#XkHhT
Po weselu stwierdziliśmy zgodnie, że chcemy mieć dziecko. Udało się praktycznie od razu. Idealne życie, mogłoby się wydawać. Jednak gdy dziecko się urodziło, zaczęły się pierwsze zgrzyty. Mąż nie chciał pomagać przy dziecku, nie lubił się z nim bawić, nie lubił wychodzić na spacery. Tłumaczył się, że jest zmęczony po pracy (pracę miał biurową). Nie, że dziecka nie kochał, bo kocha je bardzo, ale nie lubi robić nic przy dziecku. Ja miałam serdecznie dość całodobowej opieki nad niemowlakiem, wstawania kilka razy w nocy, bez możliwości wyjścia choćby do fryzjera, więc gdy dziecko miało 1,5 roku, to poszło do żłobka, a ja do pracy. Oboje mieliśmy cały etat i oboje pracę biurową. Niestety tylko on miał prawo być zmęczony, ja musiałam nadal ogarniać dom i dziecko sama.
Teraz dziecko ma 4 lata. A ja jestem wykończona nieustannym zajmowaniem się wszystkim. Teściowa okazała się wścibską babą, która zawsze musi postawić na swoim i jest pełna żalu oraz pretensji do wszystkich. Po jednej akcji z nią wyrzuciłam ją z mieszkania i od tamtej pory uniosła się honorem i na szczęście nie przyjeżdża. Najchętniej wyrzuciłabym też męża z mieszkania, nie mogę na niego patrzeć, na tego lenia skończonego, który kąpie się raz w tygodniu, goli dwa razy w tygodniu, bo częściej nie trzeba, ale nie mogę, bo mieszkanie jest wspólne, choć pieniądze na nie dali nam moi rodzice. Jego rodzice dali 1000 złotych, które przy okazji ostatniej kłótni teściowa wypomniała.
To był błąd życiowy brać z nim ślub, a potem jeszcze kupić wspólne mieszkanie. Ja jeżdżę z dzieckiem na wycieczki, ja uczę je jeździć na rowerze, ja gotuję, sprzątam, piorę. A leń nie ma innego życia, tylko praca i dom. Chciałabym uwolnić się od tego małżeństwa. Chciałabym, żeby się wyniósł i żebym więcej nie musiała na niego patrzeć.
Bardzo Ci współczuję, Autorko.
Niestety, żyjemy w takich czasach w jakich żyjemy, zazwyczaj - jeśli nie należysz do 1% szczęśliwców - oboje rodzice muszą pracować, żeby utrzymać siebie i dziecko. A jednocześnie to matka, po powrocie z pracy, ma zająć się domem, dzieckiem i mężem. Bo mąż (nawet po tej samej ilości godzin pracy) zawsze jest "tym zmęczonym".
No motyla noga, kto tu jest "słabą płcią"?
I zanim ktoś się odezwie, że pozwalanie kobiecie na odpoczynek to "feminazizm", to tylko elementarna sprawiedliwość - każdy zasługuje na chwilę oddechu, nieważne, czy kulturowo uznaje się taki zapierdol za normę.
PS: Autorko, spróbuj się dowiedzieć, czy mąż nie skacze już na inny kwiatek, bo opcja "żonka i dzieci" już mu się znudziła. Tak tylko mówię. Zbieranie dowodów w sprawie potencjalnego pozwu rozwodowego zawsze spoko.
Nikt tu nie wtrąca feminizmu, juz nie wojuj. Współczujemy Autorce zmęczenia i braku wsparcia i zrozumienia u męża, a także niekorzystnej dla niej sytuacji rodzinnej.
@Dragomir
Ale ja lubię powojować, a że w rzeczywistym życiu nie ma mi kto rączek rozmachać, to przynajmniej w internetach się poudzielam 😉
A tak bardziej serio, to częściowo zgadzam się z Tobą, ciut mnie poniosło. Dajmy sobie po 50% racji. Mój komentarz był "nacechowany emocjonalnie".
Ale Ciebie też czasem ponosi 😄
No nieraz też przesadzę. Wtedy dobrze mieć kogoś, kto złapie miękko za ramię i powie - nie bądź zbyt impulsywny/impulsywna i nie osądzaj zbyt łatwo.
A zauważ też, że on się przestał codziennie myć. Golenie dwa razy w tygodniu, zależy od zarostu. Ja sam się golę zazwyczaj co 3 dni ale to już na trzeci dzień nie mogę patrzeć na swój zarośnięty ryj ;) ale to rzadkie mycie się raczej wyklucza posiadanie kogoś na boku.
Dlatego proponuję podział pół na pół, bo masz trochę racji, ale mimo to, po ponownym przeczytaniu, wciąż zgadzam się z treścią mojego komentarza. Może powinien być mniej zjadliwy, ale komentuję cokolwiek w Internecie właśnie w przypływach impulsu (emocjonalnie). I bardzo, bardzo rzadko.
Przynajmniej przed odkryciem anonimowe.pl, kilka dni temu.
A co do mycia i golenia, pamiętaj o tym najsłynniejszym (chyba) cytacie z korespondencji między Napoleonem, a cesarzową Józefiną - "wracam za trzy dni, nie myj się". To akurat apokryf, ale cytat o tym, że nigdy nie zapomni wizyt w jej "małym czarnym lesie" jest na papierze 😉
To by było na tyle odnośnie mycia się, golenia i potencjalnej kochanki. Są gusta i guściki.
Pół na pół, bo nie umiesz przyznać się że się prawdopodobnie pomyliłaś? Szansę że znalazł kochankę, która lubi brać brudną pytę są jak 1-100, buirac pod uwagę inne okoliczności możesz mieć rację najwyżej w 10%. W 50 ja ją mogę mieć, a pozostałe procenty są na inne opcje, które nam nie przyszły do głowy a mogą mieć miejsce w rzeczywistości.
Twój nick nie jest chyba przypadkowy. Robisz dramat pod wpływem impulsu, a kiedy okaże się że nie masz racji to i tak nie przeprosisz, tylko mówisz że miałaś w połowie rację i tak czy inaczej to ofiara Twojej awantury ma Cię przepraszać?
@Dragomir
Tym komentarzem tylko troszkę żartował... *𝘀𝗽𝗿𝗮𝘄𝗱𝘇𝗮 𝗸𝗮𝗹𝗲𝗻𝗱𝗮𝗿𝘇𝘆𝗸, 𝗿𝗼𝘇𝗱𝗮𝘄𝗮𝗻𝘆 𝗽𝗿𝘇𝗲𝘇 𝗛𝗼𝗺𝗼𝗸𝗼𝗺𝗮𝗻𝗱𝗼*
Nieparzysty poniedziałek w czerwcu, dziś samiec różowego jednorożca. Lekko zażartowałem w powyższym komentarzu z Napoleonem, żeby zakończyć rozmowę. Mimo że jest całkiem przyjemna. Mąż z Wyznania pewnie i tak jest zbyt leniwy na znalezienie kochanki, a mój nick ma długą historię.
Ale tak, lubię robić dramy. Są zabawne.
Nie widzę jednak żadnej "awantury", którą twoim zdaniem rozpocząłem, ani razu nawet nie zasugerowałem, że jej "ofiara" (Jaka ofiara? Ty? I ofiara czego właściwie?) ma mnie przepraszać.
Nie mam też żadnego doświadczenia z "brudnymi pytami", więc (to tylko prztyczek w nos, przepraszam) może mnie oświecisz, ekspercie.
Więc niech będzie, ja mam 9% racji, ty 11%, wygrywasz, a pozostałych 80% poświęcamy na inne opcje.
A, kurcze, mam ciebie i cały świat jeszcze przeprosić. Serdecznie i szczerze, z głębi serca przepraszam. Mimo że nie napisałeś za co konkretnie - przepraszam za cały świat.
A teraz biegnę pobrykać na łączce, bo bycie różowym jednorożcem zobowiązuje, a w końcu przestało padać.
Sądziłem po nicku że jesteś kobietą. Miałem na myśli ogólne pozycie z bliskimi, np. mężem czy tam chłopakiem (kiedy jeszcze myślałem, żeś kobietą), i tak ogólnie pisałem już wykraczając poza anonimowych.
Luzik, nie czuję się w żaden sposób urażony i nie wymagam przeprosin bo sam nawet nie wiem za co by niby miały być, i aż mi niezręcznie.
Miłego brykania :)
@Dragomir
No i super, uścisk dłoni z kopytem (wszystkie już umyte po brykaniu w błocie po burzach) i mam nadzieję, że nie masz mi niczego za złe 😊
I – szczerze – miłego dnia, oraz wszystkich następnych.
I tak właśnie rozwiązuje się nieporozumienia przy dobrej woli zainteresowanych stron. A masz tę swoją połowę racji, nie jestem pazera i się podzielę, to następne spotkanie będzie jeszcze przyjemniejsze :)
10 lat się kąpał i golił, a po ślubie nagle przestał?
Z ciekawości, gdzie jest ojciec męża? Jeżeli też nie brał udziału w wychowywanie swojego syna to mąż wyniósł to z domu. Kolejne pokolenie kalek wychowywanie jedynie przez matki. Bez terapii nic nie zdziałasz.
Tłumacząc dalej, u homo sapiens matka zajmuje się chłopcem w okresie *pieluszkowym* , później gdy dziecko jest już samodzielne ojciec może całkowicie przejąć wychowywanie i matka jest zbędna. U dziewczynek ojciec pełni rolę wzorca mężczyzny - bez ktorego w przyszłości nie będzie w stanie stworzyć związku czy rodziny.
To jest wiedza znana od setek lat. Są drobne różnice w zależności od kultury i rejonu świata ale biologii nie oszukasz.
Wielu postępowych specjalistów walczy z biologią i mamy skutki w postaci bezstresowego wychowania i samotnych matek. A dzieci wychowuje internet.
Zgadzam się z tym, że rola ojca przy dorastaniu dzieci obojga płci jest bardzo istotna, a w większości przypadków matki mają większą łatwość w opiece nad niemowlakami.
Z drugiej strony dostrzegam tu przegięcie. Ani ojciec nie jest „zbędny” w pierwszych latach życia dziecka, ani matka nie staje się „zbędna” w późniejszym okresie. Każde z rodziców wnosi coś innego i oboje są potrzebni.
Zgadzam się z ArabellaStrange. Od siebie dodam tylko, że to może wynikać właśnie z relacji teściowej z teściem, no i właśnie z tego, w jaki sposób ojciec go wychował.
Skąd taki model pożycia małżeńskiego mąż Autorki wyniósł z domu? Wątpię, żeby źródłem był Internet. Nie potrafię sobie przypomnieć, czy widziałem jakiekolwiek treści promujące taką formę małżeństwa.
Wątpię również, żeby za brak podstawowego szacunku do kobiet odpowiadało wychowanie przez samotną matkę - w końcu komu mamy oddawać szacunek jeśli nie matce, która samodzielnie nas utrzymuje?
Komentarz o "bezstresowym wychowaniu" również nie ma sensu, wychowywanie dzieci w sposób "MOIM, RODZICA, ZDANIEM ZASŁUGUJESZ NA BICIE, BO TAK MI SIĘ PODOBA I NIE PYTAJ DLACZEGO, NADSTAW TYŁEK" raczej mówi o tym, że przemoc jest ok. I jeśli żona się sprzeciwi, to przywalenie jej też jest ok.
"Więc nie muszę, jako mąż, nic robić, osiągnąłem już wiek rozpłodowy i zdobyłem partnerkę, więc ona przecież wie, że jej przywalę jeśli nie będzie zapie*dalać 24/7. Tak mnie ojciec nauczył, tym fantastycznym "stresowym wychowaniem"."
Ale prawda, Autorko, bez terapii nic nie zdziałasz.
@Drama, zobacz że tu nic nie ma o teściu. Tylko tesciowa się wtrynia, pewnie jej mąż jest wycofany bo to ona dominuje w domu. Tak samo, jak nawykowo wycofał się jej mąż, i daje jej wolną rękę. Matka może dobrze się czuła w takiej roli, ale Autorka jest tym zmęczona. Szkoda że zabrakło zrozumienia i komunikacji małżonków, mam nadzieję że to jest jeszcze do naprawienia i to dziecko będzie dorastać w zdrowo funkcjonującej rodzinie. Szkoda byłoby żeby kolejna rodzina została rozbita przez brak komunikacji i brak zrozumienia potrzeb drugiej strony.
@Drago, znowu się zgadzam, ale tylko częściowo.
Kurcze, muszę to skrócić do minimum. Czemu zawsze piszę elaboraty na pół strony? Może to jak z laniem wody na studiach, gdy nie wie się, co napisać.
Moja babcia. Jej dzieciństwo - opieka nad braćmi "bo tak powinno być". Małżeństwo, przemocowy (raczej werbalnie i gestami) dziadek domagający się wiecznego kręcenia wokół jego potrzeb "bo tak powinno być".
Mój brat, wychowany właśnie w takim trybie życia, z obecnie 90-letnią kobietą, która podtyka wszystko pod nos, traci co chwila dziewczyny, bo powinny rzucić studia, czy pracę i zajmować się nim, bo dziadek tak robił, "bo tak powinno być".
Więc jak najbardziej, problem w komunikacji między małżonkami. Ale to nie zawsze musi być dominująca teściowa, której mąż się wycofał. To czasem potulna teściowa, która przez dziesięciolecia podcierała (metaforycznie) tyłek mężowi, potem synkowi.
Shit, że takie skrajności potrafią dać te same efekty... Doktorat można o tym napisać.
Zapewne nie jest to najważniejszy aspekt tego wyznania, ale muszę zapytać. Co jest złego w goleniu się dwa razy w tygodniu? Ja golę się raz w tygodniu i i tak nigdy na zero, po prostu skracam zarost.
Ludzie, ile razy tygodniowo wy się golicie?:D
Trzeba iść po prostu do adwokata. Skoro Twoi rodzice dali pieniądze na mieszkanie to może da się z tej sytuacji wybrnąć jako z darowizny, którą Twoi rodzice cofają ze względu na niewdzięczność zięcia. Tylko się przygotuj, że jeśli mąż nie zgłosił do urzędu skarbowego darowizny od Twoich rodziców to go ścignie skarbówka.
Wcześniej oczywiście taki nie był?
To często wyłazi dopiero po zamieszkaniu razem, albo małżeństwie.
Często mówi się i żartuje o tym że "Po ślubie przytyła i zrobiła się brzydka!", rzadziej o tym, że "Po ślubie przestał się starać i teraz zajmuję się dzieckiem, choć nawet w ciąży nie byłam.".
Więc oczywiście, że wcześniej taki nie był. Kobiety (mimo znowu, powszechnego żartu o "Domyśl się.") nie są jasnowidzkami, nie czytają w myślach.
@Dramaturgia: proszę Cię. Wystarczy przeczytać wyznanie i już masz zapowiedź tego co się dzieje po ślubie. "Faktycznie dotarło do mnie, że trzeba ten temat ruszyć do przodu. Ustaliliśmy termin, właściwie ja to zrobiłam, orkiestra, sala itd.". Jak facetowi nie chce się wypowiedzieć kiedy ma być ślub, nawet na zasadzie "czerwiec to dobry czas na ryby więc zróbmy w lipcu to w czerwcu sobie na ryby pochodzę" to znaczy, że nie jest zaangażowany. Więc jak decyzja o dziecku była podjęta jak decyzja o ślubie to ja się nie dziwię, że wyszło jak wyszło. Kobiety bardzo często po prostu ignorują sygnały, bo nie chcą ich widzieć. A potem jest, że się tak zmienił po ślubie. Nie, on się nie zmienił, po prostu się tak nie stara i to co wcześniej było przejawami i się pojawiało od czasu do czasu mają większość czasu.
@coztegoze2
No przecież mówię, kobiety nie są ponadnaturalnie domyślne spotykając się z mężczyzną, nie czytają w myślach.
...
...jeszcze. *𝙗ł𝙮𝙨𝙠 𝙞 𝙤𝙙𝙜ł𝙤𝙨 𝙜𝙧𝙯𝙢𝙤𝙩𝙪, 𝙛𝙞𝙡𝙢𝙤𝙬𝙚 "𝙩𝙖-𝙙𝙖-𝘿𝘼𝙈"*
Ale kobiety też się zmieniają po ślubie. Każdy się zmienia, gdy osiągnie "upragniony cel" i nie ma pomysłu na inny. I często właśnie to "upragnienie" tego "celu" sprawia, że ignorujemy pewne sygnały i pytanie "A co właściwie po tym ślubie?".
No ale tak już jesteśmy śmiesznie ponakręcani. Od tego są terapeuci, czy księża lub inni guru.
@Dramaturgia nikt nie czyta w myślach. Ale jak się ignoruje całkowitą bierność drugiej strony w obliczu życiowych decyzji i się nie pyta "dlaczego jest Ci to obojętne" to nie można mieć potem pretensji, że "się nagle zmienił po ślubie", bo było widać, że i przed ślubem już coś było nie tak. I nie jest ważna płeć. Chodzi o sygnały. Bo jak ludziom zależy to zazwyczaj nie jest im obojętne albo umieją wyjaśnić dlaczego im nie zależy na czymś (bo np. wesele nie jest dla nich ważna).
@coztegoze2 tyle że, jak wspomniałem, ty również, nikt nie czyta w myślach. "Sygnały" również są często ignorowane, lub niedostrzegane. A na randki często chodzi się specjalnie przygotowanym, czy to w najlepszych ubraniach, czy w świetnym makijażu, niezależnie od płci.
I opowiada się wyłącznie o najciekawszych i najświetniejszych fragmentach swojego życia - znów, niezależnie od płci. Kreuje się portret samego siebie, który sami uznajemy za najlepszy do podrywu.
A potem przychodzi wspólne mieszkanie, lub - co gorsza - małżeństwo i to nagłe zrozumienie, że "Ach, no więc, to było, tak jakby, kłamstwo, udawanie.".
Nie żeby małżeństwo było z zasady złe, ale bądźmy szczerzy - randkując kłamiemy. Kłamiemy do oporu, bo chodzi o jedną z najważniejszych spraw, czyli znalezienie partnerki/partnera na całe życie.
A gdy cyrograf już został podpisany, to można przestać się starać. "Jeśli nie zauważył/zauważyła sygnałów, nie moja wina.".