#PUBQN
Pewnego piątkowego wieczoru, zamiast jak zwykle wyskoczyć na miasto, stwierdziliśmy, że wypijemy piwko na osiedlu i na spokojnie pogadamy. Jak tak siedzieliśmy, to pojawił się ON. Ja go nie znałam, moi niektórzy znajomi znali go z dzieciństwa. Przyszedł z piwem w ręce, ubrany w garnitur. Mówił, że świeżo po pracy, że miał ciężki dzień. Był inny niż moi znajomi, choć był tylko dwa lata starszy ode mnie, to był ogarnięty, spokojny, miał już jakieś życiowe cele, w przeciwieństwo moich znajomych. Szybko złapaliśmy wspólny temat. Tak minęły 2 godziny, a my wpatrzeni w siebie mieliśmy wrażenie, że dopiero 5 minut. Zaczęliśmy się spotykać. Szybko poznał i zachwycił moją mamę, która też go podziwiała za dojrzałość i jego cele w życiu. Po pół roku zamieszkaliśmy razem i tak jest do dziś. On załatwił mi stanowisko w firmie, w której pracował, i jego cele stały się naszymi.
Nie, to nie będzie kolejna historia o pięknej miłości.
Dziś mam 23 lata. Przytyłam 20 kg i choć mam ubrania z lepszej półki, fryzjer, kosmetyczka, nie czuję się atrakcyjna. Mój luby miesiąc temu zmienił pracę na dwa razy lepiej płatną. Niestety zaczął wyjeżdżać na delegacje. Przez pierwszy jego wyjazd przez 3 dni siedziałam sama w domu, nie mając co robić i umiejąc z tęsknoty. Gdy wyjechał po raz drugi na 6 dni, coś mną potrząsnęło. Okazało się, że przez pogoń za pieniędzmi i lepszym życiem skreśliłam moich przyjaciół. Mam dopiero 23 lata, powinnam korzystać z życia. Pod jego nieobecność odnowiłam kontakty z przyjaciółmi, znów zaczęłam wychodzić i wtedy poczułam się tak naprawdę szczęśliwa. Ostatniego dnia wolności zaprosiłam przyjaciół do mnie do domu, znów poczułam się atrakcyjna, choć mam 18 kg więcej (przez te 5 dni schudłam 2 kg). Gdy zadzwonił mój luby i usłyszał, że są w domu znajomi, powiedział: „Robisz spelunę z tego domu”, a ja się rozłączyłam... Po raz pierwszy od 3 lat podjęłam odważną decyzję. Chcę połączyć moje dotychczasowe życie z poprzednim. Albo mój luby to zaakceptuje, albo...
Nie musisz robić domówek, żeby spotykać się ze znajomymi. Możesz połączyć poprzednie życie z obecnym - ale żyj dla siebie, a nie dla partnera. 5 dni nie możesz bez niego wytrzymać? A Twoja praca, Twoje hobby? Właściwie dlaczego przytyłaś 20 kg? Odechciało Ci się o siebie dbać?
Wiesz, domówka może przebiegać bardzo kulturalnie. Bez alkoholu, po prostu zapraszonie znajomych, rozmowy, planszówki. A nawet ten alkohol może być sporzywany z kulturą.
Nie wyobrażam sobie nie móc zaprosić znajomych do domu. To brzmi strasznie źle. Jasne, są inne miejsca, ale to niczego nie zmienia. Można wyjść na pizzę, a można zaprosić na planszówki i tak na zmianę.
Ostatnio byłam tak u kolegi z innymi znajomymi. Po wszystkim wystarczyło dosłownie pozmywać i wyrzucić paczki po przekąskach i napojach. Może pozamiatać/odkrzurzyć, jeśli coś się nakruszyło, a nie zauważyliśmy w trakcie. Gdyby ktoś mi to nazwał speluną, to bym zabiła go śmiechem.
Nie musi, ale może. A tak się kończy jak ktoś się da w wieku 23 lat przykuć do garów.
Wiem, że tak mogą wyglądać domówki, ponieważ sama w takich uczestniczyłam. Samo zapraszanie znajomych jest jednak do ustalenia z partnerem - coś mu ewidentnie nie pasowało.
Szczerze, nie wyobrażam sobie takiego zwiazku, w którym partner obraża mnie i moich znajomych, bo mu nie pasuje, że ich zaprosiłam. Zwłaszcza, że normalnie mu to powiedziała bez zatajania. Zaprosiła ich do swojego domu w sytuacji, w której nie mieli szans w czymś przeszkodzić jej mężowi, bo go nie było. Nie ma potrzeby ich obrażać, rozmawiali przez telefon, więc nie wie czy był syf, czy nie. Jeśli mu to przeszkadzało to powinien był to przekazać autorce inaczej. Ale osobiście nie wyobrażam sobie nie móc ani nie pozwalać partnerowi zapraszać znajomych pod moją nieobecność bez konsultacji i bez zatajania, jedynie informując mnie przed, po albo w trakcie. Jeśli by zrobili bałagan, po prostu zapraszający powinien posprzątać i tyle. Dopóki tak to wygląda i nic złego się nie dzieje to dla mnie to jest normalne rozwiązanie sprawy. Najwyraźniej dla autorki też, a nie dała do zrozumienia, żeby działy się tam jakieś cuda.
Doprecyzuję, bo nie mam pewności, czy dobrze wybrzmiało. W sytuacji, gdy partnera nie ma w domu:
- poinformowanie przed/w trakcie/po spotkaniu - tak
- konsultacja czy proszenie o pozwolenie - nie ma potrzeby
- zatajanie - też nie
- posprzątanie po sobie i swoich gościach - oczywiście
Jeśli wyjdą komplikacje z takiego spotkania, wtedy dla mnie omawia się sprawę zapraszania znajomych. I tą zasadę wynoszę z domu rodzinnego. To też mój dom, więc mogę zapraszać kogo chcę i kiedy chcę, wystarczy, że o tym informuję. Nie robimy syfu, więc nie ma potrzeby renegocjacji tej zasady, która wyszła naturalnie.
A ja sobie nie wyobrażam na podstawie jednego zdania przekreślać związku. Nawet jeśli to zdanie było chamskie, tak jak w wyznaniu.
Ale sam sposób myślenia Autorki mnie dziwi. Nie czuje się atrakcyjna, mimo, że chodzi do fryzjera i kosmetyczki, ale czuje się atrakcyjna jak zaprosi znajomych? To ona chce się znajomym podobać, czy sobie lub partnerowi? To brzmi trochę niepokojąco. W dodatku fakt, że tych znajomych zaprasza wtedy, gdy go nie ma.
W wieku 23 lat, bez hobby, gdzie sobie nie potrafi znaleźć zajęcia bez partnera?
Nic nie wspominam o przekreślaniu związku. No i teraz już poruszasz inne kwestie, gdzie mogę się zgodzić, że brzmią dziwnie, zwłaszcza z tym czuciem się atrakcyjnie. Mi chodziło wyłącznie o chamską odpowiedź i zapraszanie znajomych pod nieobecność, gdzie nie zgadzam się z tobą wzorując się na tym fragmencie wyznania. Ale zgadzać się nie musimy absolutnie! Nawet gdybyśmy były przyjaciółkami, to nie miałaby ta kwestia wpływu na naszą relację, a przecież się nie znamy.
Ale że zaprosiła znajomych akurat wtedy, to mnie nie dziwi za specjalnie (kontekst ma dla mnie sens, może być w tym coś głębszego, ale nie musi). Zrobiła to pierwszy raz, gdy uświadomiła sobie, że się zmieniła za bardzo, a uświadomiła to sobie, gdy i bo jej męża nie było. Nie wiadomo, jak wyglądać będzie to dalej w tej kwestii. Wydaje mi się, że trochę się od obecności męża uzależniła i zapomniała o budowaniu siebie.
A rozmawialiście o tym, jak Wasze wspólne życie ma wyglądać? I jak to możliwe, że nie masz co robić? A praca? Studia? Jakieś pasje? Wychodzi na to, że jedyną "winą" Twojego faceta jest to, że wyjeżdża na delegacje. Naprawdę nie umiesz się sobą zająć? Wydajesz się strasznie niedojrzała i być może nie dorosłaś jeszcze do takiego życia, jakie obecnie masz.