#dT19e
Miałam lalkę Barbie, ale musiała być ubrana na zielono lub brązowo, ponieważ te kolory kojarzyły mi się z wężami, mama bawiła się w krawcową i szyła te ubranka, do tej pory się dziwię, że nie dostała szału. Jednak przebiłam samą siebie, gdy udało mi się zdobyć swojego pierwszego węża w wieku dziewięciu lat.
Mieszkam na wsi i dziadek pozbywał się wtedy trawy, kładąc na nią czarną folię i trawa pod wpływem gorąca usychała, ale gdy się folię podniosło, często można było zauważyć wijące się tam węże, które się pod nią wygrzewały. Więc mądra ja wzięłam duży słoik ok. 5 l, włożyłam do niego mysz (do tej pory nie wiem, skąd ją miałam, ale słyszałam, że węże lubią myszy, to i ją się jakoś zdobyło), wszystko wetknęłam tak, żeby było pod folią, a spód słoika był w moją stronę, żebym widziała, jak coś do niej wpełznie i czekałam kilka dni, aż w końcu o dziwo był i mój wąż. Szybko podbiegłam z nakrętką, w której wcześniej porobiłam dziurki, i zatkałam słoik, który wraz z pięknym ok. 15-centymetrowym zaskrońcem wylądował pod łóżkiem.
Oglądałam moją zdobycz przez trzy dni, aż w końcu zaczął śmierdzieć. I wtedy do pokoju wkroczyła ekipa sprzątająca, czyli mama, bo jeśli coś śmierdzi, to należy to znaleźć i się tego pozbyć. I nie chcielibyście widzieć jej miny i słyszeć jej wrzasków, gdy w końcu znalazła. Miałam szlaban na zabawy z dziećmi z sąsiedztwa na miesiąc. Ale faza na węże nie minęła. Za miesiąc mam 20 urodziny i będę miała w końcu wymarzonego pupila, ale tym razem nie z łąki.
Marzenia się spełniają :D
Trzeba było poprosić o jakiegoś zbęża wożowego ze sklepu zoologicznego. Nieszkodliwy, uroczy, łatwy w "obsłudze" nadałby się dla małolaty :) tylko mama byłaby pewnie niezadowolona z zamrożonych myszy w zamrażarce.
zbęża wożowego xDDD wzięło z zaskoczenia
Waz to nie zwierze domowe... no ale jak marzenia wazniejsze to niech sie gadzina meczy.
Czaroit Odpowiedz Usuń
Miejmy nadzieję, że ten przeżyje dłużej. Nie bardzo rozumiem też, co zabiło biednego zaskrońca w 3 dni (skoro zaczął śmierdzieć to pewnie nie dlatego, że nie mył tyłka). W 3 dni z głodu by raczej nie umarł.
Ja akurat kocham węże, dlatego uważam, że trzymanie ich w terrarium to zwykłe znęcanie się. Tak samo, jak trzymanie ptaków w klatkach czy zwierząt w ZOO.
(Przy okazji, kiedyś w ZOO trzymało się czarnych przywiezionych z Afryki. Jeszcze w XX wieku. Pewnie wtedy też uważano, że to nic takiego. Czarny jest bezpieczny, polować nie musi, żryć dostaje, ino mu zazdrościć takiego losu...)
Być może brak ciepła. Wychłodził się i zdechł. Tyle, że wąż po 3 dniach w chłodnym miejscu, w słoiku raczej by nie śmierdział mimo wszystko.
Coś tu się nie zgadza albo autorce pamięć szwankuje.
HansVanDanz
Aha. Mógł się wychłodzić. Z kolei zapaszek po trzech dniach zrozumiałabym wtedy, gdyby w tym czasie były ogromne upały. Tak czy inaczej, coś tu nie styka.
A przy okazji, skoro już z Tobą rozmawiam.
Od czasu naszej rozmowy o poczuciu humoru, ciekawi mnie, jakie filmy Ciebie śmieszą. Możesz podrzucić jakieś tytuły? Chętnie bym obejrzała, i być może też się pośmiała. :)
Czartoit
Obawiam się, że nie zaproponuję niczego, czego byś nie znała. W filmie generalnie bawi mnie absurd. Z tego tytułu bawią mnie filmy jak: Naga Broń (zawsze), Faceci z rajtuzach, Hot Shots, Czy leci z nami pilot, Wampiry bez zębów, filmy Barei czy SouthPark.
Nie zapadła mi szczególnie żadna komedia po 2000 roku. Obecnie panuje cenzura w komedii i pewne grono decyduje z czego można się śmiać, a z czego nie. Nie odpowiada mi to ograniczenie.
HansVanDanz
OK, faktycznie wszystko poza SouthPark znam. Tej baji zaś nie dam rady oglądać, rzyg mnie bierze na sam widok postaci. Brrr
W takim razie, ponieważ oboje uwielbiamy absurd, to ja Ci polecę moich top ulubieńców. Może czegoś nie znasz, i przy jakiejś okazji obejrzysz.
1. Paul.- Komedia SF, o szaraku. Paluszki lizać, uwielbiam ten film.
2. Bogowie muszą być szaleni - to jest po prostu perełka, przygodówka o buszmenach i Afryce. A właściwie 3 cudowne perły, bo są 3 części.
3. Rick i Morty - pojechana baja dla dorosłych. Też SF. Ohydna kreska, za to pomysły scenarzystów są kompletnie po bandzie.
Jakby ktoś chciał dopisać inne tytuły z absurdalnym humorem (może być czarny) to byłoby miło. :)
O filmie Paul słyszałem, nie oglądałem.
Bogowie... kiedyś mimochodem z połową uwagi rzucałem okiem na telewizor. Nie przykuł mej uwagi.
Rick i Morty to bardzo popularna seria, ale nie zaciekawiła mnie.
Rzadko oglądam komedie, bo na ogół to mocno proste historie i na ogół to co ma mnie bawić, tego nie robi.
No ale o tym już ci pisałem. Trudno mnie rozśmieszyć, najlepiej to robię ją sam ;)
Chyba nie ma bardziej absurdalnej komedii niż "Rrrr" :P żadnego innego filmu nie oglądałam tyle razy, znam na pamięć każdy dialog, a i tak wciąż mnie bawi.
PS. wiem, że tym przykładem z czarnymi w klatach chciałaś pokazać, że trzymanie tam zwierząt jest niefajne, ale jednak wyszło na to, że przyrównałaś czarnych do zwierząt, co zabrzmiało trochę rasistowsko. Mimo wszystko, ludzie różnią się od zwierząt pod wieloma względami. A czarnym bliżej jednak do nas, niż do węża czy ptaka. Nie przychodzi mi do głowy żaden logiczny powód, dla którego trzymanie węża w terarium miałoby być znęcaniem się. Przecież te zwierzęta w naturze jedynie polują, by przeżyć, a przez resztę czasu chowają się, by w bezpiecznej kryjówce przetrawić jedzenie i się przespać. Idąc tą logiką, trzymanie wykastrowanych kotów w domu to znęcanie się, bo przecież w naturze one lubią polować i się parzyć.
elbatory
Rrrr - oglądałam raz, i kompletnie o tym filmie zapomniałam. Odświeżę sobie. Dziękuję.
Co do czarnych - nieźle... Aż mi słów zabrakło z wrażenia.
Jeśli komuś w ogóle przychodzi do głowy myśl, że w ten sposób sugeruję, iż czarnym bliżej do zwierząt niż do ludzi, to świadczy tylko o jego własnych rasistowskich skojarzeniach. A ja za cudzy spaczony umysł nie odpowiadam.
W kwestii węży, tudzież kastrowanych kotów. Nie będę wchodzić w polemikę, bo szkoda mi już energii na jałowe dyskusje. Nadyskutowałam się w swoim życiu z "miłośnikami" zwierząt po kokardę, i mi styknie.
A ja bym jednak chciała porozmawiać, bo jestem otwarta na dialog i jeśli przedstawisz mi sensowne argumenty, to jestem w stanie zmienić swój światopogląd.
Co do czarnych, no to przykro mi, ale tak to właśnie zabrzmiało. Absolutnie nie twierdzę, że taki miałaś zamysł i jesteś rasistką, tylko że po prostu twoje porównanie taki miało wydźwięk. Jako argument ku temu, że zwierzętom jest źle w klatkach, podałaś przykład z trzymaniem w klatkach osób czarnoskórych. Uważam to za bardzo kiepski argument, bo gatunek ludzki (do którego zaliczają się czarni) znacznie różni się od zwierząt. Mamy inaczej zbudowane mózgi, inne potrzeby, inaczej rozwiniętą inteligencję, świadomość. Po prostu to, że czarnemu człowiekowi nie będzie dobrze w klatce, nie znaczy, że zwierzęciu też nie będzie. Oczywiście nie mówię o klatce metr na metr, gdzie zwierzę nie może się ruszyć, tylko o takiej dostosowanej do jego potrzeb i z warunkami zbliżonymi do naturalnych. A jeszcze dochodzi do tego fakt, że są gatunki, którym grozi wyginięcie i ogrody zoologiczne są jedyną szansą na przedłużenie gatunku. Zwierzęta, które rodzą się w niewoli, w naturalnych warunkach by nie przeżyły, a już samo to dużo mówi o ich naturalnej umiejętności dostosowania się do życia w niewoli. Przecież koty czy psy też zostały udomowione dopiero z czasem, więc czym się to różni od takiego hodowlanego, udomowionego węża? Skoro jest to legalne, to znaczy, że zostało zbadane przez specjalistów, którzy stwierdzili, że to zwierzę ma zapewnione potrzeby i nie cierpi.
A według mnie, argumentem za tym, że taki wąż lepiej przystosowuje się do bycia udomowionym niż kot, jest fakt, że jak domowego kota wypuścisz, to jego instynkt i tak weźmie górę i pójdzie polować, jest też spora szansa, że sobie sam poradzi na wolności. A jeśli wypuścisz domowego węża, to sobie nie poradzi, będzie miał problem z upolowaniem zdobczy i najprawdopodobniej bardzo szybko padnie ofiarą drapieżników.
Naprawdę bym chciała, żeby ktoś mi przedstawił jakieś kontrargumenty, bo dotychczas jedyne jakie słyszałam, to że hodowanie węży i trzymanie zwierząt w zoo to znęcanie się, "bo tak", "bo zwierzęta cierpią" (jakieś badania na ten temat?), "bo powinny żyć na wolności" (jakie argumenty stoją za tą powinnością i w jaki sposób wybierane są zwierzęta, które na wolności żyć nie muszą, typu koty, psy, króliki, żółwie, rybki, itd?), no i każda jedna rozmowa kończy się właśnie słowami "szkoda mi energii na tłumaczenie". A mi nikt nigdy nic w sensowny sposób nie wytłumaczył. Szkoda.
Siedzi facet u psychiatry i ogląda kartę z zestawem kolorowych plam. Lekarz pyta, co pacjent widzi.
-no goła baba, panie doktorze!
Pokazuje mu kolejną - goła baba. Z następną to samo. Na końcu lekarz stwierdza - widzę, że ma pan obsesję na punkcie nagich kobiet. Na co rozwścieczony pacjent: to nie moja wina, że mi pan tu same gołe baby pokazuje!
To tak o czarnych i o tym, co Tobie"zabrzmiało" w mojej wypowiedzi.
Odnośnie zwierząt. Tak, szkoda energii, bo to jest kwestia empatii. Jeśli ktoś potrzebuje badań, żeby mu uzasadniać, iż zwierzęta mają uczucia wyższe oraz potrzeby emocjonalne, to mnie już szkoda czasu na dyskusje z taką osobą. Nawet, gdyby mi się chciało teraz szukać i znalazłabym badania na szczurach czy małpach, to byś napisała, że nie ma badań na gadach. I zapewne miałabyś rację, bo ktoś by wpierw musiał za nie zapłacić.
Niestety, tam, gdzie brak czucia i wrażliwości, tam zawsze umysł krzyczy - udowodnij. Tyle, że ja mam to gdzieś i nie będę nic nikomu udowadniać. Ja wiem, co widzę i czuję, i mi to wystarczy.
A inni niech sobie żyją we własnych projekcjach i zbierają dowody dla swoich umysłów, mnie nic do tego.
Może Cię ukąsi w srom, to się nauczysz z którymi stworzeniami można się zaprzyjaźnić a które lepiej omijać szerokim łukiem.
Nie handluje się w legalnym obiegu zwierzętami nie pozbawionymi kolców/zębów jadowych.
Każdy niech hoduje, co lubi jeżeli nie szkodzi zwierzęciu.
Kwestię kąsania sromu lepiej przemilczeć.
Zawsze mnie to interesowało skąd się u niektórych ludzi biorą takie zajawki, że już od dzieciństwa pasjonują ich takie obrzydlistwa jak węże czy pająki. Jednak zamiłowanie do milusich piesków czy kotków jest znacznie bardziej oczywiste. Nie rozumiem, acz szanuję :)
To chyba po prostu kwestia tego, co się uważa za obrzydlistwo. Też miałam takie zajawki, bo dla mnie ani węże, ani pająki, nigdy obrzydliwe nie były. Już jako na tyle mały dzieciak, że tego nie pamiętam, a znam tylko z opowieści bliskich, sprzeciwiałam się zabijaniu pająków, a zamiast tego łapałam je i wynosiła na zewnątrz. Znalazłam też w polu rodzinkę polnych myszy i bardzo chciałam zabrać je do domu i się nimi opiekować. W którejś z wczesnych klas podstawówki mieliśmy w szkole wizytę chłopaka, który hodował wszelkiego rodzaju gady i pająki, a nawet karaluchy i część z nich przyniósł nam pokazać, a ja byłam wszystkimi nimi zafascynowana. Można było od niego kupić patyczaki za grosze i ubłagałam mamę o dwa. Potem już w dorosłym życiu hodowałam węże, jaszczurki i szczury. Dla mnie nie ma czegoś takiego jak obrzydliwe zwierzę i ja na przykład nie rozumiem, jak można się brzydzić takiego węża czy pająka, skoro one są takie słodkie i milusie :P obecnie mam tylko psy, ale tęsknię za każdym z moich zwierzaków.
elbatory może to rzeczywiście zależy od kwestii perspektywy - owady czy pająki nawet mnie interesują, nie zabijam ich, zwyczajowo łapię w szklankę i wywalamy z domu nawet najmniejszego pajączka, ale jakoś hodowanie zwierząt, z którymi nie nawiąże relacji mnie nie przekonuje (nie jestem przekonana czy wąż odwzajemnia uczuci, pająk napewno nie, bo mam w najbliższej rodzinie fanatyka-hodowcę i wiem z czym się to je). Mam też mieszane uczucia na ile takie zwierzę w terrarium ma szczęśliwe życie w takiej formie. Miałam kiedyś biała żabę, nawet to nie było takie obrzydlistwo, hodowała ją kilka lat, ale z perspektywy czasu myślę, że bardziej ją traktowałam jak ozdobę niż jak przyjaciela, którym bez wątpienia był każdy z moich piesków i kot.
Mnie również nie interesuje hodowanie zwierząt, z którymi nie da się nawiązać relacji, dlatego nigdy nie kupiłabym np. rybek. Natomiast ze swoimi zwierzętami relację miałam, choć wiadomo, że nie wygląda ona tak, jak z psem czy kotem. Moje węże miały zupełnie inne charaktery i niesamowicie było to obserwować. Jeden zawsze do mnie lgnął, jak otwierałam terrarium, to przypełzał, owijał mi się wokół pasa i sobie tak siedział. Drugi był większym introwertykiem, ale zawsze komunikował mi, gdy chce jeść. Moje węże uwielbiały muzykę (tak, wiem, że chodzi o wibracje, które odczuwały, a nie o samą muzykę). I miały swoje ulubione piosenki, przy których wychodziły zawsze z kryjówek i tańczyły. W sensie wyciągały głowę do góry i poruszały nią w rytm wibracji. Dużo mogłabym na ich temat napisać, a o jaszczurkach i szczurach jeszcze więcej.
Co do tego, czy takie zwierzęta są szczęśliwe, to tutaj ufam specjalistom, którzy takie rzeczy badają i sprawdzają, jakie warunki są im potrzebne. Biorąc pod uwagę, że taki wąż w naturze jedyne co robi przez większość życia to śpi i poluje, to zapewniając mu to w domowych warunkach, mam nadzieję, że jest szczęśliwy. Do tego odpada stres, który takim zwierzętom towarzyszy w dziczy, gdzie muszą się bronić przed atakami czy chronić potomstwo. Odpadają ewentualne choroby, z którymi tam muszą mierzyć się same i cierpieć, a tu biorę ich do weterynarza, który im szybciutko przynosi ulgę. Chyba wychodzi na plus.