#feT5P
Byłam u lekarza rodzinnego, powiedziałam co się dzieje, ale ze względu na moje wcześniejsze problemy z psychiką (cała rodzina chodzi do tej pani doktor od lat i dobrze się już znamy) stwierdziła, że to pewnie nerwica i tyle. Oczywiście nie pasowało mi to bo nie miałam innych objawów typowych dla nerwicy więc zamiast pójść do psychologa szukałam w necie odpowiedzi na to co mi dolega. I o dziwo bardzo dobrze zrobiłam, znalazłam artykuł o zatruciu tlenkiem węgla i wszystkie objawy pasowały.
Powiedziałam o tym rodzicom, ale nie wierzyli. Pewnego dnia po wyjściu z łazienki dosłownie czołgałam się do pokoju bo nie mogłam utrzymać równowagi na stojąco, serce dalej biło jak szalone. Później kolejna taka sytuacja, doszłam ledwo do pokoju i padłam, byłam pewna, że dostane zaraz zawału, nie mogłam wykrztusić z siebie słowa, więc kopałam w ścianę, żeby obudzić mamę w sąsiednim pokoju. Przyszła, przeraziła się, trochę się już uspokoiło, ale dalej głupio nie wezwałyśmy pogotowia, ja nauczona nie histeryzować powiedziałam, że zaraz mi przejdzie i przeprosiłam za zbudzenie, a ona uszanowała moje zdanie.
Rodzice dalej nie do końca wierzyli, że to czad, bo im nic nie jest, więc jak to możliwe (zaznaczę tu, że kopcą fajki jak stare lokomotywy). Aż pewnego razu wróciłam do domu późno, poszłam się od razu myć, po chwili zakręciło mi się w głowie, ale zwaliłam to na to, że byłam lekko wstawiona. Straciłam przytomność. Obudziłam się w szpitalu. Okazało się, że to jednak było zatrucie tlenkiem, prawdopodobnie trułam się od dawna małymi stężeniami. Przyjechała straż pożarna, okazało się, że tego dnia stężenie było wysokie.
U nas przyczyną była zatkana kratka wentylacyjna. Spędziłam ponad tydzień w szpitalu, mogłam mieć uszkodzony mózg (na szczęście tak się nie stało) nasłuchałam się jak to prawie nie dostali zawału jak mnie wyciągali nagą, mokrą, nieprzytomną z wanny, jak się potem zarzygałam i zasrałam. Więc do wszystkich tu obecnych posiadających piecyk gazowy, zakładajcie czujniki! A rodzicom radzę słuchać swoich dzieci, czasem to one mają rację.
Czytam i nie wierzę. Po wyznaniu wnioskuję, że jesteś osobą dorosłą (wracasz wstawiona, sama chodzisz do lekarza). Podejrzewasz tlenek węgla, nie tylko podejrzewasz, wielokrotnie doswiadczasz jego działania, niemal do granicy omdlenia/zawału. Całe podjęte działanie: mówisz mamusi. Która ma to gdzieś. Więc radośnie dalej każdego dnia ryzykujesz życie swoje i całej rodziny, bo tlenek węgla to potrafi. Czujnik tlenku węgla kosztuje 100 złotych. Już nie wspomnę co mają w głowie rodzice, którzy wbrew zdrowemu rozsądkowi, choćby dla świętego spokoju, nie sprawdzili tego podejrzenia, szczególnie, że matka widziała jego efekty i była "przerażona". No sorry, ale rodzina idiotów.
Jak w ogóle można nje mieć czujnika czadu, mając piecyk gazowy w łazience. Czujnik kosztuje naprawdę grosze. W porównaniu np. do papierosów, a przecież rodzice "kopcą jak stare lokomotywy". Samo to to już patologia, ale to w porównaniu do ryzykowania życia własnego dziecka, bo żal poświęcić chwilę uwagi i kilka groszy na sprawdzenie obecności czadu w mieszkaniu, to już nie wiem jak nazwać.
Odnośnie "jak można nie mieć" to ci powiem że np u mnie w domu rodzinnym to było ciągłe "no kiedyś się kupi"/"no dobrzeby by było kupic". Aż w końcu ja sie wkurzyłam, pojechałam do leroy i wzięłam od ręki. I powiem wprost, że byłam w szoku, że to tylko 100zł, bo myslalam że może cena tego jest tak zaporowa, że rodzice nie mają na to kasy. Więc teraz jak tylko jestem u kogoś kto ma piecyk gazowy i nie ma czujnika to uświadamiam jakie to banalne zapewnić sobie bezpieczeństwo i jestem w szoku ile dorosłych osób nie chce tego zrobić bo "a to trzeba pewnie coś z tym robić"... Tak, wsadzić baterie i postawić/powiesić w odpowiednim miejscu ...
Tylko po co się szarpać? Przecież chodzi tylko o życie lub uszkodzenia mózgu.
Ifyoulikeme, autorka pisze, że miała problemy psychiczne, być może nie do końca ufa swoim reakcjom i woli jednak powiedzieć mamie, zwłaszcza, że tylko u niej pojawiły się problemy. Może sama już uznaje, że może histeryzować, skoro lekarz zwalił na nerwice, rodzice nie uwierzyli. A skoro mieszkają razem, to jednak warto im powiedzieć, ja też sama takiego czujnika bez konsultacji z rodzicami (co do szczegółów, gdzie, jak najlepiej i tak dalej, ale jednak) bym nie zamontowała*, ale moi nie są idiotami - bo co do twojej oceny rodziców autorki się zgadzam. Mieszkamy tam razem i no trzeba choćby powiadomić o takich planach z szacunku do siebie.
*piszę hipotetycznie, ponieważ nie mam piecyka gazowego
Gajowianka, chyba czas iść na terapię i krok po kroku uniezależnić się, bo inaczej zmarnujesz sobie życie.
Od razu na początku tego wyznania pomyślałem o tlenku węgla. Ale serio, macie piecyk gazowy i nie mieliście czujnika???
Tak, to powszechne. Mieszkałam w różnych mieszkaniach z piecykami gazowymi jako dziecko i jako dorosła. Dopiero od kiedy mieszkam sama, zaopatrzyłam się w czujnik czadu. A nawet dwa: jeden do kuchni, jeden do łazienki. Jakoś odpowiedzialność przestała się rozkładać na większą liczbę osób.
Warto montować te czujki. Tyle ile to kosztuje to nie tyle co życie ludzkie. U mnie też się czad ulatniał, ale czujka zadziałała i udało się problem zlikwidować.
Przeraża mnie ignorancja twoich rodziców i twoje nadmierne zaufanie do nich