Będąc na studiach, któregoś ciepłego i słonecznego piątkowego popołudnia wracałem na weekend do domu pociągiem. Takim składem bez przedziałów z przejściem pośrodku i z siedzeniami, z których kilka zwróconych było przodem ku sobie. Takie właśnie siedzenia po drugiej stronie przejścia zajęło czterech panów, najprawdopodobniej murarzy wracających z pracy. Między sobą na podłodze postawili torbę wypełnioną tanimi winami. Tych win było chyba z dziesięć albo dwanaście butelek. Znudzony obserwowałem ich kątem oka. Jeden z nich z tej samej torby wyjął jeden, podkreślam JEDEN! taki plastikowy biały kubek, następnie sięgnął po butelkę, zdarł folię z szyjki i zębami wyjął taki plastikowy wciskany korek, jakie kiedyś były w butelkach z octem. Napełnił kubek i podał koledze. Kiedy ten wypił, gość odebrał od niego kubek, ponownie napełnił i podał kolejnemu. Kolejka powtarzała się przy kolejnych butelkach. Przypominało to jakąś pierwotną ceremonię: folia, korek zębami, kubek i przepijanie do kolejnego. Panowie przy tym rozmawiali półgłosem. Już przysypiałem, gdy nagle rozmowę ucięło jak nożem. Na twarzach wszystkich czterech panów pojawiła się konserwacja, zawód, wręcz łezki w oczach. OSTATNIE wino okazało się mieć inny korek. Nie taki plastikowy, tylko korkowy, wciśnięty w szyjkę butelki. Nie dało się tego wyjąć zębami! Zareagowałem szybko. Wyjąłem scyzoryk z korkociągiem i podałem panom przez przejście. Podziękowali, otworzyli butelkę i napełnili kubek. Potem popatrzyli po sobie i po niemej zgodzie całej czwórki, nalewający powiedział: „Masz” i podał mi pełny kubek.
Wiem, że nie należy pić z przygodnymi osobami w pociągu i nie było to zbyt higieniczne, ale po prostu nie mogłem odmówić :)
Dodaj anonimowe wyznanie
To i tak miałeś dobrego scyzora, mi się kiedyś taki korkociąg rozprostował przy próbie pierwszego użycia. A w takiej sytuacji, jak i tak się chce wyzerować butelkę, można korek wcisnąć do środka jak nie ma czym wyciągnąć.