#OpVx1
Mam dziewczynę i zawsze gdy szliśmy do jakiejś knajpki, finalnie tylko ona jadła. Nie potrafiłem się „przekonać”, by choćby spróbować. Bałem się, ściskało mi gardło, wykręcało kiszki. Po prostu nie.
Postanowiłem z tym walczyć. Moje próby były jednym wielkim niewypałem. Ale nie chciałem się poddać.
Dziś pojechałem z dziewczyną do kawiarni. Kupiłem nam kawy. Nie wyszliśmy, dopóki nie wypiłem swojej. Ze łzami, bo tak musiałem na siebie naciskać, ale jednak! Będziemy to potarzali, aż się bardziej przyzwyczaję do „ludzkich zachowań” i sam pozbędę się swojej fobii. Już chcę kolejnej próby, udanej i mniej ukrytej (bym nie musiał się tak wycofywać, prawie chować pod stół) – chcę, by żyło mi się łatwiej, przyjemniej, a bez tego będzie na pewno o wiele mniej skomplikowanie.
Morał z tego taki, czy raczej przesłanie – z wszystkiego da się wyjść, działać naprzeciw przeciwnościom, pokonywać swoje słabości. To kwestia psychiki i podejścia. :) Nie ma co siedzieć na dupie, płakać i narzekać, skoro można się na coś uprzeć, ruszyć do działań i cieszyć się z własnych sił, możliwości, dokonań. Warto próbować.
I w wieku dorosłym to zauważyłeś? Jako dziecko nie spożywające w towarzystwie nie wzbudziłeś zmartwienia u rodziców? Nic z tym nie robili? W szkole głodowałeś?
A co z pracą?
Idź się leczyć zanim sobie albo komuś krzywdę wyrządzisz.