#OJTSB
Źródeł mojego stresu jest kilka: mąż, dom, praca. Mąż jest świetny. Kiedy go poznałam, bardzo długo nie chciałam zacząć się z nim spotykać, bo uważałam, że jak tylko lepiej mnie pozna, uzna, że jestem bezwartościowa. Nawet jak uległam i zaczęłam najpierw umawiać się z nim na randki, a potem weszliśmy w oficjalny związek, czułam, że to zaraz się skończy. Nawet teraz, po ślubie czuję, że nie zasłużyłam na niego. Ponadto przyzwyczaiłam się, że moi partnerzy niewiele sobą reprezentują i wszystko jest na mojej głowie. Tutaj dzielimy się obowiązkami, a ja nie mogę pozbyć się poczucia winy, że muszę czasem zapytać o coś męża, bo ja tego nie wiem. Jestem za głupia, za mało ogarnięta. Ale to taki mniejszy stresor. Drugi mniejszy stresor to dom. Po wielu latach wreszcie mamy swój kąt. Mieszkanie własnościowe. A ja czuję wstyd, bo nie zapracowałam na nie całkiem sama, nie zasłużyłam.
Trzeci aspekt to praca. Zawsze celowałam w prace „na moim poziomie” i zawsze były to kiepskie prace. Jakimś cudem złapałam to, co mam teraz. Firma jest świetna. Traktują mnie jak człowieka, szanują. A mimo to ja wciąż boję się, że mnie wywalą za to, że za często chodzę do WC, albo zobaczył mnie ktoś z telefonem w ręku, albo dużo piję herbaty. I każdy, najmniejszy błąd, doprowadza mnie do histerii, bo czuję, że jestem zbyt głupia na to stanowisko. W poprzednich pracach po takim czasie byłam już ekspertem, tu wciąż się uczę, wciąż wielu rzeczy nie rozumiem. Dobija mnie to, chciałabym rzucić tę pracę.
Ja nie widzę trzech stresorów, tylko jeden. Twoja dramatycznie niska samoocena. Może powinnaś udać się do psychologa, żeby nad nią popracować?
Nie „może” tylko „na pewno” ;). I to nie do psychologa, tylko do dobrego psychoterapeuty.
To nie życie cię przygniata, to ty sama się przygniatasz tragicznie niską samooceną.
Życie to akurat masz świetne - wspaniały mąż, własne mieszkanie, fajna praca z fajnymi ludźmi. Zacznij to doceniać zamiast wyszukiwać problemy.
Może warto to przepracować z jakimś specjalistą...
Jesteś strasznie zestresowana. I ten stres też może wpływać na to jak się uczysz w pracy.
Widać, że masz bardzo niską samoocenę. Nikt nie wie wszystkiego. To nic złego zapytać jak się czegoś nie wie, bo w ten sposób można się dowiedzieć i nauczyć czegoś nowego. Popracuj nad swoim poczuciem wartości, bo się nerwowo wykończysz.
Idź się leczyć. Dosłownie, ewidentnie masz jakieś ostre traumy, których nie przepracowałaś. Bo na moje to jesteś całkiem normalną osobą, z dobrym poukładanym życiem, ale nie potrafisz tego zaakceptować i cały czas jesteś w popłochu, jakby ktoś miał zaraz o byle bzdurę na ciebie nakrzyczeć czy uderzyć. Jesteś cały czas w gotowości do ucieczki, a tu nie ma przed czym uciekać - więcej, masz jeszcze za czym wesoło gonić. Idź i poukładaj to sobie w głowie, najlepiej z czyjąś pomocą.
Ta konieczność zasługiwania kojarzy mi się z DDA. Nic nie pisałaś o swoim dzieciństwie. Oczywiście, powodem Twojej skrajnie niskiej samooceny może być cokolwiek innego, ale jeśli nie dasz sobie szansy i tego nie przepracujesz z terapeutą to cię od wewnątrz zeżre.
Też pierwsze o czym pomyślałam, to jakieś silne zranienia z dzieciństwa.
Myślę, że to może mieć coś wspólnego z mamą, która wprost mówiła mi, że nie zasługuję na pochwały, bo nigdy w życiu nie zrobiłam nic wystarczająco dobrze, żeby to pochwalić.
To chyba się nazywa "syndrom oszusta" ale w Twoim przypadku jest to jakaś skrajna forma. Sądze, że bez porozmawiania z kimś o tym (jakimś fachowcem) będzie tylko gorzej
Krótko - miej wy*ebane a będzie Ci dane. Od dziś tym mottem się kieruj .