#e7vFo
Kilka dni temu spotkaliśmy się po latach, kiedy przywiozłem jej pelet. Stanąłem jak słup soli, kiedy ją zobaczyłem. Mąż, prawdopodobnie facet, z którym mnie zdradzała i dla którego zostawiła, dwójka dzieci i dom z ogrodem. Czyli to, o czym marzyła, a czego ja jej nie byłem w stanie dać. Wcale nie wyglądała na nieszczęśliwą, wręcz przeciwnie. Widziałem ich szczęśliwe małżeństwo, zadbaną kobietę, matkę i żonę i tego faceta, który mi ją zabrał.
Boli jak cholera, na nowo nie umiem sobie z tym poradzić. Miała rację, że jestem nieudacznikiem i skończę jako nikt. Mam prawie 40 lat, nic nie osiągnąłem, nie mam ani rodziny (i już pewnie nie będę miał), ani nawet własnego mieszkania. Historia bez happy endu dla mnie. No nie umiem sobie z tym dać rady.
Jeśli chciałeś z nią stworzyć rodzinę, to czemu po 11 latach dalej była Twoją dziewczyną, a nie żoną albo przynajmniej narzeczoną? Też bym na jej miejscu po takim czasie doszła do wniosku, że już nie ma na co czekać i po co marnować czasu, bo nie traktujesz tego poważnie. Rozumiem jak ktoś przeciągnie zaręczyny kilka miesięcy, rok dłużej, bo nie ma opcji na stworzenie fajnych warunków do oświadczyn, ale 11 lat? Ile miała na Ciebie czekać?
Odeszła nie dlatego że zwlekałem z oświadczynami, ale dlatego że byłem biedny i zaczęła rozumieć, że zniszczy sobie ze mną życie. Jak widać miała rację, nic w życiu nie osiągnąłem, a ona jest teraz szczęśliwą kobietą. Nie dała po sobie nic poznać a już kilka miesięcy wczesniej spotykała się z tym drugim. Dużo mi nagadała kiedy sie rozstawalismy, ale nie chciała powiedzieć czy poznała go przypadkiem czy już to wczesniej planowała. Oszukiwała mnie, zdradzała i wyszła na tym dobrze.
Nie potrafie pozbyć się przeszłości, wspominam stare czasy kiedy naprawdę byłem szczęśliwy. Ją, nasze chwilę i naszą paczkę znajomych których już nie ma. Wszystko się rozsypało, reszta poukładała sobie życia, większość sie wyprowadziła. A ja prawie 40letni sfrustrowany, samotny, biedny facet oglądam nocami stare zdjęcia na starym komputerze z moją jedyna miłością i paczką znajomych na których miałem 20 kilka lat i chce mi się płakać. Wiem, ze nie powinienem żyć przeszłością, ale po tym jak ją znów zobaczylem, piękną, szczęśliwą z dziecmi ktore moglyby byc moje..... Nie umiem sobie z tym radzic.
@Straconezycie
Tak sobie mów, że chodziło tylko o pieniądze. Tymczasem po prostu nie dałeś jej absolutnie żadnych perspektyw na przyszłość, bo w wieku ok. 30 lat, po 11 latach związku, nawet nie chciałeś wziąć z nią ślubu chociaż wiedziałeś, że jej na tym zależy.
Jeśli faktycznie Cię zdradziła (a nie demonizujesz ją po latach, gdy nie może się bronić) to oczywiście przykre.
@Straconezycie zastanów się, czego Ci w życiu brakuje. Wypisz na kartce.
Potem zastanów się, co musisz zrobić, żeby osiągnąć to, czego Ci brakuje do szczęścia. To też wypisz na kartce.
I działaj. Od teraz, od dzisiaj. Już.
Wiem, że łatwo mówić, bo Ci jest ciężko i ciężko znaleźć nowe perspektywy na życie.
Masz 40 lat.
Nie jest powiedziane, że te plany wypalą i uda Ci się osiągnąć wszystko, co chciałeś.
Ale za 10 lat będziesz mieć 50 I jak nie spróbujesz, to będziesz wtedy w tym samym miejscu co obecnie. Ze świadomością, że nigdy nawet nie spróbowałeś żyć tak, jak chciałeś żyć.
@ohlala
Nazwanie tego że nie dałem jej absolutnie żadnych perspektyw jest tylko ładnym synonimem że odeszła bo byłem biedny. Na jedno wychodzi. Ona się otworzyła jak książka kiedy mnie zostawiała. Powiedziała mi wyraźnie, że nie widzi ze mną perspektyw na rodzinę, bo mam bieda pracę, zero ambicji, talentów i to się nie zmieni. Zapytała czy nie dostrzegam tego, że z naszych wszystkich znajomych tylko ja nic nie osiągnąłem. Cały czas mnie krytykowała, a w trakcie rozmowy wyszlo, że już kogoś ma. Wyszlo na to, że zanim puściła się mnie musiała dobrze poznać tego drugiego. Nie dość, że kilka miesięcy mnie oszukiwała, zdradzała i potrafiła grać tak, że niczego się nie domyślałem, to jeszcze zmieszała mnie z błotem na końcu, a ja zamiast zachować się jak prawdziwy facet i kopnąć ją w 4 litery po tym co zrobiła, przepraszałem i prosiłem o drugą szansę.
Żeby było jeszcze lepiej zaraz potem ludzie z którymi byłem od zawsze zaczeli się kruszyć. Zaczęły się im rodzic dzieci, wyjeżdzali, powoli przestalismy się spotykać w stałym gronie i pewnym momencie zostałem sam. W 2019 roku mam ostatnie zdjęcie namiastki tego co było. Czasem kogoś jeszcze przypadkiem zobaczę, ale życia i tematy rozmów już się nam rozjechały. To już nie to samo. Nie wiem, może że oni wydorośleli, patrzą w przyszłość, mają rodziny, domy, mieszkania, a ja utknałem gdzieś w przeszłości i nie potrafię się pogodzić że świat się zmienia. Wiem, że żyje przeszłością, a to niedobre. Ale co mam zrobić, kiedy nie odnalazłem się w tym życiu i nic nie osiągnąłem oni wszyscy mają już rodziny, dobre prace, mieszkania i pobudowane domy. Znów mi ciężko.
Ok, ona zdecydowanie zachowała się ch***wo. Jeszcze zrozumiałabym odejście do kogoś bardziej ogarniętego (choć i to pod warunkiem, że sama jest ogarnięta) życiowo, ale no nie w ten sposób. Tak jak sam piszesz takie rozpamiętywanie nie jest dobre. Czemu nie spróbujesz zamiast tego coś zrobić ze swoim życiem? Zdobyć jakieś kwalifikacje, przebranżowić się, zacząć lepiej zarabiać i stanąć na nogi? Nie musisz od razu kupować swojego mieszkania, spróbuj sobie najpierw poprawic warunki życiowe, zacząć coś odkładać, itd. Ogarnelabym na Twoim miejscu najpierw tę strefę finansową, a potem możesz się zająć innymi rzeczami. I jak myślisz, że jest na coś za późno, to zawsze się znajdzie ktoś, kto Ci powie, że to nie jest dobry moment w życiu na coś, ale prawda jest taka, że lepszego nie będzie, a kto nie ryzykuje, ten nie je ziemniakow.
Była tak samo ogarnięta jak ja. Pracowała po sklepach za najniższe krajowe, ale jak się okazało odemnie oczekiwała więcej niż od siebie, bo facet ma być facetem. I co z tego, że mogę ją oskarżać o hipokryzje, oszustwa, wyrachowanie, kłamstwa itp, skoro dzieki temu to ona wygrała. Życie nie okazało się sprawiedliwe. Gdzie teraz jest ta karma o której wszyscy mówią?
Wiadomo, że chodziło jej o pieniądze i lepsze życie za czyjes. Na dom, zadbany ogród, dwa samochody nie byłoby ją stać z pensji pracownicy marketu. Dwójke dzieci też trzeba za coś wychować i nie pracować jakiś czas żeby mieć na to czas. Potraktowała mnie teraz tak jakby nie było tych 11 lat razem, jakby nic nas nigdy nie łączyło. Czułem takie dziwne coś jakbym widział obcą osobę, a jednocześnie wiedział o niej tak wiele.
Straconezycie jesteś żałosny, dziewczyna realistycznie oceniła sytuację i jak chciała założyć rodzinę to dobrze zrobiła zostawiając Cię (te zdradzanie było słabe, nie popieram), ułożyła sobie życie i jest szczęśliwa, a Ty żałujesz, że jej się ułożyło. Jeśli ci zależało na rodzinie i dzieciach to trzeba było się po tym ogarnąć, a nie przez 11 lat stać w miejscu i żalić się nad sobą. I nie te dzieci nie mogłyby być Twoje, bo rozsądne kobiety nie chcą robić sobie dzieci z użalającymi się nad sobą gołodupcami. Co byś im zapewnił skoro bez dzieci miałeś problem się ogarnąć życiowo? Dzieci nie ułatwiają kariery.
@Straconezycie
"A ja (...) sfrustrowany, samotny, biedny facet"
I oczywiście każdy z tych przymiotników to wina niesprawiedliwego świata, tak?
Bezsprzecznie Twoja dziewczyna zachowała się w stosunku do Ciebie okropnie i jakakolwiek frustracja z tego powodu jest jak najbardziej uzasadniona. Najpierw powinna zakończyć relacje z Tobą, a potem wiązać się z drugą osobą. Natomiast problemem ani trochę nie była tu Twoja bieda. Jest różnica między biedą a brakiem ambicji. Można być biednym - zarabiać najniższą krajową, żyć od pierwszego do pierwszego, ledwo ciułać na rachunki, ale dążyć do tego by to zmienić - robić kursy czy to internetowe czy z Urzędu Pracy, szukać lepiej płatnej pracy, przekwalifikowywać się, łapać proste dorywcze roboty żeby nabrać doświadczenia czy nawet wyjechać za granicę. Znam wiele osób, które żeby wyjść ze stagnacji, całkowicie zmieniły swoją drogę zawodową i to mieszkając na zadup... na których na jedno wolne miejsce sprzątaczki jest dziesięć chętnych. Jeśli Ty nie robiłeś nic, żeby wyjść z tej biedy to po prostu dziewczyna w końcu zorientowała się, że nie stanowisz żadnej perspektywy na przyszłość i podjęła najwłaściwszą dla siebie decyzję. Jeżeli nie zrobisz nic, żeby zmienić swoje życie, dalej będziesz tkwił w martwym punkcie.
Dobrze ujęte. I właśnie o to jej chodziło. Z reszta, nawet to rozstanie niczego nie nauczyło autora. Chce mieć rodzinę i takie życie jak ex, ale w żaden sposób nie dąży do osiągnięcia swoich celów. Czyli dziewczyna miała rację że czeka ją właśnie takie życie przy nim. Obrzydliwa była zdrada i za to możesz mieć pretensje, ale za wszystko inne wiń siebie, autorze. Mimo wszystko, głowa do góry. 40 lat to dobry moment żeby jeszcze wszystko zmienić. Zacznij szukać dobrej pracy, hobby, zadbaj o siebie, chodź na randki. Po prostu zacznij żyć zamiast tkwić w miejscu tak jak przez całe 40 lat. Rusz się, do roboty!
Niby tak znałeś swoją dziewczynę - to nie wiedziałeś, że chce mieć dom i dzieci, zaskoczyło cię to? Musiałeś wiedzieć. A ona dała ci 11 lat swojego życia. Ile by miała jeszcze czekać, żebyś powiedział, że była w porządku, do 50-tki? Oczywiście, tak jest najłatwiej, wmówić sobie, że zdradziła, że „poleciała” na bogatego. Ale ty nie znasz ich historii. Może zaczynali z niskiego pułapu, i razem budowali majątek, razem pracowali w ogrodzie, i malowali ściany. Ona pracowała w sklepach kiedy byliście razem, ale rozstaliście się 9 lat temu, od tego czasu mogła już 4 razy zmienić pracę. Nie wszyscy tkwią w tym samym miejscu całe życie, ona ewidentnie miała chęć iść do przodu. Nie rozumiem o co masz pretensje 🤷🏼♀️ stań w prawdzie, że nie wniosłeś nic dobrego do jej życia. odpuść sobie to gadanie o rzekomej zdradzie i materializmie. Wylecz swoją frustrację, stań się pozytywnym, trochę ambitniejszym 40-latkiem, a za kilka lat będziesz w tym samym miejscu co ona. No i kup to mieszkanie, to nie są aż tak drogie rzeczy ;P masz 40 lat, ok 20 lat pracy za tobą. Jakbyś co miesiąc odkładał 500 zł to już dawno miałbyś spory wkład własny, na spore mieszkanie. Może spróbuj iść do psychiatry, czasami taka pretensja do świata rodzi się z depresji. Może tabletki pozwolą ci ruszyć do przodu? Zasługujesz na szczęście, ale nie tędy droga.
Autorze (lub przepisywaczu z ekranu AI, jeden członek).
Na drugi raz mów od początku, że Twoim celem jest nabicie komentarzy poprzez stopniowanie przyprdalania się do kobiety, która Cię zdradziła, a potem odeszła do innego. A także wykazanie jej jedynej i wyłącznej winy, za wszystkie nieszczęścia, które kiedykolwiek Cię spotkały.
Skoro TYLKO TO było Twoim celem, to po jaki uj żalisz się nad sobą i non stop podkreślasz swoje najsłabsze cechy, strony, wady? Przecież to wszystko to JEJ wina, nie Twoja. Tak przynajmniej wynika z Twoich kolejnych wpisów.
Po pierwsze wszechświat nie jest sprawiedliwy i nigdy nie był. Wszechświat ma to gdzieś czy Ci smutno czy też nie. Wszechświat sobie istnieje.
Twoja była zdradzała i oszukiwała Ciebie i nie spotkała jej żadna kara? No a czemużby miała? Albo czemu miałaby spotkać Ciebie nagroda? Gdyby było jak mówisz, to byś w totka wygrał, a ona by siedziała na minimalnej z problemami zdrowotnymi.
Po drugie w pewnym momencie przytrafi się jej jakieś nieszczęście, jak każdemu - ale to nie będzie jakakolwiek mityczna karma tylko czyjaś decyzja i konsekwencja która do tego doprowadziła - nie musi być nawet jej decyzja, to może być np. nawalony kierowca.
Po trzecie znajdź hobby - nie musi być drogie, musi być Twoje. Nie masz jakiegoś? To poszukaj jakiegoś. Zajmij czymś myśli, zobacz co się Tobie podoba. Potem zacznij myśleć jak możesz zarabiać na tym hobby. Może wytwarzanie czegoś w drewnie? Może kanał na youtube? Może własna firma fotograficzna? I tym podobne.
Dodatkowo rozważ terapię oraz przeprowadzkę. Z tego co rozumiem to dowoziłeś pellet - takie dowożenie da radę i w innych miastach, gdzie Twoja była nie mieszka i na nią nigdy nie wpadniesz.
A potem po prostu żyj. Bez takich zmian utkniesz po prostu w przeszłości i aż do śmierci będziesz w niej tkwić. Patrząc na ton wypowiedzi to w końcu żal i smutek może przezwyciężyć chęć do dalszej egzystencji - a tego byśmy nie chcieli, prawda? W końcu musisz przeżyć swoich wrogów.