#RF2af

Pod koniec studiów przyjaciółka zwerbowała mnie do roboty w korpo na telefonach. Pierwszego dnia po szkoleniach trenowała mnie bardzo sympatyczna i profesjonalna pracowniczka z długim stażem. Następnego wyrwała mnie jednak moja przyjaciółka, która też pracowała tam parę lat, i zamiast mnie odpowiednio szkolić, zaczęła sprzedawać mi najgorsze ploty o wszystkich moich nowych szefach i kolegach. Temat ciągnęła potem na spotkaniu przy piwie.

Przeszła wtedy również do mojej trenerki: "Uważaj na nią, wiedzą o tym tylko wtajemniczeni, ale ona jest złodziejką. Pracowała kiedyś w szkole na tej swojej pipidówie i ludziom notorycznie ginęły pieniądze z portfeli, z kurtek i torebek. W końcu zrobili na nią zasadzkę, ktoś zostawił w kieszeni płaszcza oznaczone 400 zł i oczywiście się pokusiła. Złapali ją na gorącym uczynku. Chcieli dzwonić po policję, ale uciekła na parapet i w histerii groziła, że jeżeli to zrobią, to wyskoczy z okna i się zabije. Zwolnili ją bez wpisu do akt, znalazła potem robotę tutaj, spodobało jej się i została".
Nie wierzyłem w to, żałowałem, że nasłuchałem się historyjek tego kalibru, ale mleko zostało rozlane.

W firmie siedziałem prawie rok. Praca była ciężka, wymagająca, płaca żałosna, ale za to ludzie cudowni i to dzięki wspaniałym nowym znajomościom udało mi się tam popracować. Z nikim jednak nie dzieliłem się swoją wiedzą nabytą od przyjaciółki (której szybko wtedy skończyła się umowa i nie chciała jej przedłużać), nigdy nikomu nie powiedziałem o mojej trenerce. Przez wszystkie te miesiące dała mi się poznać jako ktoś ciepły, pomocny i tryskający żartami.
Z biegiem czasu stałem się częścią fantastycznej paczki. Co prawda jako pierwszy z jej członków opuściłem firmę, ale potem przez lata nadal się spotykaliśmy w tym samym składzie, czekając powoli aż wszyscy rzucą tę okropną robotę.

5 lat po moim odejściu ostatnia rodzynka rzuciła pracę w naszym korpo i żeby to uczcić spotkaliśmy się na uroczystej kolacji. Wypiłem jednak nieco za dużo i chcąc zabawić resztę gawiedzi, opowiedziałem o okropnej plocie, jaką na samym początku usłyszałem o mojej trenerce, będąc pewnym, że ich tym zabawię. Zapadła jednak cisza. Okazało się, że jedna z moich przyjaciółek, która pracowała z moją trenerką w jednym dziale dłuższy czas, została przez nią okradziona. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na nią, ale jej ofiara nie miała żadnych dowodów i też nie mogła w to uwierzyć. Po moim wyznaniu dodała jednak dwa do dwóch. Złodziejce uszło wszystko płazem i do tej pory rozpływa się słodkimi komentarzami na Fb pod każdym postem swojej ofiary.

Gdybym nie był takim cholernym świętoszkiem, mógłbym temu zapobiec. Od tej pory nie ufam już tak swoim sądom o napotkanych ludziach.
ArabellaStrange Odpowiedz

Nie ma nic złego w powstrzymaniu się od powtarzania plotek. To raczej zaleta.

Możliwe, że mogłeś przestrzec koleżankę, że powinna uważać, bo słyszałeś, że druga osoba kradnie. Wtedy być może nie trzymałaby torebki na wierzchu i uniknęłaby straty.

Ale z drugiej strony, takie powtarzane plotki, zasłyszane z szóstej ręki, mogą być ogromnie krzywdzące. Równie dobrze mogło się okazać, że w tej „pipidówie” to nie trenerka kradła, tylko ją okradli, a potem w zemście nakłamali na jej temat. A ona naprawdę mogła być ciepłą, pomocną osobą.

Moim zdaniem nie powinieneś czuć się winny. To nie Ty źle postąpiłeś, tylko złodziej/złodziejka (kimkolwiek byli, bo tak naprawdę nie wiadomo).

3210

Tym bardziej że nie ma 100% pewności kto okradł przyjaciółkę autorki. Dlaczego tylko ją a nie inne osoby?

HansVanDanz

Sprytny złodziej mógłby rozpowszechnić plotkę o kimś kto kradnie, odsuwając od siebie podejrzenia. ;)

Dodaj anonimowe wyznanie