeszcze głupi, skoro nie rozumie co mówię. Na koniec z całej siły kopnęłam go w nogę i uciekłam z klasy.
W jasełkach nie wystąpiłam. Do końca ósmej klasy księżulek nie odezwał się do mnie ani słowem. Po wielu latach moi rodzice byli bardzo zdziwieni, że nie chciałam zaprosić go na swój ślub.
P.S. lata świetlne tyczą się odległości, nie czasu.
Szkoda że nikomu nie powiedziałaś, chociaż pewnie i tak by nikt nie uwierzył, bo wszyscy go uwielbiali. Strach pomyśleć ile dziewczyn jeszcze molestował, które nie miały odwagi mu się postawić...
"Organizował wyjazdy dla biedniejszych dzieciaków" i "rozmawiał z każdym" plus opisana sytuacja to znaki, że to człowiek, który stanowi zagrożenie. To właśnie dzieciaki z rodzin, które mają trudności: czy finansowe, czy związane z alkoholem czy inne mogą być ofiarami ataków dorosłych osób, bo taka osoba wie, że nie mają wsparcia w domu. Takie dzieciaki nie powiedzą w domu, że je ktoś krzywdzi czy próbował skrzywdzić. A nawet jak powiedzą to im nie uwierzą w domu albo nic nie zrobią bo będą chcieli nadal dostawać korzyści (rzeczy ze zbiórek, dziecko pojedzie na wyjazd). Także jak widzicie, że ktoś kto właśnie wszystko wie o rodzinach, organizuje pomoc, ale jest taki "za bardzo do dzieci", bardzo chce sam na sam spędzać z nimi czas, ma nagle jakieś ulubione dziecko, którego rodzinę odwiedza a dziecko przygasa, widać że zaczyna się inaczej, chce unikać tej osoby która jest tak nią zainteresowana zachowywać to warto działać. Polecam poszukać w internecie historię Kasi wykorzystanej przez księdza, bo ona się wpisuje w ten schemat. Dziewczyna napisała też napisała książkę. Od razu mówię, że to bardzo trudna historia i nie dla każdego do przeczytania.
Do Autorki: super sobie poradziłaś! I żaden diabeł w Ciebie nie wstąpił tylko się broniłaś i Ci się udało obronić. To jest bardzo pozytywne, że się obroniłaś, zwłaszcza, że ten ksiądz był osobą uważaną za autorytet z tego co piszesz.
Koleżanka miała w średniej szkole księdza, który na lekcji religi zapytał czy któraś z dziewczyn nie chciała by przyjąć pracy gosposi na 3 tygodnie, w wynajętym mieszkaniu, bo na plebanii miał być remont. Także tak. Miały wtedy bodajże po 17 lat.
W takim wieku można i pracować za zgodą rodziców, i seks uprawiać bez zgody a najlepiej też wiedzy rodziców, więc żadne "tak że tak" (swoją drogą, podane rozdzielnie jak u mnie, a nie razem jak u Ciebie).
@Dragomir Tu w grę wchodzi wykorzystanie władzy nad kimś i w dodatku osobą niepełnoletnią. To jest naganne i nie ma co tego trywializować.
Jeśli byłaby to praca za wynagrodzeniem pieniężnym, bez żadnych nieobyczajnych "dodatków" to żadne wykorzystywanie.
@Dragomir nadal uważam, że to bardzo nieodpowiednie zachowanie jeśli to tylko praca. Tu nadal chodzi o niepełnoletnią dziewczynę, która musiałaby przebywać w domu osoby, od której zależy. W końcu ksiądz może brać udział w radach pedagogicznych w szkole, może więc próbować zaszkodzić takiej osobie z powodu tego co się działo u niego w domu. I te powody mogą być bardzo różne: czy źle wykonana praca czy nieudana próba molestowania takiej dziewczyny. Od tego ludzie są dorośli w kontaktach z dziećmi i z młodzieżą żeby nie tworzyć sytuacji szkodliwych dla osoby zależnej od niej.
To jasna sprawa, dopóki łączy ich stosunek zawodowy/szkolny (czy jak tego nie nazwać) nie powinni utrzymywać relacji wykraczających poza ten zakres. Czyli po szkole jak najbardziej, jak będzie pelnoletnia, niech się umawiają na co chcą i ile chcą. Dopóki są w relacji nauczyciel/uczeń, nie powinno ich łączyć nic więcej.
@dragomir, a nie uważasz, że słabszych trzeba chronić, nawet jeśli są dorośli? Jeśli występuje zależność (uczeń - nauczyciel), duża przewaga jednej ze stron, jakieś zachowanie wydaje się potencjalnie ryzykowne? Oczywiście nie mówię o ochronie prawnej - regulacji im mniej tym lepiej. Ale jak najbardziej powinno się piętnować podejrzane zachowania.
A w ogóle nie rozumiem tego fenomenu „gosposi”. Jeśli plebania jest duża, jest tam dużo osób, jest miejscem, gdzie przychodzi dużo parafian, drzwi się nie zamykają, to owszem, zatrudnienie kogoś na stałe może być dobrym, praktycznym pomysłem. Ale na mieszkaniu? To już ksiądz nie może sobie obiadu ugotować?
@MaryL2 bądźmy absolutnie szczerzy: ksiądz nie ma aż tyle roboty żeby mu odpadły rączki od tego żeby sobie zrobić kanapkę, owsiankę, ugotować obiad na 2 dni i odkurzyć. W tym wszystkich gosposiach chodzi o to żeby sobie podbić ego. Mogą też występować inne niemoralne motywy.
Nie mówiąc już o tym, że jak ich stać na gosposie to dlaczego nie płacą normalnie podatków? Kogo dziś stać na gosposię dla 1 osoby?
@coztegoze, ale co masz na myśli, że nie płacą podatków? Od tacy jest płacony bardzo niski ryczałt (zależny od wielkości parafii), ale taca w niewielkim stopniu idzie na pensje, bo jednak trzeba kościół utrzymać, to są duże, często zabytkowe budynki. Ale od pensji nauczyciela (lekcji religii), pracy naukowej czy pisania książek normalnie płacą PIT. ZUS płacą malutki, ale też i emerytura jest potem odpowiednio niska. Chodzi ci o tą tacę?
Co do gospodyń - jak dla mnie jest to relikt przeszłości, z czasów, gdzie facet nic nie mógł sam w około siebie zrobić. I jak było kilku facetów, którzy nie mieli żony, no to musieli mieć chociaż gosposię. Ale teraz jest to śmieszne, i również dla niektórych księży niewygodne. U mnie w parafii gospodyni terroryzowała wikarych, rozsiewała o nich plotki i kablowała na nich do proboszcza. Czasem były to poważniejsze (często nieprawdziwe) rzeczy, a czasem pierdoły, typu „a bo siądź A. zepsuł plastikową rączkę od grzejnika, niech ksiądz teraz w całej parafii odkupi”. No niby nic takiego, ale oni się czuli zaszczuci.
siądź == ksiądz 😆