#Y47RD
Ludzie patrzyli na mnie z nieukrywaną pogardą i pożałowaniem, no bo co to za praca. Znajomi nie patrzyli w ten sposób, ale dało się wyczuć, że mi współczują i kibicują, żebym stamtąd uciekała.
Pracę zmieniłam, pracuję w biurze, siedzę wygodnie, czysto, w klimie, awans społeczny, ble, ble, ble.
Nikomu jeszcze nie przyznałam się, że gdyby nie to, że poważnie zaczęło mi to szkodzić na dłonie, np. nie miałam czucia w trzech palcach już prawie cały czas, a rano ręce bolały tak bardzo, że nie mogłam sobie zrobić śniadania, to bym tam została, brakuje mi tej pracy. Załoga była sympatyczna, miałam darmowe obiady, a przede wszystkim miałam godzinową niezależność – przyjść mogłam, o której chciałam, byle było zrobione, więc przychodziłam na 8:00 bez obawy o spóźnienie i po pracy cały dzień wolny, no bo etat niepełny. Pensja nie była zła, pracowałam sama, nikt mi nad głową nie stał, nie użerałam się z klientem ani z nikim, bo szefostwo było spoko.
Gdyby nie ręce, wróciłabym do tej poniżającej według społeczeństwa pracy.
Uczciwie pracowałaś w usługach gastronomicznych. Nie ma w tym niczego poniżającego, ani wstydliwego. Wstydzić się mogą ci, którzy nie pracuj, bo im się nie chce, bo żadna praca im nie odpowiada.
Normalnie na siebie zarabiałaś to żaden wstyd. Jak to mówią: wstyd to kraść.
Chyba że ma bardziej nasiloną pigmentację skóry, wtedy to element kulturowy.
Szeroko pojęta praca w kuchni ma taką zaletę, że zawsze zostaje sporo jedzenia (i nie chodzi o niedojedzone resztki, tylko raczej to co się nie sprzedało, zostało na bufecie itd.) O "wynoszeniu" niektórych produktów jak np. mąka, cukier itd. nie wspominając. Jak się odpowiednio dogadacie, to praktycznie nie musisz wydawać kasy na jedzenie.
Policzcie sobie ile wydajecie miesięcznie na jedzenie i wyobraźcie sobie, że ta kasa to "premia".