#XrYjf
Wynajęliśmy mieszkanie 20 km od jego rodziców. Chłop totalnie niezaradny. Kanapek nie zrobi, ziemniaków nie ugotuje. Nie wysprząta łazienki, pokoju, kuchni. Nie włączy pralki. Nie zrobi zakupów, nawet z kartką — bo nie wie, gdzie co leży.
Jestem niesamowicie cierpliwa, więc partnera uczyłam wszystkiego. Krojenia i obierania warzyw, robienia zakupów, gotowania... wszystkiego, czego nie potrafił. Teraz pomaga w zakupach, w kuchni, w sprzątaniu, nie zawsze zrobi to idealnie, czasem po nim muszę poprawić lub pokazać raz jeszcze, ale nieważne, ważne, że widzę, że się stara. Moją radość zaburzyła ostatnia wizyta teściowej u nas... Mój partner oczywiście pomagał mi przy wszystkim, co było do zrobienia, nie muszę go zmuszać, oboje pracujemy, oboje mamy obowiązki. Ale bardzo nie spodobało się to teściowej. Usłyszałam wiązankę jakich mało, że z jej syna pantofla robię, że to facet jest, że miejsce kobiety jest w kuchni i tym mam się zająć. Że ona nie dopuści do tego, żeby jej syn robił babskie rzeczy... Kazała mu się spakować i wracać do domu, bo ona sobie nie życzy, by jej syn tak się zachowywał.
Mojemu przyszłemu ślubnemu ciśnienie się podniosło, mi również. Wyrzuciłam teściowej wszystko, szczególnie to, że zrobiła z męża i syna życiowe kaleki, że po prostu są nieprzygotowani do życia w społeczeństwie. W tym momencie mój partner zaczął pakować rzeczy do walizki... Pomyślałam, że postradał zmysły i wraca do mamusi — a proszę bardzo! Jednak on pozytywnie mnie zaskoczył. Spakował wszystkie rzeczy, które miał od matki, łącznie z ciuchami i laptopem i po prostu wystawił ją za drzwi razem z walizką, oświadczając, że w jego obecności nikt jego przyszłej żony obrażał nie będzie, mamusi już dziękuje, a za dwie godziny mamusia ma pociąg i życzy miłej podróży. Teściowa zapowietrzyła się i od tamtej pory ani jednego komentarza, SMS-a czy telefonu od niej nie miałam :)
Kochane kobietki, nie róbcie z synów i partnerów takich sierot, oni naprawdę zginą w społeczeństwie!
Szacun dla twojego faceta za jakby nie patrzeć cieżką pracę nad sobą. Zmienić nawyki po trzydziestce to jest wyzwanie.
Jaki szacun... tacy równościowi, współpracujący kolesie są potem porzucani przez te kobiety. Tak mówią badania. To idiota bez kręgosłupa a ona mu matkuje i go trenuje. Podlegał matce, teraz podlega partnerce. Typ podległy.
Nawet jeżeli go rzuci to praktyczne umiejętności mu zostaną. Nie wyobrażam sobie nie umieć zrobić obiadu czy prania i być skazanym na matkę lub partnerkę.
Nazywam takie kobiety, ludzkimi kwokami.
Będzie broniła i chroniła swoje piskątko zawsze, wszędzie i niezależnie od faktów, sensu czy okoliczności. Choćby go miała w ten sposób wykończyć.
Co ciekawe, nie ma tutaj specjalnej korelacji z inteligencją, czy w ogóle zdolnością do analitycznego myślenia.
Błyskotliwa naukowiec też może być kwoką.
@upadlygzyms
"Błyskotliwa naukowiec"
Z ciekawości spytam:
A co powiesz na żeńską formę tego wyrazu? 🤔
- "Naukowczyni" to żeńska forma rzeczownika "naukowiec", oznaczająca kobietę zajmującą się zawodowo prowadzeniem badań naukowych. -
@Frog: "Naukowczyni" brzmi dla mnie nienaturalnie, tak nie bardzo po polskiemu.
Choć jest to kwestia przyzwyczajenia, jak sądzę.
A kobieta-kierowca to kierownica, a męskim odpowiednikiem pani przedszkolanki jest pan przedszkolak.
Rozumiem że to był sarkazm, ale lewaki debatują nad takimi rzeczami w sejmie, za nasze (podatników) pieniądze.
@Dragomir: Wyimaginuj sobie Waści, że język jest dynamiczny i zmienia się w sposób naturalny. Jak wszystko zresztą na tym padole łez.
Mnie osobiście bardziej rażą słówka lewak czy prawak niż naukowczyni bądź kierowczyni.
No tak wyewoluował język, że teraz niektórzy mają zaimki które sobie sami wybrali. Jedna osoba mówi że ma zaimki "oni, ich". Inna, że jest bezpłciowa i ma zaimki "onu, jenu". Podziękuję za takie spaczenie społeczne i taką ewolucję.
No właśnie dobrze @upadlygzyms napisał, że język ewoluuje w sposób naturalny. NATURALNY, a nie taki jak ktoś chciałby narzucić.
Progresywiści albo - nieco obraźliwie - "postępacy" (to jest właściwe słowo, a nie "lewaki", bo z prawdziwą lewicowością nie ma to nic wspólnego) usiłują właśnie teraz na siłę narzucić i przymusić społeczeństwo do stosowania wszędzie żeńskich form, niezależnie od tego jak one brzmią i czy są w stanie przyjąc się w sposób naturalny, czy nie.
Jeśli już mowa o naukowcach-kobietach, to @Frog zwróć uwagę, że jeżeli popatrzymy na konkretne "branże" nauki, to nie ma żadnego problemu z takimi słowami jak np. "fizyczka", "chemiczka" czy "geografka" - one brzmią naturalnie i nikt nie będzie się na nie obruszał. Nawet "biolożka" może być, chociaż końcówka "-ożka" już trochę "zgrzyta w uszach". Ale nie "naukowczyni", to już zdecydowanie "zgrzyta w uszach" za bardzo.
Ale równie - przynajmniej dla mnie - "zgrzyta w uszach" połączenie przymiotnika w rodzaju męskim z rzeczownikiem w rodzaju żeńskim, takie jak "błyskotliwa naukowiec". To jest też coś, czego język polski "nie lubi", bo w polskiej gramatyce funkcjonuje tzw. związek zgody, czyli przymiotnik powinien mieć taką samą formę jak rzeczownik.
Ale od czego mamy wspaniałe bogactwo języka polskiego, jakim są synonimy? Przecież zamiast "naukowiec" czy "naukowczyni" możemy użyć funkcjonującego od lat słowa "badaczka" - i z określeniem "błyskotliwa badaczka" już nikt nie będzie miał żadnego problemu...
Zazdroszczę, kochasz go do tego stopnia że jesteś w stanie go uczyć.
Z drugiej strony kobiety też idą na łatwiznę i są wychowywanie na typowe księżniczki, zero umiejętności typowo kobiecych, bo książe ma zatrudnić sprzątaczkę i kucharkę. Do tego bardzo ważne umiejętności jak rodzicielstwo, gdzie osoby z rodzin wielodzietnych zazwyczaj mają już jakiś poziom, ale jedynacy to jest najczęściej dramat.
Co to są umiejętności typowo kobiece?
@jatojaijuz takie, które kobiety typowo robią, według statystyk, i które się kojarzą z nimi na zasadzie stereotypu? Masz iq 60?
@Rumek hmm wycieczki osobiste, jak miło. No właśnie chodzi o stereotypy (i walkę z nimi) i używanie języka w bardziej precyzyjny sposób. Umiejętności typowo kobiece sugerują, jakby kobiety miały jakieś niezwykłe predyspozycje do sprzątania itp., co nie jest prawdą.
@jatojaijuz w pewnym sensie mają predyspozycje: badania mówią, że kobiety są bardziej cierpliwe, częściej mają OCD, są ogólnie dokładniejsze. Tak jest na całym świecie, we wszystkich kulturach, więc nie jest to kulturowe a neurologiczne Mają też wedlug badań większą potrzebę dbania o bliskich, co moze sprawić, że np. mniej cierpią podczas gotowania, bo częściej jest to zgodne ich podstawowymi wartością troski.
@jatojaijuz w pewnym sensie mają predyspozycje: badania mówią, że kobiety są bardziej cierpliwe, częściej mają OCD, są ogólnie dokładniejsze. Tak jest na całym świecie, we wszystkich kulturach, więc nie jest to kulturowe a neurologiczne Mają też wedlug badań większą potrzebę dbania o bliskich, co moze sprawić, że np. mniej cierpią podczas gotowania, bo częściej jest to zgodne ich podstawowymi wartością troski.
No no. Zaimponował mi Twój narzeczony. Tak wystawić mamusię za próg i jednym ruchem odciąć pępowinę potrafi tylko chłop z ogromnymi cohones.
Mamusia kastrowała synka jak umiała, a i tak nie dała rady jaj urżnąć. Za wielkie.
Jesteście świetną parą. Jak widać z wyznania, oboje silni duchem i lojalni względem siebie. Szczęśliwego życia. :)
Ogromny szacunek dla ciebie za cierpliwość i dla twojego partnera za zmianę nawyków, w tym wieku to naprawdę nie jest łatwe. Naprawdę nie rozumiem rodziców z którzy tak wychowują dzieci. Przecież dzieci powinno się właśnie wychowywać (czyli przystosowywać do dorosłego życia), a nie zamykać w złotej klatce. To robienie dziecku krzywdy. Szkoda, że w Polsce wszystkie urzędy sprawdzają najczęściej wyłącznie czy w rodzinie występuje przemoc, a nie weryfikują tego, czy rodzice robią z dziecka kalekę życiową.
Ale działa to w dwie strony moja droga? Skoro uczysz faceta sprzątania, gotowania i rożnych innych rzeczy również. Tak samo facet ma prawo wymagać uczyć ciebie przykręcania półek, wymiany koła w samochodzie, wymiany oleju i wiele innych rzeczy takich jak skręcanie mebli, wniesienie lodówki, pralki itd.
Moim zdaniem każdy człowiek niezależnie od płci powinien ogarnąć przy sobie pewnie rzeczy takie podstawowe jak sprzątanie, gotowanie. Ale tu widzę podwójne standardy które kobieta wymaga a nie daje nic w zamian. Hodujesz sobie totalną cipę którą za jakiś czas zdradzisz bo nie będzie spełniał twoich męskich oczekiwań.
A gdzie w wyznaniu widzisz podwójne standardy? Przecież autorka nie powiedziała, że każe mu być swoim służącym, tylko że musiała ofermę nauczyć podstawowych czynności domowych. Gdyby koleś został sam to zarósłby brudem. Bardzo nie lubię tego podziału na czynności "męskie" i "kobiece". Raczej chodzi tu o wyręczanie w rzeczach, które sami potrafimy zrobić, a partner/ka nie da rady bądź nie lubi. Istnieje w związku coś takiego jak pomaganie sobie nawzajem. O ile faktycznie nie wniosę pralki, a mój mąż nie zrobi pierogów (nie lubi i nie potrafi gotować) to w obu czynnościach sobie pomagamy. Szacun dla autorki za cierpliwość i dla faceta za pracę nad sobą.
Chyba cię trochę poniosło. Gdzie masz informację, że autorka nie potrafi przykręcić półki, czy wymienić koła w samochodzie? Gdzie masz informację, że jej partner to potrafi?
Moim zdaniem każdy dorosły człowiek powinien nauczyć się podstawowych umiejętności. Jeśli facet nie umie ugotować nawet najprostszego posiłku to jest ogromny problem.
I kobieta tu nie daje nic w zamian? Po pierwsze dzielą obowiązki między sobą. Po drugie nauczenie go podstawowych czynności jest już daniem czegoś od siebie. Zrobiła z kompletnej cipy życiowej, dającego sobie radę człowieka.
Ale tu chodziło o to, że facet nie potrafił zrobić NIC - był wychowany na kompletnego ofermę.
No przepraszam, ale jeżeli ktoś idąc do sklepu Z LISTĄ ZAKUPÓW nie potrafi tych zakupów zrobić bo "nie wie gdzie co leży", to nie ma nic wspólnego z czynnościami męskimi czy kobiecymi, tylko właśnie z byciem - jak to piszesz - "totalną cipą". Chyba każdy tak ma, ze jak idzie do nowego sklepu, w którym nigdy nie był, to nie wie gdzie co leży. To wtedy po prostu chodzisz po całym sklepie, rozglądasz się i szukasz. To nie są kilometry, jak obejdziesz systematycznie wszystkie półki to w końcu wszystko znajdziesz. Jak czegoś nie znajdziesz, to od tego jest obsługa sklepu, żeby się zapytać gdzie to coś leży. Nieznajomość sklepu to nie jest żaden powód żeby nie zrobić zakupów, chyba że właśnie matka kogoś wychowała na "totalną cipę".
Koszmarna jesteś, współczuję twojemu partnerowi. Musi wykonywać kuchenne polecenia partnerki. Robić dokładnie to samo co ona, pełnić taką samą funkcję. Nie może być kapitanem na własnym statku. Nie może nawet skupić się na pracy i karierze, bo musi w domu gotować i robić inne babskie rzeczy w imie jakiejś idiotycznie rozumianej równości przez identyczność. Nie było mnie z tobą już po jednym dniu. Zresztą, być może i jego nie będzie za parę lat: Wiesz, że związki w których jest równość obowiązków się częściej rozpadają? I uwaga, zazwyczaj paradoksalnie z wyboru... kobiet. Poniżej badanie:
https://www.today.com/money/divorce-rate-higher-couples-share-housework-study-finds-6c9677194
Nie postuluję oczywiście, że facet powinien leżeć z piwem kiedy żona sprząta. Podział powinien być sprawiedliwy, ale nie równy w sensie dosłownym - np. jedna osoba gotuje, druga ogarnia ogród, jedna ogarnia samochody i odkurzanie, druga pranie i prasowanie. U nas jest równość na zasadzie, że każde z nas ma tyle samo mniej więcej czasu wolnego, ale mamy swoje specjalizacje, dość tradycyjne.
Jeszcze pytanie: czy twój dom dzieciństwa był szczęśliwy? miałaś pełną rodzinę, ojca bez jakichś dysfunkcji wychowawczych?
Rumku, czerwone pigułki szkodzą w nadmiarze.
@Dragomir: nie odniosłeś się do argumentu. Wbrew wierzeniom, równość obowiązków w domu prowadzi do mniej stabilnych związków. Jeśli budują związek tymczasowy świadomie, to spoko. Ale jeśli liczą na trwały, to moja rada jest zwyczajnie słuszna.
Więc przyczyna tego może być taka, że w sytuacji gdzie para ma podobne umiejętności, to te osoby przestają być zależne od siebie w dużym stopniu. Wtedy łatwiej zadomowić się myśli - "skoro mnie wkurza w nim to, to czy to, a nie potrzebuję go/jej w zasadzie do niczego bo sam/sama potrafię zrobić wszystkie rzeczy, to po co w ogóle jesteśmy razem?".
Przy wyraźnej rozbieżności umiejętności i zadań ci ludzie potrzebują siebie nawzajem, więc są w stanie przymknąć oko na więcej rzeczy bo korzyści bycia razem przeważają.
@Dragomir to jedno z wyjaśnień, nie udowodnione bynajmniej, po prostu pomysł. Są też inne wyjaśnienia, mniej modne: Kobiety nie uważają udomowionych mężczyzn za seksownych. Oba powody mogą być jednocześnie prawdziwe. Jeśli ktoś ma cel mieć dożywotnie małżeństwo nie jest racjonalnym wchodzić w równiusieńki podział obowiązków.
Poczytaj jeszcze raz oryginalne wyznanie zanim napiszesz pierdoły.
Facet nie potrafił zrobić PRZY SOBIE NIC. Nie umiał posprzątać, włączyć pralki, zrobić zakupów MAJĄC LISTĘ tego co ma kupić. Przecież to jest jakaś ułomność życiowa. Kto by mu to robił gdyby mieszkał sam? Umarłby z głodu i brudu.
Nikt nie wymaga od niego żeby był mistrzem kuchni, ale on pewnie nawet gotowego dania kupionego w sklepie by sobie odgrzać nie umiał, sądząc z tego co autorka pisze. No sorry, ale to są podstawowe sprawy. Chyba z dziesięć lat mieszkałem sam i nie wyobrażam sobie jak można nie umieć robić takich rzeczy. Trzeba umieć zrobić pranie, nawet wyprasować coś kiedy jest to konieczne (nie cierpię prasować, moja druga połówka też, więc staramy się tego unikać, ale czasem trzeba), wysprzątać mieszkanie, przygotować sobie jakieś żarcie nawet na zasadzie odgrzania gotowego dania. Trzeba umieć kupić rzeczy które są do tego potrzebne.
To nie ma nic wspólnego z równością obowiązków czy trwałością związku. Zakładając nawet, że - zgodnie z twoimi przewidywaniami - ten związek się rozpadnie, to jak facet zostanie sam, to lepiej żeby potrafił się jakoś ogarnąć, czy żeby z powrotem uciekł do mamusi, żeby się nim zajęła? Co pierdolisz o jakimś "kapitanie na własnym statku", który może "skupić się na pracy i karierze", skoro to był niedorajda życiowy nad którym cały czas roztaczała pieczę jego mamusia, i tak naprawdę go ubezwłasnowolniała - i tak by było dalej gdyby autorka nie podjęła wysiłku nauczenia go tych podstawowych czynności (a on nie podjął wysiłku, żeby się tego nauczyć - tu OGROMNY plus dla niego, że jednak podjął wyzwanie żeby przestać być maminsynkiem, a nie upierał się przy tym, żeby partnerka go obsługiwała tak jak mamusia)
@raj001 z maminsynka przeszedł w żoninsynka. Jedna dominująca kobieta mu odpuściła, druga go przejęła.
@raj001 druga rzecz: twoje emocje sugerują, że ty sam jesteś pracownikiem swojej partnerki. Wmawiasz sobie, że to dowód na twoją zaradność? XD