#ZkEp7

Kiedy miałam jakieś 12-13 lat, byłam świetnym pływakiem. Pływałam od małego, najpierw z tatą, który mnie tego nauczył, potem na kursach, żeby upewnić się, że moje techniki są prawidłowe. Jednym z moich największych marzeń na tamten czas było zostać ratownikiem na basenie lub plaży. Chodząc na basen regularnie (trzy razy w tygodniu), osiągałam wyniki (tempo pływania, ilość metrów przepłyniętych pod wodą) znacznie lepsze niż dzisiaj i nikt nie bał się wypuszczać mnie na głębokie wody. Dlatego też nikt nie zabraniał mi wchodzić samotnie do morza, kiedy rodzice byli już zmęczeni pływaniem, a ja chciałam jeszcze i jeszcze. Robiłam to nie raz. Nigdy nie przekraczałam linii pierwszych boi, główne zasady bezpieczeństwa znałam. Nigdy nie dałam powodu do strachu o mnie. Ale była jedna rzecz, która fascynowała mnie nad morzem od dziecka, ale jakoś nikt nigdy nie chciał tam ze mną pływać. A i ja też na głos nie mówiłam, że chcę. Falochrony. Ten jeden raz, będąc wcale nie tak blisko od brzegu, postanowiłam do nich podpłynąć... Nikt mnie nie obserwował. Nikt nie mówił mi też o tym, czym to grozi. Nikt nie ostrzegł mnie przed tym, że można tam zginąć.
Woda porwała mnie błyskawicznie w momencie, kiedy zupełnie się tego nie spodziewałam. Zniknęłam pod wodą. Próbowałam wypłynąć na wierzch, ale nurt ciągnął mnie w dół, obrócił dookoła, tak że uderzyłam głową o dno. Wypłynęłam na wierzch, złapałam oddech, przy okazji wypijając trochę wody i nurt z powrotem porwał mnie na dół i obrócił. Ponieważ godziny na basenie zrobiły swoje, spokojnie, chociaż wewnątrz byłam przerażona, płynęłam po przekątnej, nie poddawałam się, nawet kiedy woda z powrotem porywała mnie w dół, a ja nie mogłam złapać oddechu. A przynajmniej starałam się płynąć, bo im bardziej machałam kończynami, tym bardziej oddalałam się od brzegu. Nurt co jakiś czas wywracał mnie, woda pod spodem wirowała, chociaż na powierzchni wyglądała spokojnie. Nie wiem, ile to trwało, ale udało mi się w końcu wypłynąć na tyle w bok, że nurt stał się lżejszy, a ja mogłam wreszcie dopłynąć do brzegu. Kiedy wyszłam, byłam absolutnie wykończona. Rodzice przywitali mnie śmiechem, nie widzieli tego, co się dzieje.

Nigdy nie powiedziałam im o tym, co zrobiłam i że mogłam wtedy zginąć. Przy falochronach umiejętność pływania nie ma dużego znaczenia. Na górze fale rozbijające się o nie mogą wyglądać spokojnie, ale to, co dzieje się pod spodem, to piekło nawet dla osób, które potrafią pływać.
Dodaj anonimowe wyznanie