Jakiś czas temu na osiedlu, gdzie mieszkam, robotnicy remontowali jeden z budynków. W związku z tym postawili sobie w pobliżu przenośny kibelek. Akurat wracałam z pracy, gdy zobaczyłam grupę małolatów, którzy rechocząc jak głupi usiłowali toi-toia wywrócić. Podbiegłam z krzykiem i usiłowałam ratować człowieka, który miał paść ofiarą upiornego żartu gówniarzy. Chcąc uchronić kabinę przed upadkiem zaparłam się, ile sił, ale… drzwi się otworzyły i okazało się, że w środku nikogo nie było. Za to kibelek runął, przyciskając mnie do ziemi i zalewając cysterną fekaliów.
Słysząc mój krzyk, na miejsce przybiegło dwóch robotników. Jeden szczerząc się robił mi zdjęcia telefonem, kiedy mozolnie wygrzebywałam się spod szaletu, a drugi okazał się większym dżentelmenem i zapytał, czy nie chcę może chusteczki, aby chociaż sobie twarz wytrzeć...
Dodaj anonimowe wyznanie