Mam prawie 22 i niedawno dowiedziałam się, jak bardzo moja rodzina jest nienormalna. Zacznijmy od tego, że parę lat temu moi rodzice się rozwiedli i moja matka nie utrzymuje większego kontaktu z rodziną od strony ojca. Z ojcem za to kontakt ma codziennie, bo mają wspólną firmę, więc to normalne. I ona, i ojciec mają nowych partnerów, nie są ze sobą od naprawdę dawna (bo przed rozwodem była separacja) i niby wszystko powinno być normalnie, gdyby nie fakt, że... moja matka do tego stopnia weszła wszystkim do głowy, że mój ojciec, który powinien być cały w swojej nowej dziewczynie, słucha jej jak zaczarowany. Moja ciotka, która poniekąd przez nią odeszła z firmy, również. Wszyscy dosłownie, mimo że wiedzą, jak bardzo moja matka potrafi przekręcać fakty (a jak nie ma faktów, to je wymyśli). I tak oto są święcie przekonani, że przewożę narkotyki z Włoch, nie pracuję, mam problemy we wszystkim, a do tego jestem chora psychicznie (co nie jest prawdą). Skąd się wzięły te ploty? Ano stąd, że ilekroć coś wspomnę, czy to, że jadę do Włoch, czy to, że ostatnio miałam kłopot ze znalezieniem skarpetek, od razu wymyślają resztę historii. Nigdy tak nie było, ale ostatnimi laty moja matka nauczyła się lepiej manipulować ludźmi (najlepiej moim ojcem, który jest słaby psychicznie i się daje) i nagle bum! Dosłownie cała rodzinka jest po jej stronie (z wyjątkiem babci i ciotki, jej siostry. Babcia nie chce się wtrącać, a ciotka zwyczajnie ją zna i puszcza połowę mimo uszu). A co z tą „chorobą psychiczną”? Jak miałam z 5 lat, moja matka odkryła, że najwygodniejszą wymówką dla każdego dziwnego zachowania dziecka jest: „ojej, ona jest chora psychicznie”. I tak oto od kiedy skończyłam 6 lat, do wieku lat 17, średnio raz na dwa miesiące miałam nową diagnozę, nowe leki i nowy plan leczenia. Leki powodowały u mnie dziwne zachowania i tycie, a pokaźna kartoteka odstraszała połowę znajomych. Do czasu, bo po próbie samobójczej przestałam brać leki, łącznie z nowymi. Moja matka „widziała efekty”, a nie brałam leków od pół roku. Co ona widziała? Jak się zachowuję bez dziwnych leków, które mają leczyć coś, czego nie mam. Dopiero na wypisie z psychiatryka, do którego poszłam z własnej woli, jest napisane, że jestem zdrowa, ale mam predyspozycje do borderline. I co? Dalej nikt z rodziny nie wierzy, że jestem „normalna”, ale za to mój mąż i przyjaciółka (która zna mnie od 7 lat) wiedzieli o tym od początku. Ta sama przyjaciółka nie wierzyła, że ta rodzina jej pojeb*na, dopóki nie wyszła z nami na kilka obiadów (na jednym zrobili mi awanturę o wodę, bo chciałam się napić) i nie widziała, jak mój ojciec leci do mnie z łapami w szkole.
Tak, mam sporo za uszami, większości rzeczy nie pamiętam, bo leki, ale nie jestem do tego stopnia nienormalna, jak twierdzi moja rodzina. Manipulacje...
Dodaj anonimowe wyznanie