#Z0N1l

Gdy miałam ok. 8-10 lat w mojej wsi grasował podpalacz- za cele wybierał sobie na szczęście tylko stodoły. Po kilku takich atakach i -według mojego dziecięcego spojrzenia na świat- żadnych środków zaradczych, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.

Zamierzałam co noc czekać w naszej rodzinnej stodole, do momentu, gdy przyłapię przestępcę na gorącym uczynku. Tak więc tego samego dnia, gdy wpadłam na ten genialny pomysł, przygotowałam sobie w plecaczku trochę ciasteczek do zjedzenia (gdybym zgłodniała), podusię (żebym mogła na czymś usiąść), misia (do towarzystwa), zapałki (by oświetlać sobie ciemność) oraz telefon (babciny), bym mogła zadzwonić po pomoc. Nie wtajemniczyłam nikogo w swoje plany, wyobrażając sobie jak rodzice będą dumni, gdy wszystko mi się uda i złapię tego podpalacza.
Późnym wieczorem wymknęłam się przez okno z mojego pokoju i zaczęłam wcielać swój plan w życie. Znalazłam wygodne miejsce pomiędzy snopkami siana i czekałam na jakiś hałas, zdradzający że ktoś się zbliża.

Po dłuższej chwili zaczęło mi się robić zimno, czego nie przewidziałam. Ale i na to zaraz wymyśliłam swój plan- zebrałam trochę siana i podpaliłam zapałkami, chcąc stworzyć małe ognisko. Niestety, sianko spaliło się bardzo szybko, nie dając upragnionego ciepła, a tylko nieprzyjemny zapach. Spróbowałam jeszcze dwa razy, bez skutku. Wtedy sobie przypomniałam, że gdy tata robi ognisko na sianko daje kilka kawałków drewna- szybko więc wybiegłam na zewnątrz by zebrać parę drewienek znajdujących się w szopie obok. Gdy byłam usatysfakcjonowana ich ilością, zaczęłam wracać.

Nigdy nie zapomnę swojego przerażenia, gdy wchodząc do wnętrza zauważyłam wielki ogień, powoli przenoszący się na wszystkie snopu siana (szopa miała wysokość ok. 2 pięter, widok był przerażający). Nie słyszałam praktycznie nic poza swoim pulsem- wystraszona złapałam swój plecak i biegem wróciłam do domu, gdzie zaraz plecak schowałam pod łóżko, a sama schowałam się pod kołdrą strasznie płacząc.

Ogień został niedługo zauważony i podjęto wszystkie środki by go ugasić. Oczywiście i tym wydarzeniem obarczono podpalacza, którego 2 podpalenia później w końcu złapano.
Do tej pory nikt nie wie, że w wypadku w mojej rodzinie, podpalacza wyręczyłam ja i moje "ognisko"...

Ps. Dla ciekawskich - misio zaginął w tamtym pożarze.
Ps.2 Od razu po zauważeniu ognia mama przyszła do mnie do pokoju, ale moje przerażenie wyjaśniła faktem, że widziałam pożar na własne oczy, bo moje okno wychodziło na podwórze.
Ps.3 Buty oraz kurtkę które miałam tamtego dnia na sobie, a potem ukryłam pod łóżkiem, nie wiedzieć czemu przez tydzień chowałam w szopie, przerażona że rodzice je znajdą i wszystkiego się domyślą.
Livarot Odpowiedz

W dzisiejszych czasach biegli od pożarnictwa znaleźli by zwęglonego misia i byś była podejrzana o wszystkie pożary. No i pewnie by się zorientowali że pożar powstał od wewnątrz.

Dodaj anonimowe wyznanie