Piszę to tutaj, bo pęka mi serce z wkurwienia, żalu i bólu, ale to jest moja tajemnica. Jestem w okropnym związku, taka niby zajebiście inteligenta, a jednak dalej w tym syfie tkwię. Wstydzę się tego. Mój chłopak to alkoholik. W naszym związku były różne fazy, obecnie się nie leczy, chociaż go na to namawiam (był na wielu terapiach). W tym momencie problem jest taki, że miałam jechać do chłopaka na święta, umówiliśmy się, że przyjedzie do mnie dziś i jutro razem pojedziemy do niego. Czekałam na to spotkanie długo, bo rzadko się widujemy, odkąd chłopak pojechał do swojej siostry pomagać w remoncie. Cieszyłam się bardzo, cały tydzień żyłami tym spotkaniem, a teraz dławię się łzami, a on leży pijany. Wiem, że to żałosne, ale jest mi tak źle, że ledwo widzę to, co piszę teraz. Mam wrażenie, że wbił mi nóż w serce i go wykręcił na dwie strony, w klatce piersiowej czuję tylko pulsujący ból. Dawno aż tak bardzo nie bolało. Zawiódł mnie milion razy swoim piciem, ja z nim zawsze byłam, bo szedł na terapię, a w terapii był dla mnie dobry. Jak był trzeźwy, też zawsze było fajnie, ale jak pije, to wychodzi z niego to, co najgorsze. I tu nie chodzi nawet o przemoc, bo w sumie takiej nie ma. Ja się go brzydzę. On chwieje się na nogach, zachowuje jak jakiś jaskiniowiec. Boli mnie to. Przygotowałam się na jego przyjazd, zmieniłam pościel, wyprałam obrus i zasłony. Cały dzień się przygotowywałam. On jak przyjechał, mocno mnie wyściskał, zdałam sobie sprawę, że jest pijany, ale stał z tą walizką, pociągu już żadnego nie było do niego, więc wzięłam go trochę zła, ale litość wygrała. No i się zaczęło. Narobił mi wstydu, zachowuje się jak świnia jakaś, jak jaskiniowiec. Przywiózł kiełbasę na święta, kazał mi schować do lodówki, potem sobie ugotował, narozwalał wszędzie, pościel całą ubrudził. Ja czuję wstyd. Wstydzę się zadzwonić do rodziców i powiedzieć, że potrzebuję pomocy, wstydzę się znowu rozczarować jego rodziców, że ich syn jest zjebany i znowu robi to samo. Najbardziej czuję wstyd w stosunku do siebie. Nie mogę mu wybaczyć, że mi zjebał święta. Boli mnie głowa, ciężko mi się oddycha, mam gulę w gardle. Mam osobowość borderline i ona się zawsze uaktywnia, jak on pije. Mam ochotę wyskoczyć przez okno, nie chce mi się już żyć. Wstydzę się nawet tego, że mi przykro, że mam nadzieję. Czuję też furię, mam fantazję, żeby go udusić poduszką, jak śpi, mam ochotę go pobić, ale jestem za słaba fizycznie. Jednocześnie jak już go szarpnę, to sama czuję się jak śmieć. Nie wiem już co mam robić. Do niego nic nie dociera, on już jest pochłonięty przez chorobę i traci wszystko, nawet godność. Chciałabym iść spać i się nie obudzić.
Dodaj anonimowe wyznanie
Słuchaj, on się nie zmieni. Wiem, że było fajnie, jak był trzeźwy, ale tego gościa już nie ma. Poświęcasz się dla typa, któremu nie chce się dla Ciebie nawet spróbować pójść na leczenie. Porozmawiaj z kimś. Porozmawiaj z rodzicami. Dobrze, że się wstydzisz tej sytuacji z nim, to znaczy, że wiesz, że to nie jest akceptowalne. To znaczy, że wiesz jak Twoi rodzice zareagują. to znaczy, że wiesz, że będą mieli rację. Zostaw go. Może wstrząśnie nim to na tyle, że się ogarnia i wróci na kolanach po detoksie. Jak nie, to nie było warto.
Wiem, że masz rację, bo patrzysz na to z boku. Podobnie bym doradziła koleżance jeśli by przyszła z takim problemem.
Nie wiem jednak czy będę w stanie to zrobić. Nie rozumiem naszej relacji bo jest niejednoznaczna. Może Ciężko mi go rzucić, bo też widzę w nim ofiarę swojego życia. Jestem dla niego dobrą dziewczyną a przynajmniej staram się być. Zawsze był kochany i chciany, jak mogłam tak starałam się mu pomóc, już były odwyki, jeździłam w odwiedziny, chodziłam z nim na terapię, dużo czytałam o tej chorobie, żeby jakoś mu pomóc. Teraz to moim marzeniem jest wręcz żeby był całkowicie trzeźwy i żebyśmy po prostu byli tak jak wcześniej, bo tylko wtedy czułam się dostatecznie dobrze. I to chyba chore jest właśnie. Niby jestem dosyć swiadomą osobą, ale wciąż są rzeczy, które są dla mnie nie do pojęcia. W swoim komentarzu masz całkowita rację, ja się nie opiłam tylko on, zawalił i tyle, nie moja wina trzeba się pożegnać. Ale boję się. Może to powiązane z moim zaburzeniem ale ja ból straty przeżywam naprawdę mocno. Boję się znowu to czuć. Boję się też, że do końca życia będzie mnie to boleć. Pewnie to nie powód żeby z nim zostać, ale uczuć gumką nie wymaze. Najlepiej by było jakbyśmy się nigdy nie poznali. Może to głupota ale nienawidzę miłości, bez niej ten cały cyrk nie miałby racji bytu
Toksyczne związki uzależniają. Może spróbuj sama iść na terapię?
Zerwiesz z nim - na pewno będzie boleć. Niemniej jednak - chcesz żeby właśnie tak wyglądało Twoje życie? Dozujesz sobie jeszcze większy ból, tylko w nieco mniejszych dawkach.
Jeśli go zostawisz, to albo się faktycznie ogarnie i ewentualnie do siebie wrócicie na Twoich warunkach, albo dokona innego wyboru - wtedy będziesz wolna i mimo początkowego bólu, pozwolisz sobie na bycie szczęśliwą osobą.
Chodzi o Twoje życie.
anonimowe6692 ma zupełną rację, ten facet do niczego się nie nadaje, nie wnosi nic pozytywnego do Twojego życia, nie rokuje żadnych szans na poprawę. Jest żałosnym menelem z zerowym obyciem i perspektywami na stanie się pasującym do Ciebie partnerem.
Mówisz o tym, że trudno Ci odejść, bo boisz się uczucia straty, bawi mnie niemiłosiernie ten paradoks. Każdego dnia tracisz spokój, zdrowie, czas, szansę na normalną relację na rzecz bycia przydupasem alkoholika.
Wyobraź sobie gdzie będziesz za pięć lat i jak będzie wyglądało Wasze życie, gdy problemy oraz frustracja będą tylko się nawarstwiać, a straty po Twojej stronie w porównaniu do tych, które poniosłaś na dzień dzisiejszy, zniszczą Cię doszczętnie. Jak by ta wersja Ciebie za pięć lat spojrzała na obecną Ciebie, która mówi jej, że nie mogła przecież odejść, no bo się boi straty? Poczuj to spojrzenie i obrzydzenie do samej siebie, może one Cię zmotywują, skoro porażka w relacji tego nie zrobiła.
Nie wciskaj dziewczynie łzawych opowieści, że ma przestać pić dla niej. To nie jest dobra motywacja dla alkoholika do leczenia. Alkoholik ma się leczyć dla siebie żeby żyć i budować swoje zdrowe życie. I tylko to realnie skutkuje.
Dziewczyno, gdzie jest w tym wszystkim Twój psychiatra jeśli masz borderline? Gdzie jest Twój terapeuta? Powinnaś z nimi rozmawiać o sytuacji i oni powinni Ci doradzać. Z tego co piszesz tenn związek jest dla Ciebie po prostu niebezpieczny i powinien zostać z tego powodu zakończony. Poproś o pomoc psychiatrę i terapeutę. Jeśli z jakiegoś powodu nie jesteś teraz pod ich opieką to daj znać.
A trzeba było mu zamknąć drzwi przed nosem. Jestem żoną alkoholika, od kilku lat trzeźwego i napiszę, że popełniasz błąd, bo zapewniasz mu komfort picia. On wie, że mu zawsze pomożesz, że z nim jesteś nieważne co on robi. Wie, że posprzątasz po nim syf, a powinnaś go w nim zostawić. Masz też wyjątkowo niską samoocenę, że pozwalasz się tak traktować. Ja mężowi postawiłam ultimatum, będzie trzeźwy albo sam. I wytrzeźwiał.
Najwyższy już czas abyś powiedziała dość kręceniu się wszystkiego wokół niego.
Nie możesz spędzać życia w przykrości i wstydzie dlatego, że ktoś ma problem z alkoholem, którego nie umie rozwiązać od lat.
Zaopiekuj się sobą! Skup się na tym, żeby Tobie było w życiu wygodnie i bezpiecznie. Inaczej, czeka cię jeszcze więcej takich, albo i większych noży wbitych prosto w serce.
Paradoksalnie, może jemu wyjdzie to na dobre, jeśli straci oparcie w drugiej osobie.
Nie obwiniaj się o wszystko. To nie ty powinnaś się wstydzić, bo nie jesteś odpowiedzialna za jego zachowanie. A proszenie o pomoc to nic wstydliwego. On się nie zmieni. Musisz się od niego odciąć.
To się nazywa wspołuzależnienie i można to przepracować na terapii.
Jedyne co by mu w tej sytuacji pomogło to jakbyś go wywaliła z domu kiedy przyjechał pijany , odłączyła dzwonek i gdyby się próbował dobijać zadzwoniła na policję.
Po jaką cholerę chciałaś dzwonić do jego rodziców? Żeby po niego przyjechali i się nim zajęli? To jest równie złe rozwiązanie, dla niego! Jak to że pozwoliłaś mu zostać. To że w każdej sytuacji jest zaopiekowane, ktoś mu pościeli, posprząta jak narzyga, da jedzenie i dach nad głową zdejmuje z niego odpowiedzialność za własne życie i pozwala mu bezpiecznie pić.
Wiem, że łatwo mówić, bo patrzę na to z boku, ale zostaw go. Nie możesz pomóc komuś, kto nie chce pomocy.
W ten sposób on Cię pociągnie na dno. Bo alkoholik musi sięgnąć dna, żeby przestać pić.
Jeżeli Twoje odejście nim nie wstrząśnie, to co musiałoby się wydarzyć, żeby przestał chlać?
A jak zaliczycie wpadkę i pojawi się dziecko? Takiego ojca dla niego chcesz? Czujesz się przy nim na tyle stabilnie, żeby mieć w nim wsparcie w takiej sytuacji? A jak zachorujesz na coś? Będzie przy Tobie czy po wizytach u lekarza będziesz go musiała z ulicy ściągać nawalonego?
Jak chcesz mieć poczucie, że zrobiłaś wszystko co mogłaś, to daj mu ultimatum. Albo Ty, albo chlanie. Też trochę toksyczne, wiem, ale cóż... Może tego Ci będzie trzeba na otrzeźwienie i realne spojrzenie na sytuację. Jak wybierze chlanie i znowu się upije, to wiej, gdzie pieprz rośnie. Są inni, wartościowi faceci na tym świecie.
Co jest toksycznego w stawianiu granic i posiadaniu szacunku do siebie ? Każdy ma prawo mieć jakieś oczekiwania co do tego jak ma wyglądać relacja i jakich zachowań nie będzie tolerować, szczególnie jeżeli są krzywdzące lub niebezpieczne
To co się dzieje w waszej relacji to współuzależnienie. Nie widzisz przyszłości, ale w tym tkwisz. Wstydzisz sie przed sobą i wszystkimi dookoła, chociaż to nie Ty pijesz.
Skontaktuj się z ośrodkiem, który zajmuje się leczeniem alkoholizmu m, mają tam też terapię dla współuzależnionych.
Pomogą ci wyjść z nałogu, w którym jesteś
Sam nie piję od 3 lat. Powiem tylko, że jeżeli alkoholik sam nie zdecyduje się przerwać picia, to nie zrobi tego dla kogoś. Przynajmniej nie na stałe, a chwilowo na pokaz.
Najprościej jest się zaszyć, do mnie terapie nie trafiają. Ale tylko on może o tym zdecydować bądź nie. Jeżeli tego nie przerwie, zniszczy ci za pewne życie.
I po co ci taki człowiek w twoim życiu? O_o przecież to jest dno, po co ci do życia zaszczany menel? Wyrzuć go z mieszkania i swojego życia raz na zawsze. A jego rodziców jak najbardziej trzeba poinformować jaki z synka żul. Po co się sama nad sobą znęcasz, zakończ to i żyj
Wyjście jest tylko jedno - odejść definitywnie od niego, bo to nie ma najmniejszego sensu, może jakby skończył terapię i się zmienił to by można było coś innego myśleć. Sytuacja nie warta myśli samobójczych, jeszcze wiele dobrego przed tobą, ale musisz się z nim rozstać, bo to klucz do lepszego życia.