#bHK2c
Mój 83-letni dziadek mieszka na wsi w małym domku razem z jego dwoma synami, starymi kawalerami. Babcia umarła, gdy byłam jeszcze bardzo mała i niestety nie miałam okazji jej poznać. Jako iż moja mama była jedyną córką tego małżeństwa i jako jedyna założyła rodzinę, ja jestem jedyną wnuczką dziadka.
W rodzinie od strony mamy panuje zasada, że jeśli w domu jest kobieta, mężczyzna nie ma obowiązku choćby kiwnąć palcem, i tu się właśnie dla mnie zaczyna tragedia... W tej chwili mam ferie zimowe. Wszystkie dzieciaki w moim wieku wyjeżdżają na narty, wychodzą na lodowisko i spotykają się w swoim gronie, a ja? A ja (tak jak co roku od wielu lat) zostałam zmuszona do ponad 3-godzinnej jazdy pociągiem, aby dotrzeć do oddalonej o 170 km miejscowości, w której urodziła się mama. Potem musiałam czekać na autobus, bo oczywiście wujkowie "zapomnieli", że mam przyjechać, i żaden nie był w stanie się pofatygować, aby o 20:30 zabrać mnie z peronu. Brzmi źle? A to dopiero początek.
Docieram do domu i co widzę? Syf, po prostu syf w najbardziej dosłownym tego słowa znaczeniu. Podłoga szara, dywan w stanie opłakanym, cerata w kuchni klei się mieszanką syropu malinowego, granulowanej herbaty, buraczków sprzed kilku tygodni i Bóg wie jeszcze czym. Dostaję mdłości, ale w porządku, jakoś dam radę. Idę dalej, na stole miliard kubków, jeden brudniejszy od drugiego. W głowie mi się kręci, idę do sypialni. Patrzę na łóżka wujków, pościel czarna (podobno kiedyś była błękitna w jakieś wzorki), ale się do tego przyzwyczaiłam. Podchodzę do "mojego" łóżka, wącham pościel. Śmierdzi. Nawet nie wiem czym śmierdzi. Wilgoć, stęchlizna, grzyb? Nie mam pojęcia, ale to mój najmniejszy problem, bo od tej pory, przez najbliższe dni, będę robiła w tym domu WSZYSTKO. W momencie gdy przyjeżdżam wujkowie uważają, że przyjechałam, aby harować za nich, więc włącza im się tryb "nie nie muszę" i wszystko robię ja. Tak, 15-latka nie mająca zielonego pojęcia o hodowli i zwierząt ma się nimi zajmować, jednoczenie zajmując się wszystkim w domu.
Najgorsze jest to, że tak się dzieje cały czas, w wakacje przyjeżdżam tam na 5 tygodni, a ferie na 10-12 dni. W tym czasie robię wszystko i dosłownie nie mam chwili wytchnienia, bo trzeba zrobić po prostu wszystko.
Dzisiaj starszy z wujków kazał mi wyczyścić starego mopa ze strychu i wtedy coś we mnie pękło. Było na nim chyba wszystko, od czegoś oczywistego, typu włosy czy piach, po słomę, kawałek kotleta i kurzą kupę (!). Wtedy po prostu nie wytrzymałam. Spakowałam się i wyszłam z domu. Przeszłam 8 km do stacji kolejowej i wsiadłam w pociąg, który jechał w stronę mojej miejscowości (będę musiała się przesiadać). Nic mnie nie obchodzi, co na moją ucieczkę powie mama. Mam to gdzieś.
Bardzo dobrze zrobiłaś.
Twoja mama wie, jak jesteś tam traktowana? Zgadza się na to?
15 lat, to możesz sama w domu siedzieć na feriach i wakacjach. Nie trzeba Ci organizować "opieki" w postaci wyjazdu do dziadka. I na lepsze Ci to wyjdzie niż takie wakacje...
A myślisz że co ona tam przeżyła jak tam mieszkała, skoro u nich jest taka zasada, że kobieta robi wszystko?
"Twoja mama wie, jak jesteś tam traktowana? Zgadza się na to?" Zapewne tak. Niestety jest to w tekście: " A ja (tak jak co roku od wielu lat) zostałam zmuszona..." czyli to nie pierwszy raz; to nie jest jednorazowa pomoc np. z powodu nagłej choroby dziadka czy wujka tylko stały "obyczaj". Matka o tym wie i akceptuje to obrzydliwe postępowanie, bo sama tak została wychowana. Wg mnie jeśli uważa to za słuszne to ona powinna tam pojechać, a nie wysyłać dziecko.
Pytania do autorki: Czy reszta rodziny o tym wie? Czy masz kogoś, z kim mogłabyś o tym porozmawiać - kogoś innego z rodziny, wychowawczynię czy pedagoga w szkole? I czy może udało ci się udokumentować (nagrać, sfotografować) to, co miałabyś sprzątać i ogarniać podczas tego "zimowego odpoczynku"?
Tym bardziej - skoro to przeżyła, to córki nie powinna tam wysyłać.
Jakaś niewielka szansa jest, że mama o tym traktowaniu nie wiedziała lub myślała, że jej córka przesadza, a wysyłała ją tam, ponieważ nie miała innej możliwości zorganizowania opieki dla dziecka podczas długiego wolnego od szkoły. Urlopu z pracy jest zdecydowanie mniej.
Dużo większa szansa, że wiedziała o tym doskonale, ale ponieważ byla tak wychowywana to uważa że to jest norma, i ona to przeżyła to każdy też powinien się uczyć domowych obowiązków itp.
Jak dla mnie szanse podobne.
Czytałam kiedyś książkę pisaną przez ofiarę molestowania przez ojca. Ta kobieta, gdy już założyła własną rodzinę, zostawiła pod opieką ojca swoją córkę - bo on na pewno się zmienił. Była bardzo zaskoczona i miała do siebie ogromne pretensje, gdy się okazało, że on się jednak nie zmienił.
Czasem coś, co jest oczywiste dla ludzi z zewnątrz, jest niesamowicie trudne do dostrzeżenia przez osoby zaangażowane w sytuację. Szczególnie osoby w jakiś sposób skrzywdzone w przeszłości.
A mamie powiedz, że jak uważa, że jak kobieta jest w domu od ogarniania to niech tam sama jeździ i ogarnia.
Brawo dla Ciebie!
Słusznie
Tak trzymać. Nic więcej nie napiszę bo nie trzeba. TAK TRZYMAĆ
Nie dziwię się, że Twoja matka stamtąd uciekła, a wujkowie nie mają żon. Dziwne, że skoro matka wie co tam się dzieje, to wysyła ciebie tam.
Z tego co piszesz, to wynika, że tryb "nic nie muszę" nie włącza się twoim wujkom i dziadkowi kiedy przyjeżdżasz, tylko jest tak cały czas, skoro zastajesz tam taki syf.
Gdyby wtedy, kiedy cię nie ma, normalnie zajmowali się domem, to zrzucanie na ciebie wszystkich obowiązków, kiedy tam przyjeżdżasz, byłoby jeszcze do wytrzymania (co nie znaczy, że akceptowalne, bo jest to jakiś absurd - ale co innego jest ogarniać normalnie utrzymany i jako tako zadbany dom, a co innego syf wynikający z permanentnego nicnierobienia). Ale oni de facto każą ci sprzątać po całym pół roku syfienia przez nich. Nikt nie powinien być zmuszany do czegoś takiego i mało kto potrafi sobie w ogóle z takim syfem dać radę, a już raczej na pewno nie 15-letnia dziewczyna.
Powiedz mamie zdecydowanie, że więcej tam nie jedziesz, i wytłumacz dokładnie dlaczego.