#Ta6Gm
Nie potrafię realnie ocenić, czy moja niania faktycznie skrzywdziła mnie swoimi słowami, czy to ja miałam sieczkę w głowie na tyle, że winiłam ją, mimo tragedii, którą przeżyła. Wiem tylko, że od kiedy ona się mną zajmowała, skończyło się dla mnie beztroskie dzieciństwo (przynajmniej w mojej głowie).
Moja niania przeżyła szok po śmierci męża i prawdopodobnie cierpiała na depresję. Opowiadała mi takie rzeczy, że nie mieści mi się do dzisiaj w głowie, że można opowiadać je dziecku, np. „zobaczysz, to całe życie nie ma sensu i tak wszyscy pójdziemy do piachu”, „płaczę, bo masz takie ładne loczki, a i tak kiedyś będziesz się pod ziemią rozkładać”. Zawsze byłam wrażliwa i naprawdę zaczęłam myśleć tak jak ta kobieta. Aż do ok. 20 r.ż. potrafiłam budzić się iks razy w ciągu jednej nocy, żeby pójść do pokoju rodziców i sprawdzić, czy oddychają. Podobnie z dziadkami – dzwoniłam do nich pod byle pretekstem (oczywiście, że trzeba dzwonić do rodziny, ale nie co chwilę i z głupotami), żeby sprawdzić, czy żyją. Jeśli ktoś nie odbierał, wyobrażałam sobie najgorsze. Wiem, że nie ja jedyna miałam w sobie taki lęk, ale u mnie dochodził też lęk przed dzwonkiem telefonu. Uroiłam sobie, że dzwoniący telefon oznacza, że dzwoni np. policja powiedzieć o śmiertelnym wypadku kogoś z rodziny. Jeśli np. jednego z rodziców nie było w domu, mój lęk, jak możecie sobie wyobrazić, urastał do niebotycznych rozmiarów. Klękałam wtedy i zaczynałam się modlić, żeby to nie było to, co przychodziło do mojego chorego łba.
Na tle mojej fobii wykształciła się też u mnie nerwica natręctw. Wielokrotnie np. leżałam już w łóżku i zasypiałam, aż tu nagle czułam, że muszę wstać i dotknąć określoną liczbę razy drzwi do pokoju, inaczej ktoś z moich bliskich umrze. Oczywiście zdawałam sobie sprawę z irracjonalności tego, co robię, ale strach, że gdyby potem coś się stało, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła, zwyciężał. Najgorsze były jednak lęki przed tym, że gdzieś w moim pokoju ukryte są ludzkie zwłoki (np. w szafie, wewnątrz łóżka, pod podłogą)... Wtedy czekała mnie bezsenna noc.
Na szczęście teraz rzadko już mam natręctwa, a jeszcze rzadziej urojenia o ukrytych zwłokach.
Morału nie ma – tylko tyle, że trzeba uważać na każde słowo, które wypowiada się do dziecka.
To prawda, dziecko uwierzy w każde słowo które usłyszy. Dlatego nie wolno zostawiać swojego dziecka z byle kim. Sąsiadka z depresją to słaby wybór, ale lata temu nikt się takimi bzdetami nie przejmował
Niedawno byłam na spotkaniu z koleżankami, przy stole siedziały dzieci jednej z nich, wiek około 6 lat.
Jedna z koleżanek beztrosko opowiada o wypadkach śmiertelnych w pracy, o zacinających się maszynach zgniatających głowy itp. Dzieci niby się bawią, ale ich matka w końcu mówi:
"Wy wiecie, że one będą mnie jutro o to wszystko pytać?"
Nieważne, jak małe jest dziecko. Zawsze rozumie więcej, niż nam się wydaje.