#czFl4
Kiedyś po stosunkowo udanej nocy moja druga połówka postanowiła, że porozmawiamy o największych swoich kompleksach. Dowiedziałem się, że bardzo ubolewa nad tym, że jest gruba (była tej samej wagi mniej więcej przy niższym wzroście). Pocieszałem ją dobre 20 minut, uspokajałem, że kocham ją taką, jaką Pan Bóg ją stworzył.
Przyszła chwila, gdy uspokoiła się i stwierdziła, że moja kolej. Przyznałem się z bólem serca do swojego kompleksu wagi, że uważam się za zbyt patyczkowatego. Reakcja?
Wzruszenie ramionami, przewrócenie oczami i głos lekko wykpiwający: „To idź na siłownię”. Po paru sekundach namysłu stwierdziłem, że to przecież nie jest taki głupi pomysł, zważywszy, że są wakacje i więcej czasu wolnego. Stwierdziłem, że mogłaby pójść ze mną na siłownię, oboje pozbędziemy się kompleksów...
TO był błąd.
Napad histerii nie do uspokojenia, prawdziwy szał, niczym final boss. Teksty, że ją ranię, jak ja mogę! Przecież tym samym stwierdziłem, że jest gruba!
Patrzyłem się na nią, otworzyłem szeroko oczy, a ona na to: „Musisz otworzyć bardziej oczy, by mnie zmieścić w kadrze?”. Myślałem, że to żart! I SIĘ ZAŚMIAŁEM... Rezultat? Plaskacz i nieziemska kłótnia. Zerwaliśmy chwilę po tym.
Ech...
Ufffff, końcówka mnie uspokoiła :)))
Wściekła masa. xD
Ja jednak uważam, że to dwie zupełnie różne rzeczy. Kobiety od małego dziecka są bombardowane komentarzami na temat swojego wyglądu. Już w przedszkolu/podstawówce większość dziewczynek usłyszała, że jest brzydka lub gruba. Organizowane są konkursy piękności itd. A z czasem powstałe w głowie przekonanie, że nasza wartość zależy wyłącznie od wyglądu tylko się utrwala, bo w liceum czy ba studiach słyszymy bolesne komentarze na temat wyglądu innych dziewczyn (ta jest płaska jak decha, ta jest gruba i wieloryb). Idąc dalej zaczynamy słyszeć, że nasz termin przydatności się skończył, - o aktorkach i piosenkarkach że „taka była wielka gwiazda a teraz zmarszczka na zmarszczce, jej czas się skończył”. Poprawiając swoją urodę słyszymy bardzo dużo komplementów. Zwiększając kompetencje itp nie dostajemy prawie wcale walidacji, a czasem wręcz krytykę (karierowiczka, zdała na ładne oczy, dostała się przez łóżko, babochłop). Dlatego utrata urody napawa nas ogromnym strachem nie przed brakiem uznania, ale przed społecznym wykluczeniem, utratą całej wartości, byciem pogardzaną i wyśmiewaną.
Co gorsza, damskie hormony są powalone, i ten sam wysiłek u dwóch różnych kobiet będzie dawał diametralnie różne rezultaty. U facetów jest dużo prościej. Generalnie wystarczy jeść i ćwiczyć podobnie jak kolega. A jak nie działa, to jeść trochę więcej. I rezultaty będą podobne. Nie ma też wahań metabolizmu i nastroju jak u kobiet - a to dojrzewanie, miesiączka, poród, menopauza…
Podsumowując, cała masa kobiet od dzieciństwa praktycznie prowadzi nierówną walkę ze swoim organizmem o wygląd i szczupłą sylwetkę, od gimnazjum jest na diecie, myśli o tym prawie codziennie, więc frustracja i ukryty lęk są ogromne. Dlatego nawet delikatne słowa sugerujące jakieś wady wywołują lawinę nerwów. To tak jakby ktoś jednym zdaniem podważył całą waszą męskość i wartość.
Jeśli ktoś jest pieprznięty, to jest pieprznięty. Niezsleżnie od tego jak to będziesz uzasadniać bądź tłumaczyć.
No dobra, ale czemu miałoby to nas - facetów - obchodzić? Naszymi problemami ktoś się przejmuje? Nie, wszyscy mają wyj3bane, bo jesteś facetem i masz sobie poradzić.
Hormony, traumy z dzieciństwa o których piszesz itp. to problemy po stronie tej kobiety, więc jej obowiązkiem jest sobie z tym poradzić lub radzić w takim stopniu, by związek ani parter na tym nie cierpiał. PRAWDZIWE KOBIETY TAK ROBIĄ.:)
Oj moja exowa, to samo paplała, a potem ja jako jej chłop musiałem tych żali wysłuchiwać. W pewnym momencie nie wiedziałem, czym zawiniłem, czy to moja wina, że ma takie kompleksy, mimo iż zapewniałem, że jest z nią wszystko ok. Struty przez to chodziłem
@NAUS nie musi cię to obchodzić. Ja tylko piszę, dlaczego uważam, że to dwie różne sytuacje są.
Nie bardzo rozumiem o co chodzi, że nikt się nie przejmuje waszymi problemami. Partnerki? Rodzina? Inni mężczyźni? Wydaje mi się, że to nie jest prawda. Jeśli chodzi o bliskich to w przypadku poważnej choroby faceta odchodzi 3% kobiet. W przypadku choroby kobiety, odchodzi 21% mężczyzn. W przypadku alkoholizmu męża odchodzi tylko 10% kobiet. W przypadku alkoholizmu żony odchodzi 90% kobiet. Nie wiem skąd bierze się to przekonanie, że o problemy mężów partnerki nie dbają. Z moich obserwacji wynika, że kobiety rzadko porzucają męża w kłopocie.
90% mężczyzn *
Unikać zakompleksionych kobiet, choćbyś niewiadomo, jak zapewniał o swojej lojalności, uczuć, że z jej cialem jest ok, to i taka ta powie, że nie mówisz szczerze, że tylko tak mówisz itp., potrzebna taka toksyna w życiu?
Jeżeli kobieta pozwala sobie na wymierzenie „plaskacza” to już nie chodzi tutaj o kompleksy. To zwykła wariatka i patusiara. Od takich kobiet należy trzymać się z daleka.
Lepiej dostać od razu w japę, niż słuchać jęków i narzekań, oraz kompleksów, które powoli zatruwają głowę, a potem chłop się zastanawia co zrobił złe, co ma poprawić, co w sobie zmienić, w czym zawalił itp
A ja myślę że lepiej ani nie dostawać w jape ani nie słuchać bezsensownych jęków prowokujących do kłótni i focha. Jedno i drugie zachowanie jest patologiczne.
Uwielbiam szczęśliwe zakończenia takich wyznań.
Gdyby to była prawdziwa historia to w ogóle cudnie - on ją wspiera od 1.momentu, ona "to zmień to" xd
Od ćwiczenia na siłowni nie nabierzesz masy, co najwyżej wyrzeźbisz, to co masz.
Tak samo ze zrzucaniem wagi. Jedno i drugie musi być podparte odpowiednią dietą.
W końcu.
Masę robisz (lub tracisz) w kuchni. Na siłowni wzmacniasz mięśnie, kości, stawy i nadajesz ciału kształt.
masa krytyczna się wkurzyła, dobrze ze sie pozbyłes tego walenia
Dobre XD