#V5BVW

Moja mama jest bardzo "religijna". Katoliczka, do kościoła chodzi dla pozoru, oprócz wigilii to nigdy Biblii nie czytała. A ja... przeciwnie. Biblię z ciekawością przerobiłam, we wczesnym wieku stwierdziłam, że to nie dla mnie - jestem ateistką. Dłuuugie były batalie o to, bym nie musiała chodzić w niedziele do kościoła. W końcu wygrałam, dała mi wreszcie spokój. Ale i tak liczy na mój kościelny ślub. Jasne ;)
To tak słowem wstępu.

Kulminacją debilizmu był moment, kiedy to dowiedziała się o raku. To był rak tarczycy, nic niezwykłego - do wycięcia, da się uratować. W mojej rodzinie częstym przypadkiem był rak, takie geny. Więc teoretycznie była psychicznie przygotowana. W praktyce po kompletnym stwierdzeniu przez lekarzy i wydaniu diagnozy "rak - do wycięcia", mamusia usiadła w pokoju i rozpaczała. Gdy tylko przyszłam do domu i dowiedziałam się o wszystkim, usłyszałam tylko "To przez ciebie Bóg zesłał na mnie taką karę! To dlatego, że córkę źle wychowałam!".

Nigdy nie usłyszałam przeprosin. Nawet mój ojciec (pantofel, katolik) przyznał mi rację, że nie powinna tak mówić i wkurzył się na nią. No ale nic nie wskórał. Zamietli to pod dywan. Ważniejszy był stan matki. A skoro tak, to pieniądze, które miałam odłożone na studia chciałam jej dać, by opłacili sobie dojazdy za paliwo do szpitala (do Gliwic, ok. 400 km) czy do innych potrzeb. Pieniądze wzięli, było tego ponad 2 tysiące. Wydali.
Na rekreacyjny stolik ze szklanym blatem i krzesełkami na podwórko.

Nigdy jej tego nie wypominałam, choć przyznaję, że ja mogłam te pieniądze zdecydowanie lepiej spożytkować (często mi potem brakowało pieniędzy na jedzenie, a jadłam skromnie).

Ps. Tarczyca wycięta, matka zdrowa, przerzutów nie było. Tylko musi codziennie brać hormony za 9 zł za opakowanie na 2 miesiące, a z racji raka dostaje na leki 100 zł od państwa. A stolik... jednak nie korzystają z niego tak często, jak im się wydawało i leży przykryty, złożony pod schodami.
Hirex Odpowiedz

Mam nieco podobnych rodziców, jeżeli chodzi o religijność, też były pretensje o niechodzenie do kościoła itd. Ale oni są jacy są i tacy pozostaną. Nie żeby mi się to podobało, wręcz przeciwnie, ale wiem że to jest rzecz niezmienna. Jeżeli chodzi o te sprawy, racjonalnej rozmowy z nimi nie uświadczysz, są po prostu kwestie na które z nimi nie pogadasz i już się z tym pogodziłem. Fakt faktem, że gdzieś tam wewnątrz mam pustkę przez to, bo tematy z moimi rodzicami zawsze były dość ograniczone, a zwłaszcza dziś ludzie chcieliby rzeczowo z kimś pogadać. Takie życie.

BanonC Odpowiedz

Nie ma co się wzorować na takich ludziach ważne, by wierzyć autentycznie i dawać tym działaniem innym przykład.

Notaka Odpowiedz

Rzeczywiście już od dawna wiadomo, że choroby i wypadki nie są karą za grzechy, co przeczyłoby religijności matki, ale nie podoba mi takie utożsamiania katolików z samymi negatywnymi cechami jak na przykład wtrącanie się w prywatne życie dzieci, czy to, że "dokościoła w niedzielę chodzi, ale potem to obgaduje innych, pije czy grzeszy w jakikopwiek inny sposób". Tak, takie osoby istnieją, ale nie tylko wśród katolików; wiara akurat nie ma z tym wiele wspólnego.

No bo jakie niby znaczenie ma mieć to, że rodzice autorki są katolikami oprócz hejtu na katolików a sama autorkanjest lepszą od nich ateistką?

Dragomir

Ogólnie masz rację, w tej historii jednakże ma to znaczenie dla kontekstu, bo matka wypowiedziała słowa które były bzdurą, były orzykre dla córki i nie przeprosiła za nie, a miało to ścisły związek z religijnością matki. Poza tym ten wątek w tym opowiadaniu daje zarys całej sytuacji i pozwala na nią spojrzeć z więcej niż jednej perspektywy.

Dodaj anonimowe wyznanie