#dRbzg

Jakąś dekadę temu pracowałem jako dzielnicowy w mieście powiatowym. Biuro dzieliłem z kolejnymi dwoma kolegami po fachu. Każdy z nas miał inny rejon miasta do obsługi i generalnie do biura przychodziło wiele osób z połowy miasta z różnymi problemami. Wśród nich były też osoby chore psychicznie. Przytoczę jedną sytuację z udziałem kolegi z biura, który miał talent do pracy z takimi ludźmi.
 
Przychodzi starsza, miła, dość ładnie ubrana kobieta i zgłasza, że jest wdową, że mieszka sama, że kilka dni temu przyszło do niej jakichś czterech mężczyzn, którzy byli mili, więc ich wpuściła do domu i oni teraz nie chcą wyjść i pani jest już ich obecnością zmęczona. My wiele nie myśląc w radiowóz i jazda do jej mieszkania zrobić porządek z pasożytami. Pani otwiera drzwi do mieszkania w bloku no i wchodzimy. W mieszkaniu cicho i schludnie. Rozglądamy się i cisza, nie ma nikogo poza nami. Pani wskazuje palcem na wyłączony stary telewizor i mówi:
– Tam są.
– Gdzie? – pytamy.
– No tam – mówi pani i wskazuje na telewizor.
– Za telewizorem?
– Nieee... W telewizorze!

Kolega, mając talent do rozmów schodzących w tym kierunku, przy zachowaniu pełnej powagi kontynuuje rozmowę.
– No ale telewizor jest wyłączony, prawda?
– No tak – odpowiada kobieta – ale im to nie przeszkadza, siedzą tam cały czas i hałasują!
– No a jak pani włączy telewizor, to co wtedy?
– No nic, siedzą tam, hałasują i jeszcze obraz zasłaniają.
– Czyli nawet telewizora nie może pani w spokoju pooglądać?
– No właśnie nie mogę.
– A czy mogłaby mi pani powiedzieć, jak oni tam weszli?
– No tędy – mówi pani i wskazuje na utrącony narożnik telewizora z niewielką dziurą.
– A jak oni weszli taką małą dziurką?
– No ja właśnie nie wiem jak.
– To wie pani co... Ja już wiem, o co tu chodzi – mówi kolega, wyciąga telefon komórkowy, wybija na klawiaturze numer i udaje, że dzwoni.
– Halo, czy dodzwoniłem się do Polsatu? Ja dzwonię z policji, dzielnicowy taki i taki, czy wasi pracownicy są delegowani do mieszkania... [adres i personalia pani]. Aha, bo pani sobie już nie życzy tych pracowników... Dobrze, to kiedy ich odeślecie? Aha, to świetnie, dziękuję, do widzenia.
Kolega kontynuuje:
– No więc ustaliłem, że to są pracownicy Polsatu, którzy bezpłatnie instalowali nowe usługi. Powiedziałem im, że pani ich nie chce i oni do godziny czasu zostaną stąd odesłani. Może iść pani teraz na zakupy, a jak pani wróci, to ich już na pewno nie będzie. Gdyby coś się jeszcze złego działo, proszę dzwonić po interwencję, a my pomożemy.
Pani bardzo zadowolona podziękowała i więcej już nic nie zgłaszała.

Uprzedzając komentarze – w takich sytuacjach policja ani nikt inny nie może kierować takiej osoby na badania czy leczenie, jeśli nie stwarza swoim zachowaniem bezpośredniego zagrożenia dla siebie lub innych osób. Tylko najbliższa rodzina może to zrobić, ale z reguły nie chce, bo po co.
adave Odpowiedz

To z jednej strony bardzo straszne (taka choroba psychiczna, samotność, brak leczenia), ale z drugiej strony miło czytać o empatycznym podejściu. Myślę, że spora liczba policjantów mogłaby tę kobietę potraktować zupełnie inaczej.

Czaroit Odpowiedz

Urocze i wzruszające.
A kolega, z taką wrażliwością i pięknym sercem, raczej nie ma w policji łatwego życia.

Dragomir

No, być może musiał pałować protestujących których jedynym przewinieniem był brak maski ja twarzy, a chcieli tylko normalnie móc pracować na utrzymanie swoje i rodzin.

Czaroit

Dragomir
Też. Generalnie praca w policji to ciężki kawałek chleba dla dobrych ludzi. Mnóstwo frustracji.

Durne rozkazy, codzienna styczność z ludzką głupotą i okrucieństwem, sadystyczni, psychopatyczni koledzy. I ciągła bezsilność, bo nic z tym tak naprawdę nie można zrobić. Bo przepisy są skonstruowane tak, żeby chronić dupy największym szujom. Nic dziwnego zresztą. W końcu to oni te przepisy tworzą...

Trzeba mieć niesamowitą odporność psychiczną, by w tej pracy przetrwać. A i tak ponosi się jej konsekwencje. No chyba, że ktoś ma solidnie zrypany beret. Taki osobnik będzie się tam czuł jak rybka w wodzie.

didja Odpowiedz

Profesor Kępiński powiedział kiedyś, cytuję z pamięci: "Jeżeli twój pacjent mówi ci, że boi się tego tygrysa, który czai się w kącie pokoju, to nie wmawiaj mu, że tam żadnego tygrysa nie ma, tylko pomóż mu go przegonić".

A osoby ze schizofrenią wykazują pewne odmienne reakcje oporu galwanicznego skóry, stąd zapewne większa nadwrażliwość na "prądy" i te sprawy. Notabene to jest jeden z takich szybkich myków do różnicowania schizofrenii paranoidalnej i dysocjacyjnego zaburzenia tożsamości: osoba z DID nigdy nie będzie słyszała głosów z części ciała innych niż głowa czy z przedmiotów poza nią.

Dodaj anonimowe wyznanie