#YkTWO

Końcówka lat 80., przedszkole w jednej z podwarszawskich miejscowości. Miałam w grupie chłopca, którego mama uważana była za wariatkę – bardzo młoda kobieta, która często dziwnie zachowywała się na ulicy. Z perspektywy czasu, może to była choroba, upośledzenie czy zażywanie czegoś, dokładnie nie wiem.
Z racji zachowań matki chłopcu przypięto łatkę nienormalnego, choć nie pamiętam, aby jego niegrzeczne zachowanie czymś szczególnie się wyróżniało na tle innych dzieci. Za to doskonale pamiętam sytuację, kiedy panie, które w przedszkolu pracowały jako pomoc – wydawanie posiłków, sprzątanie, karmienie itp., czasem też pomagały przy dzieciach – postanowiły go ukarać. Ubrały go w sukienkę, zrobiły kucyki (mimo krótkich włosów), posadziły przed grupą dzieciaków i zachęcały do śmiania się z niego, rzucając teksty w stylu: „Zobaczcie, jaka ładna dziewczynka z niego”. On tak siedział, chyba niewiele rozumiał, co się odwala, bo sam też się czasem uśmiechał.

Konsekwencji nie było, chyba nawet nikt z nas 6-latków nie powiedział swoim rodzicom, a może i byli tacy, ale rodzice również uznali to za żart. Chłopaka nie znam obecnie, od tamtego okresu nigdy nie spotkałam. Mam nadzieję tylko, że dobrze skończył.
Diddl Odpowiedz

Babska udowodniły, że nigdy nie powinny pracować z dziećmi. A jeśli byli jacyś rodzice, którzy uznali upokorzenie dziecka za żart, to nie powinni mieć dzieci. Dorośli powinni uczyć dzieci, że NIE wolno gnębić, a nie do tego zachęcać.

Sciezka Odpowiedz

Pamiętam sytuację z zerówki - lata gdzieś 95 plus minus. Babska, bo trudno inaczej je nazywać, domagały sìę, żeby każde dziecko po otwarciu drzwi do sali robiło ukłon w pas lub dygnięcie. Dygnięcie wymagało oczywiście noszenia spódniczek u każdej z dziewczynek.

Dodaj anonimowe wyznanie