#VcErh

Musiałem pojechać do odległego, małego miasteczka. Dojechałem wieczorem i byłem głodny jak jasna cholera. Sklepy były już pozamykane, żadnych Żabek, całodobowych, stacji benzynowej, no nic w zasięgu. Znalazłem za to niewielką budkę z kebabami. Podchodzę więc i proszę o żarełko, ale słyszę: „Zamykamy już dzisiaj, zapraszam jutro”. Do jutra to ja już zdechnę z głodu, pomyślałem sobie, i jakimś cudem wybłagałem, żeby facet mi zrobił coś do jedzenia, a po chwili dostałem sporą kanapkę. Podziękowałem, zrobiłem z dziesięć kroków od budki, zatopiłem łapczywie zęby w jedzeniu... i wtedy z tego wszystkiego wylazł karaluch i wszedł mi na twarz. Zrzuciłem gnoja, kanapka wylądowała na chodniku, sam mało nie rzygnąłem w pierwszym momencie, spojrzałem na budkę z kebabem, ale facet tak szybko się uwinął z zamknięciem, że zobaczyłem tylko, jak odjeżdża samochodem.

Rozejrzałem się po okolicy załamany — nie było tam nikogo, pusto. Buda zamknięta, martwy karaluch, kanapka na chodniku...

Zjadłem ją.
Preludium Odpowiedz

I to jest prawdziwe anonimowe

Dodaj anonimowe wyznanie