#VI5GN

Moja praca wygląda tak, że ciągle do niej dokładam. Nie tylko ja z resztą. Jeżdżę na własny koszt, przynoszę żarcie na własny koszt, dekoracje, rzeczy do zabawy kreatywnej, typu wypalarka, taker, drewno, kleje, wstążki, brokaty - wszystko za moje prywatne pieniądze.

Chodzę na zebrania, do lekarzy, odbieram telefony - w czasie prywatnym. Zakupy dla dzieci? W czasie prywatnym. Najgorzej, że MUSZĘ używać swojego prywatnego telefonu do kontaktów z lekarzami, z rodzicami, hurtowniami, kierowcami, wychowawcami, szkołami, bo co prawda mamy w placówce telefon... STACJONARNY, ale rachunki wychodzą zbyt wysokie, więc mamy Z A K A Z dzwonienia z niego na numery komórkowe. Oj tam, pani dyrektor nie przeczytała wyraźnie umowy, no trudno, może za rok się to zmieni. Może. A może i nie.

Moja wychowanka, oficjalnie przypisana do mnie, mieszka w internacie na obrzeżach miasta. Droga autobusem to ok 20-30 min w jedną stronę. Częściej jeżdżę swoim samochodem, bo jest po prostu wygodniej i szybciej, oczywiście gdy trzeba coś załatwić to w czasie prywatnym. Udało mi się dosłownie wyszarpać ostatnie miejsce na obóz rehabilitacyjny, tani jak barszcz, bo dofinansowywany, z którego moja wychowanka może skorzystać, być może obóz jej pomoże. Udało mi się to w czwartek wieczorem. W piątek, chociaż zaczynałam dopiero o 12, pojechałam do szkoły wychowanki, aby podpisała mi podanie o wypłatę jej 500+ właśnie na opłatę za obóz. Podpisała, zaniosłam pismo do dyrekcji. Co ważne, jest to DOKŁADNIE takie samo pismo, jakie składałam już wiele razy, i zawsze były akceptowane. Tym razem dyrekcja (z którą nie żyję w zgodzie) odrzuciła pismo, bo zamiast "markowych ubrań", napisałam po prostu "ubrań". Wiadomo, dzieci rosną, trzeba dokupić kilka rzeczy na okres jesienno zimowy, oraz oczywiście opłacić obóz. Pismo odrzucone, bo źle napisane. O 15-tej tego dnia kończyłam pracę, więc z dzieckiem z internatu się nie widziałam, zatem nie mogło podpisać nowego podania. Podobnie dyrekcja kończy pracę o 15, więc nawet jeśli dziewczynka podanie by podpisała, to nie było szans, aby je dostarczyć tego samego dnia.

Przypominam, że to był piątek. Tego samego dnia wieczorem dostaję informację, że na poniedziałek rano mam dostarczyć pieniądze za obóz.
Oczywiście zwróciłam się z tym problemem do dyrekcji, co mam zrobić.
Dostałam opierdol, dlaczego nie złożyłam podania na czas?! Tłumaczę jej, że w czwartek wieczorem dziecko dostało się na listę, a w piątek byłam u niej z podaniem, które odrzuciła z powodu braku dopisku "markowych", a potem skończyłyśmy obie pracę, nie widziałam się z dzieckiem, więc halo, ale jak?
Co na to moja dyrekcja?
NO TO ZAPŁACISZ ZE SWOICH, A MY CI ODDAMY.
Ostatnia pensja była 30 września i zwyczajnie NIE MAM tyle, żeby zapłacić ze swoich.
Wg dyrekcji mam się zapożyczyć na ponad tysiąc zł, a placówka mi "odda"... Kiedyś.
JolantaKierepka Odpowiedz

Sama się dajesz tak robić i płaczesz. Przestań kupować rzeczy ze swoich pieniędzy. Macie coś robić a nie ma materiałów bo szkoła nie zapewniła? No to nie robicie. Nie masz obowiązku płacenia za nic ze swojej kasy. Na taki tekst od dyrektorki, że mam zapłacić ze swoich zaproponowałbym żeby zapłaciła ze swoich jak ma takie dobre rady. Dzieciak nie pojedzie na wycieczkę nic mu się nie stanie. Przeżyje. A ty potem nie będziesz się upominać o zwrot własnych pieniędzy. A kolejna sprawa szukaj innej roboty. Ja wychodzę o 16 i do widzenia.

NAUS Odpowiedz

Tak jak powiedział worm, co Ty jeszcze tam robisz? Ta praca zdaje się nie mieć żadnych plusów, jeśli to wygląda jak mówisz, to dosłownie lepiej by Ci było na niemal dowolnym innym stanowisku. Nie wiem, sprzedawca w sklepie odzieżowym na przykład. Mniej stresu, więcej pieniędzy i czasu dla siebie. Oczywiście żadna praca nie jest doskonała, a czasem nawet i dobry zawód może być przekleństwem, gdy trafisz na ludzi, z którymi nie da się pracować, ale w Twoim wypadku zdecydowanie warto próbować.

worm Odpowiedz

To po co tam autorko pracujesz? Rzucasz papierem, nie wydajesz ze swoich i masz to gdzieś. Brzmi okrutnie? Może - ale świata nie zbawisz, a i sama milionów nie masz. Niech dyrekcja się martwi - od tego jest.

TakaOna100 Odpowiedz

Praca w budżetówce i dodatkowo w takich placówkach to musi być udręka, wszystko jest trudne, wymaga dziesiątek podpisów, na nic nie ma i mało się komu już chce. Powinniście pomyśleć o strajku i przedstawieniu tych wszystkich absurdów na widok publiczny.
Wszyscy mają pretensje, że nikt nie reaguje jak się coś dzieje z dziećmi, że państwo nie pomaga, ale nikt nie widzi że organizacja tych placówek jest dramatyczna.
Bardzo serdecznie Ci współczuję, że przyszło Ci pracować w tym systemie

anonimowe6692 Odpowiedz

Miałam taki bardzo krótki moment w życiu, jak miałam jakieś 8 lat, gdy pomyślałam, że może bym została nauczycielką. Powiedziałam to mamie i usłyszałam, że praca jest uciążliwa, zarobki żadne i w ogóle dramat. Od razu się wyleczyłam z tego pomysłu. To było jakieś 20 lat temu i ta wiedzą jak wygląda ten zawód była powszechna już wtedy, teraz też jest. Za każdym razem jak czytam takie narzekanie zastanawiam się czego się spodziewaliscie idąc w te stronę? Czy to jest kwestia chowania się pod kamieniem i niewiedzy jak to wygląda? Czy bardziej idealizm, który miał przezwyciężać frustrację, ale nie siadło?

Dodaj anonimowe wyznanie