#ZmcDV
Pewnego roku doszła świetliczanka „z powołaniem”, która niekiedy chciała aż nadto pilnować porządku i kontrolowała, czy dzieci nie oddają pełnych talerzy. Pech chciał, że raz udało jej się trafić na konfrontację mnie i owej nieszczęsnej potrawy.
Na swojej dopasowanej małej czarnej miała nie tylko jajko sadzone, ale i lekko przetrawioną już zupę z dokładką.
Nie cierpię takiego wpychania jedzenia na siłę - pamiętam, że jak nam taka swietliczanka kazała zjadać coś czego nie lubiliśmy to wrzucaliśmy to za drewnianą obudowę kaloryferów jak nie widziała :/ tyle było z tego zmuszania
Oj tak... ja z kolei nie znoszę jajek gotowanych. Coś podobnego zdarzyło mi się w przedszkolu, ale to tak dawno, że nie pamiętam szczegółów.