Mając 15 lat, pierwszy raz w życiu miałem przyjaciela. Nigdy nikt się o mnie nie troszczył i nikogo nigdy nie obchodziłem, więc pojawienie się takiej osoby to był dla mnie szok. Ten ktoś miał problemy psychiczne oraz miał dziewczynę. Pewnego dnia ta dziewczyna mi napisała, że mój przyjaciel nie odbiera i nie odpisuje na SMS-y i podejrzewa, że on chce sobie zrobić coś złego. Ja szybko się ubieram i pędzę do jego mieszkania. Walę w drzwi ponad 5 minut – nic. Wchodzę na balkon (mieszkanie na parterze) i patrzę, czy jest w domu – nic. Miał zamontowane bardzo stare okna, takie drewniane, więc bez problemu otworzyłem je z zewnątrz (to jest proste) i wszedłem do domu. W salonie, w kuchni, w łazience i jego pokoju go nie ma. Na stole leży jego telefon z miliardem nieodebranych połączeń. Czyli chyba nie tnie się w wannie, OK, spadam stąd. Wychodzę, zamykam okna, zeskakuję z balkonu i idę do mojego domu. A tu on z ojcem wracają z zakupów... Nie wziął telefonu, bo chciał odpocząć od swojej dziewczyny. Pyta, czy idziemy do niego do domu, bo kupił czipsy i energetyki i będziemy grać w Diablo. Ja cały obesrany odpowiadam: „No pewnie”.
Wchodzimy. Widzimy ślady butów. Trawę. Na oknach jest odcisk dłoni. Dzwonimy na policję. Przyjeżdża patrol, patrzy, bada. „Panie, pewnie jakieś dzieci się przy oknie bawiły. Nie było włamania, bo nie ma żadnego śladu na oknach. Poza tym nic nie zginęło”. I odjeżdżają. Kumpel i jego ojciec cali wkurw..., bo wiedzą, że włamanie było, no ale co zrobią. Nic nie zginęło, wszystko na miejscu, drogie telefony leżące na stole dalej tam leżą. Założyli więc tylko kraty na balkonie i tyle.
On nigdy się nie dowie, że to ja się do niego włamałem, bo chciałem wiedzieć, czy on jeszcze żyje, czy może już się wykrwawił w wannie.
Dodaj anonimowe wyznanie
A nie przyznałeś się bo?
Bo się bał, że straci jedynego przyjaciela. Dosyć łatwo się domyślić.