Razem ze znajomymi ze studiów wynajmujemy mieszkanie. Jesteśmy zgraną paczką i dobrze nam się razem mieszka. Jednak od pewnego czasu miałam wrażenie, że moi współlokatorzy zaczęli mnie unikać... Szczególnie odczuwalne było to każdego ranka. Dawniej często szykując się do wyjścia, jedliśmy razem szybkie śniadanie w kuchni, teraz zauważyłam, że nikt nie wchodzi do niej do czasu, gdy ja jej nie opuszczę :/ Zmartwiło mnie to, nawet zrobiłam sobie szybciutki „rachunek sumienia”, zastanawiając się, co też mogłam im zawinić. Na odpowiedź nie musiałam długo czekać.
Moi znajomi zebrali się i powiedzieli: „J., rozumiemy, że poranna sraczka to normalka, jednak mogłabyś nie puszczać tych pierdów w kuchni, gdy chcemy sobie zrobić śniadanie”.
Osłupiałam, gdyż nie przypominałam sobie żadnych bąków puszczanych w kuchni, szczególnie gdy istniało niebezpieczeństwo, że lada chwila ktoś wejdzie... Po głębszej analizie odnalazłam przyczynę moich problemów.
Był nim kończący się ketchup, który wypluwając z siebie resztki swoich wnętrzności, wydawał z siebie charakterystyczne dźwięki imitujące siarczyste pierdy :P
Dodaj anonimowe wyznanie
Nawiązując do tej historyjki, wyssane z d#py.
Wymyślone bądź twoi znajomi to kretyni.