#g0Uxi

Po ostatniej imprezie leciutko pijany czekałem, aż przyjedzie po mnie narzeczona.
Nagle widzę, że narzeczona zatrzymuje się po przeciwnej stronie ulicy naszym dość nietypowym autem. No nic, idę do niej, plackiem rzucam się na tylne siedzenie. „Dzięki, kotku, kochana jesteś...”. Cisza. Może się obraziła? „No nie złość się na mnie” – zaczynam bełkotać jakieś mętne przeprosiny. No ale coś ewidentnie nie pasuje... Podnoszę wzrok, a tam jakiś obcy facet! Emeryt, który wyglądał, jakby zaraz miał dostać zawału. No ja się nie dziwię: prawie 2-metrowy, obcy, wydziarany, długowłosy brodacz nazywa cię per „kochanie”. Przeprosiłem grzecznie przestraszonego emeryta i wyszedłem z jego auta.

Narzeczonej nic nie powiedziałem, bo miałaby ubaw przez długi czas ;)
Dodaj anonimowe wyznanie