#Q0SjL
Pewnego wieczoru Biała zaczęła się dziwnie zachowywać - uciekała i chowała się do kątów. Gdy ją złapałam, odkryłam, że powodem jest światłowstręt, a oczy były bardzo spuchnięte. Poza tym zauważyłam na brzuszku czerwone plamy. To była długa noc, pies strasznie cierpiał, drapała się aż do krwi i cały czas piszczała, a ja okładałam ją mokrymi ręcznikami, żeby choć odrobinkę jej pomóc. Na drugi dzień po nieprzespanej nocy poczłapałam z Białą do weterynarza.
Diagnoza? Alergia pokarmowa. Okazało się, że moja psinka ma alergię na bardzo dużo rzeczy. Jedyne co mogła jeść to mięso ze strusia. Bardzo pilnowałam, żeby mój żywy odkurzacz (kto ma retrievera, ten wie) nie jadł nic poza strusiem, bo nie chciałam, by znowu cierpiała, a ja razem z nią. I tu się zaczyna.
Był u nas wujek. Jak weszłam do kuchni, to zobaczyłam, jak macha on kawałkiem wędliny nad Białą, więc szybko mu tego zabroniłam. Myślicie, że posłuchał?
Nie. Musiałam Białej wygrzebać tę nieszczęsną wędlinę z pyska.
Druga sytuacja: przyjeżdża rodzina z rozpieszczonymi, biegającymi i krzyczącymi dziećmi. Kiedy nalewałam ich mamie kawę, zauważyłam, jak dzieci wciskają Białej do pyska czekoladę (!). Krzyknęłam "NIE!" i grzecznie powiedziałam dzieciom (6-letnie, na pewno zrozumiały), że nie wolno jej nic dawać, bo jest chora i będzie bolał ją brzuszek. Nic to nie dało, dzieci dalej robiły swoje i musiałam zamknąć psa w pokoju, dla bezpieczeństwa. "Madka" tych dzieci powiedziała tylko, że "pies to tylko pies, a jej dzieci takie kochane, bo się dzielą słodyczami".
Takie sytuacje zdarzają się cały czas i na nic moje tłumaczenia, że pies ma ścisłą dietę, a jeśli nie będę się jej trzymać, to pies będzie cierpiał, a ja nie prześpię nawet godziny. Ciągle słyszę tylko, że przesadzam, że to tylko pies i nic mu nie będzie. Mało tego, nazwano mnie nawiedzoną psiarą itd.
Ostatnio nikogo nie zapraszam i do nikogo nie chodzę, bo zawsze kończy się tak samo, że każdy się gniewa, bo nie pozwalam dokarmiać psa.
Czy to naprawdę tak ciężko pojąć, że pies może mieć alergię i że psy też mogą bardzo cierpieć?
Czekolada jest toksyczna dla psa i może go zabić.
@coztegoze2 Każdego psa.
No akurat dawka potrzebna żeby zabić psa czekoladą jest absurdalnie duża. Nawet mówiąc o czekoladzie gorzkiej, a nie o mlecznej, jaką dzieci najpewniej psa z wyznania częstowały. Także z tym zabijaniem to bym nie przesadzała, tym bardziej że to akurat duży pies, a dawki trujace przelicza się na masę ciała.
Żeby nie było, nie polecam dawać psu żadnej czekolady. Ale lamentować jak zje kostkę milki też nie ma co (mówię ogólnie, nie wiem jak piesek z tak poważnymi alergiami mógłby zareagować).
Warto trochę poczytać o trujących dla zwierzaka rzeczach. Czekolada jest strasznie demonizowana, a tak naprawdę z popularnych produktów spożywczych o wiele bardziej trujące są rodzynki czy też winogrona.
Z tą czekoladą to trochę przesada, tak jak napisała ,,ZoladkowaGorzka".
Jak Chichuachua wpierdzieli 3 tabliczki gorzkiej czekolady, to może być naprawdę źle. Jak przykładowo Labrador zje jedną kosteczkę mlecznej, to nie umrze.
@ZoladkowaGorzka i @SokoliWzrok porozmawiajcie z dobrym weterynarzem o czekoladzie i jej wpływie na psa, bo to zależy od organizmu danego psa. Konkretny pies może być bardziej wrażliwy na czekoladę i może mu ona zrobić większą krzywdę. Dany pies może zjeść dużo mniej czekolady niż inny a szkody mogą być większe, bo organizm tak reaguje. Poza tym nawet jak nie umrze to czekolada uszkadza wątrobę. Potem taki pies ma dużo gorsze wyniki, musi dostawać leki, jeść specjalną karmę.
Także opowiadanie, że pies "zje czekoladę i będzie w porządku" to nie jest prawda. Poza tym nie macie racji w tym, że "ilość czekolady żeby zabić psa musi być absurdalnie duża". To że ludzie dają psom słodycze i pies żyje to nie znaczy, że jest zdrowy. To po prostu nie są ludzie, którzy badają swoje zwierzęta.
Jak Twoje spokojne tłumaczenie nic nie daje to powtórz to mniej grzecznie, bardziej dosadnie. Tak żeby komuś w pięty poszło. A jak ludzie nie rozumieją że pies ma ścisłą dietę i alergię pokarmową to niech płacą za jego leczenie.
Każdego psa warto wyszkolić by nigdy nie brał od nikogo jedzenia. Tylko za zgodą właściciela.
Da się, polecam
Fajne rozwiązanie, ale nie sprawdzi się w przypadku, kiedy trzeba będzie np. zostawić psa pod czyjąś opieką na 2-e dni chociażby.
Moja kumpela zamieszkała z matką i jej psem. Jak się okazało, mamusia futrowała psa wszystkim, co tylko wpadło jej w ręce. Pies wymiotował non stop, do tego całe mieszkanie zasrane.
Czy dało się wyperswadować mamusi trucie psa? Nie, żadne tłumaczenia nie pomagały. Bo przecież piesek "tak smutno patrzy"...
A skoro już jesteśmy przy psach, to ostrzeżenie. Uważajcie na obroże przeciwkleszczowe dla zwierząt. Wprawdzie niby są bezpieczne, wet też potwierdzi, że spoko można ich używać - jednak praktyka pokazuje coś wręcz przeciwnego. Czytałam na pewnej grupie, że mnóstwo ludzi zauważyło te same objawy u swoich psów z takimi obrożami. Alergia, wypadanie sierści wokół szyi, rany na skórze. U innych zaś poważne problemy z tarczycą i sercem! Co ciekawe, w ciągu 3-4 miesięcy od zdjęcia obroży, tarczyca zaczyna się powoli regenerować (ku wielkiemu zdziwieniu weterynarzy, którzy zupełnie nie widzą związku...).
Zrobicie jak uważacie, ale przeanalizujcie sobie skład takiej obroży. I zastanówcie się, czemu po jej założeniu musicie dokładnie umyć ręce. Naprawdę myślicie, że na psa czy kota te toksyny nie działają? Zabijają tylko pchły, kleszcze i ludzi, a Burek i Mruczek są jakimś cudem bezpieczni?
Tak tylko wspomnę, że badania plus leki na serce i tarczycę są cholernie drogie. Z wizytą u weta to ładne kilka stów za każdym razem. I biznesik radośnie się kręci...
Ale choroby odkleszczowe też są niebezpieczne.
Dragomir
Owszem. Jednak istnieją jeszcze inne sposoby ochrony zwierząt.
Moja kotka też miała kiedyś taką obrożę. Ale widziałam, że coś jest nie halo, kot chodził jakiś nieswój, i po krótkim czasie obroża wylądowała w śmieciach.
Niech każdy decyduje sam, ja nikogo do niczego nie namawiam. Po prostu weźcie tę informację pod rozwagę.
Rozumiem i trudno nie przyznać Ci racji. Ale przeszukiwanie mojej kotki w celu zlokalizowania i anihilacji skrywających się w jej futrze pasożytów byłoby zadaniem nawet nie podwyższonego ryzyka, a pewnego. Zostałbym pogryziony, podrapany i ofuknięty sto tysięcy razy.
Dragomir
Mieszkałam z kotami 25 lat. Tylko tej jednej kotce kupiłam obrożę, bo akurat wybuchła wielka chryja z boreliozą, więc chciałam ją zabezpieczyć. Po wywaleniu obroży parę razy zapuściłam jej Frontline. A potem machnęłam ręką.
Nigdy żaden z moich kotów nie miał pcheł ani kleszczy. Wszystkie wychodziły. I mogłam je memlać na wszystkie strony, całować, czesać, obcinać pazurki itp. Ino kąpieli nigdy nie próbowałam, aż taką ryzykantką nie jestem...
Jednak rozumiem niepokój i dziś być może też bym kombinowała z preparatami przeciwkleszczowymi. Tyle, że teraz są już naturalne, wiele razy mi się przewinęły reklamy w necie. I pewnie taki właśnie bym kupiła.
@Dragomir dobrą alternatywą na takie obroże są tabletki, np. Simparica. Dajesz raz na x miesięcy, w zależności od środka, i to też skutecznie odstrasza pchły i kleszcze. Poleca się ten sposób zwłaszcza dla psów o gęstym i/lub długim futrze.
Dragomir
A tak jeszcze przy okazji tej obroży i kotów. Pamiętaj Drago, że koty uwielbiają się przeciskać przez szczeliny, przełazić przez rożne płoty itp. Obroża może się gdzieś zahaczyć, i kot albo utknie albo się powiesi i udusi.
Ja bym już dziś samopas wychodzącemu kotu żadnej obroży nie założyła. Uważam, że to zbyt niebezpieczne.