W listopadzie na pierwszym roku studiów kolega z roku usiłował zgwałcić mnie na imprezie. Przyjaciółka namówiła mnie, żebym zgłosiła to na policję i dziekanowi. Choć ma zakaz zbliżania się do mnie, nie został usunięty ze studiów ani tak naprawdę nie spotkała go za to żadna kara. Po mojej stronie jest tylko moja przyjaciółka. Od całej reszty, nawet tych, których uważałam za swoich znajomych, usłyszałam, że zasłużyłam sobie, bo sama go prowokowałam.
To było dwa lata temu, teraz zaczynam trzeci rok studiów i wciąż za każdym razem paraliżuje mnie strach, gdy go widzę na wykładach.
Dodaj anonimowe wyznanie
Dlatego wlasnie kobiety nie mowia. Zostaja ukarane, gdy cos powiedza.
No właśnie... Tutaj spróbował, ale mu się nie udało, więc pokiwano mu paluszkiem, że nie wolno tak robić. A jakby mu się udało, to dostałby zawiasy (jeśli nie był wcześniej karany) i też gówno by z tego wyszło.
Pewnie niektorzy tez klepia go po plecach, ze jest ofiara falszywych oskarzen, wiec w ich oczach jest bohaterem.
Jest takim bohaterem jak Stepan Bandera.
A w Polsce dalej jesteśmy w XIX wieku w tym temacie. Zamiast tępić gwałcicieli, to obwinia się w obrzydliwy sposób ofiary
Niestety, ale w tym przypadku jesteśmy w standardzie.