#dvD4o

Mówi się, że matka powinna zapewniać dziecku ciepło i poczucie bezpieczeństwa, a ojciec powoli je z niego wyciągać – uczyć życia, zachęcać do pracy, wspierać przy podejmowaniu ryzyka. U mnie było inaczej – mama miała mnie gdzieś. Po prostu nie lubiła dzieci, była przepracowana, męczyłam ją – nieważne. Efekt był taki, że mało się mną przejmowała. Nie była surowa czy nadmiernie krytyczna, po prostu mnie nie słuchała, nie pytała, co w szkole, nie proponowała wspólnego spędzania czasu. Wolała spędzać czas z dorosłymi znajomymi niż ze mną. Ojciec natomiast... był nadopiekuńczy. Bardzo. 
Pamiętam z wczesnego dzieciństwa, że kiedy chodziliśmy po lesie i np. była tam jakaś górka, kazał mi poczekać z zejściem, szedł na dół i pozwalał mi schodzić dopiero wtedy, kiedy był pewny, że może mnie złapać. Cały czas bał się, że o coś się uderzę, że coś mi się stanie itp., do tego stopnia, że jego strach udzielił się mnie i jako dziecko nienawidziłam wszelkich sportów, bo wydawało mi się, że nie dam sobie rady i że to niebezpieczne i bardzo trudne. Jeździć na rowerze nauczył mnie starszy brat, a takie rzeczy jak skok przez kozła, stanie na głowie czy jakiekolwiek sztuki walki to dla mnie kosmos aż do dzisiaj.

Druga sprawa – ojciec nie uczył mnie pracować. Miałam się uczyć i mieć szóstki w szkole. Tyle. Poza tym nigdy nie kosiłam trawy, nie dokładałam węgla do pieca, nie robiłam prania, nie przygotowywałam rodzinie posiłków. Miałam w życiu etapy, kiedy próbowałam robić to sama z własnej inicjatywy – ojciec chwalił mnie pod niebiosa, po czym nie jadł moich „pysznych” dań i robił swoje, tak jakby moja praca była tylko taką zabawą na niby. Czasem trochę pogderał, że mu nie pomagam, po czym kiedy próbowałam, olewał to, zachowywał się tak, jakby moja pomoc nie miała żadnej wartości.

Dzisiaj mam mu to za złe. Mój narzeczony miał wymagających rodziców, którzy od dziecka wyznaczali mu obowiązki – jest sprawny fizycznie, zorganizowany, zna wartość pieniędzy i swego czasu. Ja, mimo wczesnej wyprowadzki z domu, nadal jestem chaotyczna i roztrzepana, często nie potrafię podjąć najprostszych decyzji, a jakakolwiek krytyka pod moim adresem sprawia, że nie chce mi się żyć i czuję się beznadziejna (pochwały zlewam, bo jestem do nich przyzwyczajona jak do powietrza).
Mam wrażenie, że swoim postępowaniem mój ojciec zrobił ze mnie życiową mameję.
worm Odpowiedz

co innego bycie nadopiekuńczym, co innego zarzucanie dziecka pracą dla własnej wygody. Tak, dziecko może ugotować obiad - ale nie dziecko 6-cio letnie. Dziecko 6-cio letnie może pomóc np. przy sprzątaniu przecierając kurze z szafki. 10 - latek próbujący kosić trawę może być ok - ale pod nadzorem, a nie puszczony "samopas" i tak dalej i tym podobne - we wszystkim tym potrzebny jest umiar.

Twarda szkoła życia jak i nadopiekuńczość wyrządzają taką samą szkodę tylko w innych obszarach.

3210

Z wyznania nie wynika żeby autorka albo jej chłopak gotowali obiady w wieku 6 lat. Wynika raczej że autorka nie miała ŻADNYCH obowiązków, a to też do niczego dobrego nie prowadzi.

Dantavo Odpowiedz

Niestety to bardzo częsty problem dziś. Osoby wychowywane w złotej klatce, mają ogromne problemy w życiu dorosłym. Jednak można to próbować przepracować. Praca z psychologiem i trochę samozaparcia naprawdę może dać dobre rezultaty.

Dodaj anonimowe wyznanie