#PJKlV
W zachodniej części Polski, w pewnym lasku, znajduje się stare gospodarstwo. Znajomy znajomego jest właścicielem ziemi i zabudowań. Na teren weszliśmy legalnie.
Legenda o rodzinie, która tam mieszkała, krąży po okolicy od kilkudziesięciu lat. Myśleliśmy, że to plotki, a w najgorszym przypadku, że znajomi nas wrabiają.
Historia tego miejsca jest taka: w dwupokojowym domu mieszkali rodzice z dzieckiem. Ojciec pił, a potem znęcał się nad żoną i córką. W którymś momencie, gdy wyskoczył do żony z siekierą, około 17-letnia dziewczyna obroniła matkę, kilkukrotnie wbijając kuchenny nóż w plecy ojca. Sąsiedzi mieszkali kawałek dalej, nic nie wiedzieli. Po tym ataku ojciec i córka zniknęli, historię znamy z relacji matki, która zresztą po kilku latach powiesiła się w oborze obok domu. Podobno zakrwawiony ojciec wyciągnął córkę i zniknął z nią gdzieś w lesie.
Rozdzieliliśmy się. Jeden kolega do obory, ja z drugim kolegą do domu.
Wchodząc tam, zastaliśmy niemal nietknięty dom z czasów PRL-owskich. Stary telewizor, meblościanka z bibelotami, piec kaflowy – jak wehikuł czasu. Od znajomego dowiedzieliśmy się też, że nocą dzieją się tam dziwne rzeczy – była to główna przyczyna, dla której zostawił ten dom na pastwę losu.
Po kilku minutach przebywania w salonie dotarł do nas dziwnie słodki zapach, a raczej odór. Znajomy rozsądnie uznał, że jakieś zwierzę musiało dostać się do środka przez komin i gdzieś sobie umrzeć. Realne wytłumaczenie. Dalej przeszliśmy do straszliwie mroźnej kuchni. Znajdowała się w środku domu, a więc trudno by było wywietrzyć ją aż do takiego stopnia. Z kuchni wychodził korytarz i dwa pokoje po obu stronach. Zajrzelibyśmy tam, gdyby nie wezwanie od kolegi z obory. Udaliśmy się na miejsce, odnaleźliśmy kolegę. Stał na środku pomieszczenia, patrząc raz w górę, raz na nas. Gdy się zbliżyliśmy, pokazał nam, na co patrzył. W rogu obory pod belką wisiała pętla, kołysała się, jakby ktoś ją popychał. Zazwyczaj nie jesteśmy strachliwi, jednak tym razem postanowiliśmy zostawić to miejsce w spokoju. Wyszliśmy z obory, w kilku krokach doszliśmy do samochodu i odjechaliśmy, ciesząc się, że to za nami.
Wierzymy w duchy i wolimy im nie przeszkadzać. Nie unikamy takich miejsc, przeciwnie, chcemy tam wejść i sprawdzić na własnych skórach, czy plotki są prawdziwe. Wszystko zostawiamy tak, jak zastaliśmy na początku, nie wnikamy w dokumenty, jakie znajdziemy, nic nie wynosimy ani nic nie zostawiamy. Nie otwieramy na siłę zamkniętych drzwi, unikamy niebezpiecznych przejść i ruin. Ot, takie mamy nietypowe hobby.
Bardzo nietypowe. Zniknęły dwie osoby i nikt nie przeszukał zabudowań? Policja jest jaka jest ale akurat duchów to się nie boi.
Dziwniejsze jest, że ten dom tak po prostu taki został. Że ta rodzina nie miała żadnych krewnych, nikt tam nie zamieszkał, nie wywiózł co cenniejszych elementów wyposażenia, albo że dom nie został splądrowany przez lokalsów, zajęty przez jakiś meneli, czy po prostu że ten dom nie rozsypał się z powodu braku konserwacji. Przez kilkadziesiąt lat szyby mogły popękać, wiatr pozrywać dachówki, przez wszelakie dziury do środka dostała by się woda, drewniane elementy konstrukcji zgniły.
Duchy tez ludzie i o dom dbaly.
Livarot, bardziej milicja pewnie skoro dom z czasów PRL, ale poza tym masz rację. I jeszcze to, że pętla, na której rzekomo powiesiła się matka, nadal wisi po latach? Dlaczego ktoś zostawił pętlę samobójczyni? No ale i tak najdziwniejszy jest brak przeszukania zabudować po zniknięciu dwóch osób. Ten odór, który autor i jego kolega wyczuli jest zastanawiający. Niby smród ludzkich zwłok to co innego niż smród zwłok małego zwierzęcia i raczej ciężko to pomylić, ale z drugiej strony po tylu latach z ludzkiego ciała za wiele nie zostaje, więc nie byłabym pewna.
W to, że nikt nie rozkradł czy nie zajął tego domu jestem w stanie uwierzyć. Jest taka grupa na fb, gdzie ludzie dodają zdjęcia z takich opuszczonych miejsc właśnie i wiele z nich posiada wciąż pełne wyposażenie, telewizory, meble, ubrania, sprzęt kuchenny. Ale nie uwierzę, że sam dom po tylu latach stał w stanie nienaruszonym. Na pewno wyniszczałby z upływem lat.
Jeśli chodzi o zaginięcie, to jeśli nie mieli rodziny ani bliskich przyjaciół, którzy zgłosiliby ich zaginięcie, to wcale nie jest takie nieprawdopodobne, że milicja w czasach PRL się tym nie zainteresowała. Ale ciężko mi uwierzyć, że matka tego nie zgłosiła. To wyznanie pachnie mi fantazją.
Stary, bardzo mały dom, budowany pewnie niezbyt starannie, zaniedbany przez wiele lat, pośrodku niczego. Wartość nieruchomości to tak naprawdę wartość działki, która też może być malutka, minus koszt rozbiórki tego domu, bo pewnie budowa od nowa oplaca się bardziej od remontowania na siłę. Nic dziwnego, że stoi nietknięty
Do tego niewyjasniony status wlasnosci.
Sporo domow stoi pustych wlasnie z tego powodu.
Elbatory, odpowiedz proszę na moją odpowiedź z innego wyznania
Mielibyście używanie w południowej i środkowej Walii. Opuszczone farmy, szkoły, szpitale, wille i arystokratyczne pałace. A do tego wiele opustoszałej infrastruktury z czasów rewolucji przemysłowej.
Fajnie . Mnie też swego czasu i nadal jarają takie rzeczy . Byłyśmy kiedyś w „nawiedzonym lesie „ aby przekonać się czy plotki są prawdziwe i szczerze powiem że są , bądź nasz wyobraźnia nam spłatala figle .
Ale jestem pewna że duchy istnieją , bo kiedyś zrobiłyśmy straszliwą i głupią rzecz i pobiegłyśmy odrazu do kościoła , drzwi za nami trzasnęły z takim podmuchem wiatru jakiego nigdy nie widziałyśmy a ksiądz odprawiający mszę nam pogroził , siedziałyśmy w ławce przestraszone . Nikt nie wie co zrobiłyśmy bo w sumie głupotom nie ma co się chwalić , ale od tamtej pory , szanujemy zmarłych .
A gdzie to jest?
Wasze zainteresowanie to urbex.
Jeśli chodzi o duchy, to one potrzebują modlitwy, bo może mają problem z dostaniem się do nieba. Warto pomodlić się za ich duszę, a one potrafią się odwdzięczyć.