#SlXdm
Mam wrażenie, że od zawsze matka mnie nie kochała, obwiniała mnie może za wpadkę — nie wiem. Natomiast wiem, że gdy miałam 2 miesiące, oddała mnie do babci — swojej teściowej — żeby kontynuować studia... Tak że więzi żadnej nie ma, jak mnie zabierali od babci, to był taki płacz i taka trauma dla mnie, jakby mnie zabierali od matki, ale przecież to ja jestem niegrzeczna, bo jak to tak dziecko nie chce być z rodzicami, których przy nim nie było? No strasznie rozwydrzony bachor, prawda? I tak do tej pory to przedstawiają, przestali wtedy przyjeżdżać do babci „bo robiłam afery”, a ja do tej pory pamiętam ból rozstania i z braku czułości ssany paluszek.
Nie znam uczucia przytulania ze strony matki i ojca, nie wiem, co to czułość, wspólne siedzenie przed telewizorem i śmianie się z głupot. Nie znam uczucia głaskania do snu czy pocałunku. Nigdy przez całe swoje życie nie usłyszałam, że matka albo ojciec mnie kochają. Że zrobiłam coś dobrze, pochwały, natomiast wiecznie było wszystkiego za mało, za słabo, za długo. „Śmieszna jesteś”, „żałosna” – mój ojciec nawet ze mną normalnie nie rozmawia, jest wiecznie cyniczny, ironiczny i po prostu podły. Wszystko, co kiedykolwiek zrobiłam i robię, było złe, jestem leniwa i nie mam w sobie za grosz pokory... A ja przy nich wyglądam jak mała dziewczynka, mimo tego, że mam własną rodzinę. Ogólnie przepraszam, że żyję.
Gdyby mój ojciec mi powiedział: „Śmieszna jesteś, wyskocz przez okno”, to pewnie bym to zrobiła. Poziom zmanipulowania i stłamszenia przez nich jest straszny. Wszystkie uczucia przelałam na męża i córkę, gdyby nie oni, to nie wiem gdzie bym teraz była. Moje poczucie własnej wartości jest bliskie zeru, ale mąż bardzo stara się to zmienić. Dziecku można zrobić krzywdę na wiele sposobów i często z zewnątrz dobra rodzina trzyma swoje trupy w szafie. Można być zadbanym, ubranym i najedzonym dzieckiem w ekstra mieszkaniu, ale to za mało. Wyszłam spod skorupy swojej beznadziejności, dopiero gdy moja córka przyszła na świat. Wtedy zrozumiałam, że to nie ja byłam beznadziejna, tylko oni podli i bez serca. Myślę nad terapią i zerwaniem kontaktów... Jestem na takim etapie, że jak ojciec zadzwoni do mnie, że MUSZĘ przyjechać na święta, to pomimo tego wszystkiego, co mi zrobili, jadę tam i wysłuchuję swoje, bo się ich nadal boję. To jest straszne. Czuję się przy nich, jakbym miała 5 lat. Czy ktoś ma podobne doświadczenia? Bo ja nie wiem, jak z tym walczyć... Rozmawiam z mężem, przyjaciółmi, ale przy nich nie potrafię się niczemu przeciwstawić. Wiem tylko jedno — moje dzieci mają i będą miały ode mnie morze czułości i jeszcze więcej wsparcia.
walczysz stawiając bariery. Mówisz otwarcie, że nie będzie Ciebie na święta bo zachowują się podle i masz dość komentarzy i tyle. Masz własną rodzinę, jesteś dorosła - a ich możesz nawet podblokować i się nie odzywać.
Tak długo jak bezkarnie będą mogli włazić na głowę tak długo będą to robić.
"Jestem na takim etapie, że jak ojciec zadzwoni do mnie, że MUSZĘ przyjechać na święta, to..." to może przekaz słuchawkę mężowi; może jemu uda się wytłumaczyć teściowi, że NIE MUSISZ?
Tu nie ma co tłumaczyć. Po prostu nie i nie wchodzić w dyskusje. Tacy rodzice będą zarzucać argumentami i wywoływać poczucie winy w dyskusjach. Nie ma po co sobie tego robić.
Na terapię marsz!
Nikt nie może Cię zmuszać do tego żebyś spędzała święta gdzieś, gdzie nie chcesz. Powiedz im, że w tym roku spędzasz ten czas z rodziną męża, przecież to niesprawiedliwe ciągle siedzieć tylko u jednych teściów 😉
Terapia koniecznie. Nie możesz żyć taka zniewolona, bo w końcu padniesz na jakiś zawał.
A sprawy z rodzicami załatwiaj przez męża. Sprawdzone rozwiązanie. Po prostu nie rozmawiaj z nimi, zawsze oddawaj słuchawkę mężowi, a jeśli to dla Ciebie za trudne, żeby przerwać rozmowę, to włączaj tryb głośnomówiący (albo dodawaj męża do rozmowy). Umówcie się z mężem wcześniej np. gdzie spędzacie Święta i niech on przekazuje to rodzicom. Postanów, że wiąże Cię to, co mąż zdecyduje w rozmowie z rodzicami (póki nie będziesz w stanie podejmować autonomicznych decyzji).
Myślałaś, że tak musi być, jak jest. A teraz sama będąc mamą widzisz, że wcale nie, że im się po prostu nie chciało być lepszymi :/ zrób tak, po każdej takiej rozmowie przez telefon usiądź, zastanów się dokładnie, czego ty chcesz? Czy chcesz zrobić to co mówią rodzice? A jeśli tak, to czemu? A potem niezależnie od tego jaki to stres przyniesie, zmuś się, i zrób tak jak sama uważasz. Z czasem zobaczysz, że twoi rodzice już nie mają żadnej mocy sprawczej, żeby ci coś nakazać.
I staraj się unikać długiego przebywania z nimi, typu tydzień. Cały dzień od rana do nocy. Spędź z nimi określony czas, np 2-3h obiadu i do domu. Nie zdążą wejść w tryb, którego nie lubisz. :)
Takie osoby potrafią wejść w ten tryb od pierwszych chwil kontaktu. Nie masz żadnej gwarancji, że po 2-3 godzinach nie będzie psychicznie wymęczona. Na pewno będzie. Ba, na pewno będzie, bo bo wystarczy sam stres związany z przyazdem i oczekiwaniem na to złe zachowanie ze striny rodziców. To już wykańcza układ nerwowy.
Nie Ty jedna. Polecam książkę Katarzyny Butowtt "Oddycham, odkąd rodzice umarli".
Im szybciej zerwiesz/ustawisz relacje tym lepiej.
Kilka osób polecało podobne rozwiązania, ja je tylko podbiję. Zapisz się na terapię, szukaj specjalisty, który pomaga w relacjach rodzinnych. Jeżeli nie złapiecie vibe'u na początku, nie martw się, nie wszyscy ludzie nam zawsze pasują, inny specjalista może być dla Ciebie lepszy. Dodatkowo jeżeli nie potrafisz rozmawiać z rodzicielami, to rób to przez męża. Oczywiście nie jest to rozwiązanie docelowe, ale pomoże Ci dopóki nie ułożysz głowy na nowo.
Nie jedź na święta do rodziców, dla twojego komfortu psychicznego. Spędź ten czas w spokoju że swoim mężem, dzieckiem i innymi osobami, które cię szanują i nie robią ci krzywdy. Po prostu powiedz, że cię nie będzie i tyle. Bez tłumaczenia się. I nie daj się namówić na zmianę zdania!
Czasem trzeba się odciąć, nawet od rodziny. Może na jakiś czas, a może na zawsze. Zadbaj przede wszystkim o siebie i swój komforty. Masz jakieś kontakty z babcią, u której byłaś? Może rozmowy z nią wesprą Cię w tej sytuacji. Poproś męża, żeby był przy Tobie i przypominał Ci dlaczego nie powinnaś się z nimi spotykać, a w razie potrzeby nawet wypowiedział się w Twoim imieniu.
Terapia - tak. Stawianie rodzicom granic - tak. Zdecydowanie! I to jak najszybciej. Jeśli masz ochotę zerwać albo bardzo ograniczyć z nimi kontakty to zrób to. Dla swojego zdrowia i dobrego samopoczucia. Cieszę się, że masz normalnego męża, który cię rozumie, akceptuje i wspiera.
Ja cię bardzo dobrze rozumiem, bo pochodzę z rodziny, gdzie był i nadal jest alkohol. Ojciec pije. U mnie też nie było nigdy od żadnego rodzica przytulania, dobrego słowa, żadnej czułości, żadnej! Ani od ojca ani od matki, nie rozumiem tego. Ale jak trzeba było dać karę albo uderzyć to oczywiście, że tak. Za drobnostki. Byłam grzecznym i cichym dzieckiem... Zero dobrego słowa, pochwały, czułości żadnej. Tylko krytyka, wyśmiewanie, ubliżanie, wyzywanie, kpiny, nazywanie mnie "kur...", "szmato" itd. Nigdy po imieniu. Chcę ograniczyć kontakt z matką jak tylko będę mogła, a z ojcem zerwać całkowicie. Już niedługo mi się to uda...
Powodzenia!
Idź na terapię to nauczysz się stawiać granice. Tylko weź pod uwagę, że niekoniecznie od razu z pierwszą osobą będziecie pasować do siebie. Terapia to budowanie leczącej relacji. Dlatego ważne jest żeby czuć, że się dobrze dogadujesz z terapeutą. Nie chodź na terapię do osoby, z którą tego nie czujesz. Nie bój się zmiany osoby.