#UFlvb

Kiedy przygotowywałem się do Pierwszej Komunii Świętej, ksiądz wprowadził system zbierania podpisów za uczestnictwo we Mszy Św. i innych nabożeństwach. W moim przypadku nie było to konieczne, bo moja rodzina do kościoła co niedzielę uczęszczała i bez tego. Jednak pewnej niedzieli obudziłem się z bólem brzucha. Na propozycję rezygnacji z wizyty w kościele i rozkoszowania się przebywaniem w ciepłym łóżku mama nie chciała się zgodzić. Rodzinka tradycyjnie wybrała się zatem do kościoła. Od początku wiedziałem, że źle się to skończy, bo absolutnie nie czułem się na siłach, by wysiedzieć całą mszę. No ale podpis to podpis, zwłaszcza że ksiądz był dość surowy w tej kwestii.
W połowie mszy poczułem, że w żołądku zaczyna się rewolucja październikowa, jednak mama stwierdziła, że mam wytrzymać. Kiedy poczułem, że wróg jest już u bram, wybiegłem z kościoła co sił, a kłusem ruszył za mną tata. Nie byłem w stanie utrzymać treści żołądka w środku, która wielką fontanną obryzgała to, co było najbliżej, czyli... wielki drewniany krzyż stojący tuż przy kościele. Tata spanikowany wpakował mnie do samochodu i zawiózł do domu.

Krótko po tym fakcie moja babcia żaliła się: „Co się dzieje z tym światem? Jakiś pijak, bezbożnik, menel obrzygał krzyż! Co za profanacja!”. Nie miałem odwagi przyznać się babci do mojego wyczynu, a tożsamość owego satanisty nie została wykryta do dziś.
HansVanDanz Odpowiedz

Zmuszanie do uczestnictwa we mszy, kiedy zdrowie na po nie pozwala, jest iście aktem debilnym.

BanonC Odpowiedz

Jeśli tego celowo nie zrobiłeś to nie jest to jakaś zbrodnia, ale może chociaż chusteczkami ten krzyż wytrzeć

Dodaj anonimowe wyznanie