#TtD2l

Odkąd pamiętam byłam "dzikim dzieckiem". Rodzice tłumaczyli to faktem, że nie mam rodzeństwa, na osiedlu praktycznie nie ma dzieci, jakoś muszę sobie organizować czas sama. Często bywało tak, że gdy zdychały jakieś zwierzątka (typu ptaszki czy myszki, które przynosiły koty), to robiłam im profesjonalny pogrzeb. Z prawdziwego zdarzenia. Brałam takie martwe zwierzątko na łopatkę albo do pudełka. Zabierałam ze sobą psa i w korowodzie żałobnym szłam, sypiąc kwiaty i śpiewając "Wieczne odpoczywanie". Następnie trzeba było powiedzieć parę słów typu "To był dobry ptak. Teraz pewnie lata i ćwierka w swoim ptasim raju". To nic, że go nie znałam. Potem kopałam dół. Byłam dzieckiem, więc nie był głęboki, dlatego przy pierwszych lepszych deszczach ptaszek po prostu wypływał, co sprawiało, że pogrzeb odbywał się wielokrotnie. Wszystko oczywiście na koszt zakładu.

Upodobanie do pogrzebów rozwinęło się tak bardzo, że pewnego dnia, gdy przyszły do mnie kuzynki w odwiedziny, przeprowadziłyśmy mój własny pogrzeb.
Tak, dobrze czytacie. Może nie każdy kojarzy, ale za czasów mojego dzieciństwa modne były piaskownice/baseny w kształcie muszelki. W zestawie było wieko. Tak więc weszłam do piaskownicy, a kuzynki zamknęły mnie w środku. Mama szukała mnie po całym domu i zorientowała się gdzie jest jej córka w momencie gdy wyjrzała za okno i ujrzała taki obrazek: zamknięta piaskownica, dwie kuzynki chodzą w kółko, śpiewają "Anielski orszak" i sypią kwiatki pozrywane z ogródka babci.

Gdybym umarła, to proszę, zróbcie mi pogrzeb w stylu hawajskim. Trumna w kształcie muszli, sypcie kwiaty, zamówcie owoce morza, drinki z palemkami, soki w kokosie. Wszystko na mój koszt.
HansVanDanz Odpowiedz

Dziecięca fascynacja śmiercią i sprawy wokół, to nic nowego ani złego.
Dobrze, że miałaś wpojone, że każda śmierć, nawet zwierzęcia zasługuje na szacunek.

Frog Odpowiedz

Piękne 😁
Przyniesiemy też pizzę po hawajsku i zagramy Ci na gitarach hawajskich, potrząsając w międzyczasie hawajskimi marakasami 🌼

Dodaj anonimowe wyznanie