Taki upał, że nie chciało mi się nic gotować, więc zdecydowaliśmy z mężem, że zjemy obiad w restauracji niedaleko. Gdy przechodziliśmy przez ulicę, usłyszałam klakson samochodu (dwa krótkie sygnały). Obejrzałam się, a to moja szefowa, z uśmiechem na twarzy. Już podnosiłam rękę, by do niej pomachać, gdy słyszę mojego męża, jak się wydziera: „I co trąbisz, pindo niedomyta, nie widzisz, że po pasach idziemy?”.
Pracuję w tej firmie dopiero od paru tygodni... Jutrzejszy dzień w pracy zapowiada się bardzo żenująco.
Dodaj anonimowe wyznanie
Ale tak szczerze, to co Cię w tym buraku ujęło że aż się pobraliście?
"Brutal kocha mocniej" czy coś w tym stylu. Ale też nie rozumiem.
Buractwem jest ocenianie kogoś z góry.
Z jego perspektywy, to było dość naturalne poirytowanie, kiedy przechodzi przepisowo przez jezdnię, a jakiś kierowca trąbi na niego.
Mimo wszystko seria bluzgów jest większym buractwem. Nawet nie rozejrzał się by zorientować się w sytuacji. Gdyby tak było pewnie zauważył by, że żona chce pomachać tej osobie.
Ale odezwał się jak burak.
Spoko, szefostwo pewnie w takiej sytuacji zwykle współczuje pracownikowi i patrzy na niego z większą wyrozumiałością. Szczególnie jeśli ma w domu podobne klimaty.
Fajny ten mąż, taki brutal, łał.