#Migwm
W skrócie: impulsywny ojciec, mama jak z syndromem sztokholmskim, pierwsza miłość spieprzona w sumie z dwóch stron, bycie roślinką przez rok, ataki paniki, wycie po nocach, cięcie się, obojętność, ale czemu się żalisz? Przecież wiele osób ma problemy i jakoś sobie dają radę, a tylko ty masz problem. Zawzięcie się i wyjście trochę na prostą, druga miłość i znowu skucha, znajomi, którzy się odwracali i ciągle te głupie gadanie słyszalne od każdego „ogarnij się”. Masz kilku dobrych przyjaciół, pracę i nagle bum – przyjaciołom nagle coś nie pasuje w twoim zachowaniu, nagle marudzisz, mówiąc o swoich sprawach, gdy wcześniej było to normalne (wspieranie się i słuchanie) i często to słuchanie wystarczy, a nagle wszystko źle, bo wszystko mi przeszkadza, całe życie. Jestem osobą wysoko wrażliwą, niestety, często zmieniają mi się humory i umiem się zdenerwować o głupotę, a później jest mi z tym źle, głupio i wstyd, bo się denerwuje o pierdoły, staram się panować na sobą, nawet gdy coś odwalę i później przepraszam tysiąc razy i ktoś mówi że „okey, nic się nie stało”, to ja się czuję jak śmieć i sądzę wtedy, że byłoby tej osobie lepiej beze mnie. Odpycham ludzi, bo boję się być odrzuconym. Ogólnie boję się wszystkiego – od zadzwonienia do lekarza po mówienie o swoich uczuciach. Boję się opinii innych, boję się ryzykować. Bywam introwertykiem i uwielbiam siedzieć sam i czytać książki, gapić się w niebo po prostu (częściej i tak odczuwa się te gorsze strony introwertyzmu, jak np. fakt, że „ładuję baterie” będąc sam albo że nie lubię gadać przez tel. albo nie odpisuję w przeciągu 5 min), a czasem chcę wyjść, wydostać się z jednego miejsca, zabrać plecak i jechać gdzieś autostopem. Prawdopodobnie dawno by się psycholog przydał, ale głupi człowiek ciągle się łudzi, że da radę sam.
Długa litania i jedni powiedzą, że to marudzenie i „weź się w garść”, a inni zrozumieją, że niemożność tak zwanego „wygadania się” jak się nie ma przyjaciół jest straszna. Dziękuję za możliwość wygadania się. Jeżeli ktoś w tej chwili czuje się źle z jakiegokolwiek powodu, to życzę tej osobie wszystkiego dobrego i nie poddawaj się.
Często zmieniające się humory i denerwowanie się o głupoty a potem przepraszanie bo się nie panowało nad sobą to jest temat dla psychiatry do diagnozy. Jak chcesz mieć lepsze życie to idź pędem do psychiatry i na terapię.
Tym bardziej, że patrząc realnie to ludziom jest ciężko wytrzymać z kimś kto ma często zmienne humory i byle co go wyprowadza z równowagi. Na dłuższą metę to jest męczące. Tak samo jak to, że ktoś ciągle narzeka na swoje życie a nie robi nic konkretnego żeby je zmienić. Zobacz Ty wiesz, że pomoc specjalisty by Ci się przydała a zamiast po nią sięgnąć wolałbyś narzekać znajomym. No ile można słuchać narzekania od osoby, która nie chce nic zmienić? W ten sposób tylko zamęczasz siebie i ludzi wokół. Od tego są specjaliści żeby pomagać tylko trzeba o pomoc poprosić. A o wiele łatwiej się pracuje jak ktoś pójdzie wcześniej niż później, bo ma więcej siły do pracy nad sobą.
Żal mi autora, ale żal mi też jego znajomych.
Bo to tak nie działa, że "nagle" coś im nie pasuje, tylko mają dosyć powtarzającego się schematu, który mogli na początku tolerować licząc na poprawę, ale poprawy nie widać i męczycie się w tym wszyscy.
Mówienie o sobie jak o śmieciu i kimś niechcianym pogarsza twój problem, bo ludzie to od ciebie czują. I naprawdę możesz sprawiać, że czują się bez ciebie szczęśliwsi. Nikomu nie jest z tym dobrze.
Zmiana pierwsza: MAM problem, a nie JESTEM problemem.
Zmiana druga: problem, który ciągnie się latami wymaga zmiany metod jego rozwiązywania.
"Całe życie" przestanie ci przeszkadzać, ludziom będzie przy tobie lepiej, tobie będzie lepiej przy nich.
Powodzenia.
Może nie tyle szczęśliwsi tylko bardziej zrelaksowani. Bo jednak jak człowiek słucha jak drugie osobie jest źle to się spina i sam zaczyna stresować w pewien sposób mimowolnie. I w pewnym momencie można mieć dość słuchania o tym, bo to im też będzie nastrój pogarszać. Tym bardziej jak ktoś tylko narzeka a nie pracuje nad sytuacją.
"Bo to tak nie działa, że "nagle" coś im nie pasuje, tylko mają dosyć powtarzającego się schematu, który mogli na początku tolerować licząc na poprawę, ale poprawy nie widać i męczycie się w tym wszyscy"
Jeśli mu nie powiedzieli, że im to nie pasuje od początku lub od pewnego momentu i że chcieliby poprawy, to trochę nie powinni na nią liczyć. Z perspektywy autora im to nigdy nie przeszkadzało.
Idź do psychologa, może psychoterapeuty. Nadal poradzisz sobie sam, bo specjalista niczego za Ciebie nie zrobi, to będzie Twoja własna praca nad sobą. Nie chodzi o naprawianie siebie, a o to, żebyś pooglądał swoje mechanizmy, popracował nad tym, co Ci nie służy i wzmocnił to, co służy. Żeby po prostu żyło Ci się lepiej. Powodzenia!
A tak na marginesie, to przytoczone przez Ciebie cechy i sytuacje w większości nie mają związku z wysoką wrażliwością. Skądinąd termin "osoba wysoko wrażliwa" to pop-psychologia. Można mieć oczywiście różne cechy składające się na tę "etykietkę", ale nie ma takiego konstruktu osobowości. Wiele z tych cech jest na terapię i ma związek z traumami relacyjnymi, a "etykietka" powoduje, że ktoś na nią nie idzie, bo taki już jest - wysoko wrażliwy. Także jeśli jakieś Twoje cechy przeszkadzają Ci w funkcjonowaniu, budowaniu relacji, poczuciu szczęścia, to zadbaj o siebie i idź na terapię.
Terapia autorowi na pewno pomoże. Ale przy zmienności nastrojów i wybuchaniu konieczna jest diagnoza psychiatry. Bo żeby skutecznie pracować trzeba wiedzieć nad czym. A tutaj nie chodzi o zbytnią wrażliwość tylko kwestie problemów psychiatrycznych do zdiagnozowania.