#g5NZL

8 lat temu poznałam Damiana. Zwykła domówka u znajomych i nagle pojawił się on – serce mi mocniej zabiło. Całą imprezę starałam się zwrócić jego uwagę i udało mi się, w dodatku procenty zrobiły swoje i nawet się trochę poprzytulaliśmy na koniec... Tak się rozpoczęła nasza znajomość, która dla mnie była związkiem, dla niego nie. Wiele razy u niego spałam, zostawałam na kilka dni, sprzątałam i robiłam kolację... Byłam zakochana na zabój. Ślepa jak kret, ignorowałam fakt, że on mnie nie kocha, że jestem tylko taką zapchajdziurą, zanim znajdzie coś lepszego. Starałam się, jak mogłam, żeby i on pokochał mnie tak ja jego. Wiele musiałam znosić – ignorowanie przez tygodnie, „zdrady”, bo w końcu nie byłam jego dziewczyną, brak czułości przy znajomych czy zero wyjść wspólnie w różne miejsca. Naprawdę, z perspektywy czasu, jak tak patrzę... Jak ja się mogłam na to godzić? Przez cztery lata ani razu nie był u mnie w domu. Nie poznał moich rodziców. A ja wciąż się łudziłam i miałam nadzieję. Taka głupia byłam.

Po tych czterech latach nastąpił jakiś przełom. Nie rozumiałam tego wcale, ale nawet nie próbowałam tego pojąć. Zaproponował... abym u niego zamieszkała. Myślałam, że padnę z radości! Boże, jak ja się wtedy cieszyłam... Po tej rozmowie na drugi dzień już miałam spakowane pół swojego dobytku. Całemu światu obwieściłam, jak to dopięłam swego i on jest mój. Miałam się wprowadzić po weekendzie, bo w sobotę jechał na imprezę urodzinową kolegi ze studiów i miał wrócić dopiero w niedzielę wieczorem. I tak minęła sobota, normalnie rozmawialiśmy przez telefon, pisaliśmy... Nadeszła niedziela i do południa wszystko było w porządku. Nagle przestał odpisywać, odbierać, no zero kontaktu. Odezwał się dopiero w poniedziałek rano, że przeprasza i chciałby się spotkać. Ja naiwnie myślałam, że zwyczajnie zachlał i chce mnie przeprosić.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy oznajmił mi, że musimy zakończyć naszą znajomość... Wyobrażacie sobie taki cios? Byłam na szczycie góry i spadłam w jakąś otchłań. Jak to koniec? Dlaczego? Przecież mieliśmy mieszkać razem! Mieliśmy w końcu być razem! I wtedy padły kolejne ciosy. On dwa miesiące temu poznał dziewczynę. On się zakochał. Faktycznie, nasz kontakt dwa miesiące wcześniej mocno się ograniczył i w sumie z tydzień przed jego propozycją dopiero się poprawił. On się z nią spotykał, ale ona go nie chciała. W niedzielę zadzwonił do niej i jakoś tak wyszło, że po powrocie to z nią się spotkał, nie ze mną. Oni chcą spróbować. On przeprasza, że tak wyszło, ale przecież wiedziałam, jak jest...

No i spróbował z nią. Minęło już kilka lat. Wzięli ślub. A ja wciąż nie mogę się pozbierać. Wciąż mam nadzieję, że ją zostawi i wtedy może znowu będę miała swoją szansę... Najgorsze jest to, że mam chłopaka i go oszukuję.
NieChceLoginu Odpowiedz

Robisz chłopakowi dokładnie to samo, co robią Tobie, panno Damiano

MalinoweGofry

Tak, to straszne, że wiedząc ile ją to kosztowało robi coś takiego drugiemu człowiekowi z premedytacją. Są siebie warci najwyraźniej.

anonimowe6692

Z jedną poprawką - jej "Damian" od początku do końca był szczery w swoich intencjach, nie udawal, że to nie jest dla niego związek

MalinoweGofry

Zgadza się, więc w zasadzie robi jeszcze gorzej...

Dragomir Odpowiedz

Zakop trupa i żyj swoim życiem. Wiem że to cholernie ciężkie, ale ten cały Damian nie jest wcale taki jak sobie go wyobrażasz. Może mieć mnóstwo fajnych cech, ale nie ma jednej, tej najważniejszej - nie kocha Cię.

Lightworker Odpowiedz

Kobieto, masz kompletnie pokręcone wzorce bliskości i związku. Najpierw sama dałaś się latami wykorzystywać i liczyłaś na cud, a teraz sama stajesz w roli oprawcy. To nie jest normalne i coś z tym musisz zrobić. Idź na terapię, bo do końca życia będziesz tkwić w takim bagnie i niszczyć życie sobie i partnerom

anonimowe6692 Odpowiedz

Pomyśl o sobie z dzieciństwa. Wyobraź sobie tą małą dziewczynkę, która wciąż w Tobie jest. I teraz pomyśl jak ją traktowałaś przez te lata biegania za gościem, który Cię nie chciał. Jak ją zdeptałaś jak szmatę, zamiast otoczyć ją troską. Wchodzenie w dorosłość nie oznacza utratę wewnętrznego dziecka, a jedynie to, że Ty przejmujesz za nie odpowiedzialność. Jeśli się nim nie zaopiekujesz w odpowiedni sposob, nie będziesz szczęśliwa. Odwołuje się do wewnetrznego dziecka, bo mi w ten sposób łatwiej było znaleźć współczucie dla samej siebie. Jeśli to nie pomaga, wyobraź sobie na tym miejscu przyjaciółkę, siostrę, mamę. Nie zyczylabys im tego przecież, to dlaczego sobie to robisz? I dlaczego robisz to co robisz swojemu obecnemu chłopakowi? Zostaw chłopaka, szukaj kogoś, w kim się zakochasz z wzajemnością, bo tak Ci będzie najłatwiej zapomnieć o Twoim byłym. I nie zgodzę się z komentarzami, że robisz swojemu obecnemu chłopakowi, to samo co z Tobą robił tamten. On był przynajmniej z Tobą szczery od początku do końca - to co Ty robisz swojemu obecnemu chłopakowi jest dużo gorsze.

NAUS Odpowiedz

Wiesz co, powiem Ci tak. Na szansę trzeba zasłużyć albo ją sobie wziąć. Szafka na szanse u tego gościa jest dla Ciebie zamknięta na klucz, zwyczajnie jesteś którąś w kolejce chętną do jego bolca i to bynajmniej nie jesteś na początku tej kolejki.

No to zostaje zasłużenie na szansę. Wtedy na nią nie zasługiwałaś, bo nie szanowałaś się ani odrobinkę i marnowałaś cenny czas wizjami, które wiły Ci się w mózgu. Dostałaś w pysk od rzeczywistości kilkukrotnie, ale dalej się nie obudziłaś.
Teraz tym bardziej na nią nie zasługujesz, bo dalej żyjesz tymi wizjami, ale dodatkowo poza marnowaniem własnego czasu, marnujesz go też niewinnej osobie, która najprawdopodobniej myśli o Tobie lepiej niż powinna i ma co do Ciebie dobre intencje.

Jak coś ma się zmienić na lepsze, skoro Twoje postępowanie i decyzje są coraz gorsze i dlaczego uważasz, że jakakolwiek szansa by Cię tu jeszcze miała na tym polu spotkać?
Ogarnij się.

Dodaj anonimowe wyznanie