#eLDaQ
W wieku zaledwie 18 lat poznałam przez Internet chłopaka. Może to głupie, ale bez spotkania go na żywo zakochałam się z wzajemnością. Obydwoje przebywaliśmy wtedy poza granicami naszego kraju, jednak zdecydowaliśmy się, że wrócimy i zamieszkamy wspólnie, tak też się stało. Zaczęłam studiować, on pracować. Przez chwilę było dobrze, jak w bajce.
Szybko pojawiły się zgrzyty, bo on, wychowywany w domu z babcią, mamą i siostrą, nigdy nie musiał nic robić w domu i wyszedł z założenia, że podczas zmiany miejsca zamieszkania nic się w tej kwestii nie zmieni.
Wyjechaliśmy za granicę. Wszystko szło w złym kierunku. Lata mijały, a on był coraz gorszy. Zapleśniały i zaschnięty stos talerzy na biurku czy brudne majtki już na wejściu do mieszkania nie stanowiły dla niego problemu, raczej codzienność. Moją codzienność – z jednej, ciężkiej fizycznej roboty do drugiej.
Powstrzymywałam się z wyprowadzką tylko, a może aż ze względu na naszego psa, którego kocham jak dziecko, oraz wtedy jeszcze problemy z językiem obcym. Któregoś dnia jednak nie wytrzymałam, wynajęłam mieszkanie, wyniosłam się. Nie było łatwo. Przyjeżdżałam na rowerze niemal co drugi dzień po pracy do pieska, nie miałam auta ani prawa jazdy. Po pewnym czasie, niedługim zresztą, poznał kogoś, a panna zabroniła mu mieć kontaktu z byłą, mimo że ten ograniczał się do ustalania terminów odbioru i dostarczenia psa. Zablokował mnie. Kiedy zadzwoniłam od znajomego, powiedział, że to koniec i mam zapomnieć o psie i dać IM święty spokój. Pierwszy raz w życiu załamałam się do tego stopnia, że nie mogłam jeść mimo skręcającego się z bólu żołądka.
Na szczęście tutaj pojawiła się moja rodzicielka, która słysząc mój płacz codziennie i bez przerwy, w obawie o moją depresję, postawiła delikwenta na równe nogi i zagroziła, że się do niego wybierze, jeśli nie pozwoli mi zabierać od czasu do czasu psa. Pozwolił, pod warunkiem że będę zostawiać kartki w drzwiach, że pies jest ze mną – i to wszystko po 5 latach związku.
A dziś? Panna go olała. Musiał się przeprowadzić, pech chciał, że w nowym mieszkaniu nie może mieć psa. Oddał mi go. Nowy partner z radością przyjął wiadomość o tym, że moja największa miłość, mój piesek zamieszka z nami. Zakochał się w nim tak samo mocno jak ja. Jesteśmy razem w trójkę, szczęśliwi, spełnieni. Realizujemy marzenia. A ja? Osiągnęłam więcej, niż mogłoby mi się wydawać. Dwa lata temu byłam w rozsypce, a teraz pozbyłam się kompleksów, zdałam prawo jazdy i kupiłam auto, zapisałam się na studia i mam obydwoje moich kochanych chłopaków przy sobie.
PS Do końca życia będę wdzięczna mamie za interwencję :)
Ale nie dziwię się, że facet się ucieszył, że nie będziesz już ciągle jeździć do byłego.
w punkt! :)
Miałem w życiu 4 psy, 3 koty, chomiki, króliki. Lubię zwierzęta. Ale nie rozumiem konceptu, aż takiego przywiązania. To jest zwierzę, za tydzień może zdechnąć. Nigdy nie uroniłem łzy za zwierzęciem, bo można iść do schroniska i za darmo wziąć następnego psiaka czy kota. Chyba wynika to z dużej ilości czasu spędzonej na wsi jako dzieciak. Gdzie codziennością były biegające kury bez głowy, czy strzelanie do wróbli z wiatrówki
Gratulacje.
Mogłaś wziąć psa ze sobą wyprowadzając się
A jednak, dodajesz post w 90% poświęcony byłemu, który był przecież aż tak beznadziejny. Serio, mając słabego ex i normalny związek totalnie nie myślę o tym co było. Nie wiem dlaczego porównujesz wciąż to co osiągnęła do tego co "stracił" on. Polecam udanie się na terapię i zamknięcie tematu.
Zamknięcie tematu w niektórych przypadkach wymaga więcej, a w innych mniej czasu i terapia nie jest magicznym katalizatorem. Mi też było ciężko się emocjonalnie całkowicie otrząsnąć po rozstaniu, kiedy mój były po 6 latach odszedł bez słowa wytłumaczenia, mimo że szybko kogoś poznałam, zakochałam się i jestem w szczęśliwym związku. Dopiero blisko 1.5 roku później były przestał we mnie wywoływać negatywne emocje i teraz jest tak, jakby nie istniał dla mnie (nie mamy kontaktu od rozstania, poza jakimiś rozliczeniami na koniec). Byłam w trakcie terapii podczas rozstania, nie pomogło mi to nic domknąć, musiałam dojść do tego sama. Opisywanie takich historii też jest działaniem terapeutycznym i formą radzenia sobie z emocjami, polecaną przez psychologów.