#QE31T

Jestem nastoletnią mamą. Przynajmniej byłam, bo teraz mam dwadzieścia pięć lat. Ale łatka pozostała i do dziś nie mogę uwierzyć, że moja córka za pięć lat również mogłaby nią być... przecież to moja malutka dziewczynka, która wciąż potrzebuje się przytulić... Większość młodych mam z reguły przekrzykuje się w internecie na temat swojego szczęścia, mówią, że są dumne, że urodziły, że są idealne. Wiadomo, można sobie pisać i oszukiwać cały świat i samą siebie. Też taka byłam. Starałam się sobie wmówić, że jestem najlepszą mamą na świecie, że jestem bohaterką, a tak naprawdę na sali porodowej ze strachu traciłam przytomność. Byłam tam sama. Pomimo obecności personelu medycznego i mamy, byłam sam na sam z moim ciałem, bólem i wszystkim tym, co działo się w mojej głowie.

Kiedy po raz pierwszy ujrzałam moją córeczkę, zamiast wszechogarniającej fali miłości ja czułam strach. Bo sama byłam dzieckiem. Przez pierwsze pięć lat starałam się dobrze wypełniać swoje obowiązki, ale brakowało mi miłości i wsparcia ojca dziecka. W końcu to na moją mamę spadły wszystkie obowiązki, kiedy wreszcie postanowiłam wrócić do szkoły. Powoli zaczęłam odsuwać się od córki. Wtapiając się w towarzystwo rówieśników, chodząc na koncerty i imprezy, odzyskiwałam wszystko to, co straciłam w przeszłości. Wyrzuty sumienia mieszały się z euforią. W tej całej sytuacji było mi żal mojego dziecka, ale wiedziałam, że jest pod dobrą opieką. To moja mama była dla niej prawdziwą mamą. Kiedy po całym dniu wracałam do domu, nie miałam siły, żeby poświęcić czas córce ani też zmusić się do wstania w środku nocy, bo rano czekała mnie szkoła. Zresztą córka i tak widziała powierniczkę i towarzyszkę zabaw w mojej mamie. Na spacery chodziłam z nią raz w tygodniu, żeby zrobić dużo zdjęć. Z pozoru wszystko wyglądało pięknie i sielankowo.

Pewnego dnia wróciłam po zajęciach i usłyszałam płacz mojej mamy. Przez telefon rozmawiała ze swoją siostrą. Mówiła, że od momentu moich narodzin nie miała przerwy, ani jednej chwili dla siebie. Czułam, że z wyrzutów sumienia moje serce rozpadnie się na kawałki. To zaczyna mnie niszczyć. Kocham swoją córeczkę ze wszystkich sił, ale czuję, że dopiero teraz staję się kobietą. Dopiero teraz zaczynam odkrywać, czego chcę w życiu, jakie są moje pasje, jaki typ faceta mi się podoba. I mam podwójne poczucie straty. Zmarnowałam swoje dzieciństwo i dzieciństwo swojej córki, która we mnie widzi bardziej siostrę niż mamę. Mam poczucie, że córce wynagrodzę jej stratę, ale mamie nie będę już w stanie. Czasami słowo „dziękuję” to za mało. Gdybym mogła cofnąć czas, zrobiłabym to bez wahania.
anonimowe6692 Odpowiedz

Córce też nie wynagrodzisz. Lata, w których psychika dziecka jest bardziej plastyczna są już za nią i te lata mają kolosalny wpływ na przyszłego dorosłego. Ojciec dziecka się jakkolwiek udziela? Bo zakładam, że nie jesteście razem z tego, co piszesz. To była wpadka? Ile miałaś lat, 15?

coztegoze2

Zgadzam się. Nie da się wynagrodzić dziecku faktu, że się nie było dla niego jak było najmniejsze. Po prostu. To zbyt ważny etap rozwoju, w którym kształtują się podstawy tego jak człowiek funkcjonuje, kocha, ufa itp. Tym bardziej, że Ty byłaś ale obok zajęta sobą. I zrozumiałe, że nie byłaś dojrzała wtedy, ale konsekwencje dla dziecka po prostu są.

Rychumiszcz Odpowiedz

Żenujące wyznanie kobiety którą matka wykupiła z konsekwencji swoich działań a teraz podsumowuje swoje życie jedynie tym że "cofnęła by czas". Weź się w garść i dorosnij, nie jesteś żadna ofiarą tylko sprawcą nieszczęścia córki i pasożytem dla matki

NieChceLoginu

Jest osobą, która popełniła być może jeden błąd i teraz z pełną świadomością ponosi jego konsekwencje robiąc co może. Jest znacznie bardziej godna szacunku od internetowych pieniaczy.

ArabellaStrange

Gdyby ktoś miał być „sprawcą nieszczęścia córki”, to może być tak dla przyzwoitości wspomnieć ojca tego dziecka? Jego tam nie ma wcale.

3210 Odpowiedz

Smutne

ArabellaStrange

To chyba najlepsze podsumowanie.

Dodaj anonimowe wyznanie