#UFlvb
W połowie mszy poczułem, że w żołądku zaczyna się rewolucja październikowa, jednak mama stwierdziła, że mam wytrzymać. Kiedy poczułem, że wróg jest już u bram, wybiegłem z kościoła co sił, a kłusem ruszył za mną tata. Nie byłem w stanie utrzymać treści żołądka w środku, która wielką fontanną obryzgała to, co było najbliżej, czyli... wielki drewniany krzyż stojący tuż przy kościele. Tata spanikowany wpakował mnie do samochodu i zawiózł do domu.
Krótko po tym fakcie moja babcia żaliła się: „Co się dzieje z tym światem? Jakiś pijak, bezbożnik, menel obrzygał krzyż! Co za profanacja!”. Nie miałem odwagi przyznać się babci do mojego wyczynu, a tożsamość owego satanisty nie została wykryta do dziś.
Zmuszanie do uczestnictwa we mszy, kiedy zdrowie na po nie pozwala, jest iście aktem debilnym.
Jeśli tego celowo nie zrobiłeś to nie jest to jakaś zbrodnia, ale może chociaż chusteczkami ten krzyż wytrzeć