#MOtG1
Właściwie od zawsze wiedziałam, że podobają mi się i chłopcy, i dziewczyny, ale jakoś tak się złożyło, że zawsze tworzyłam związki z mężczyznami. Możliwe, że miało to związek z tym, że pochodzę ze wsi w Polsce B — wiadomo, prawdziwa rodzina to chłopak i dziewczyna itp. Faktem jest, że do 28. roku życia miałam za sobą parę związków z mężczyznami, w tym jeden długoletni, 7 lat. Były rozmowy o ślubie, mieszkaliśmy razem, po zaręczynach i w ogóle. Aż w końcu po wieeeelu próbach naprawy, terapiach, niezliczonych rozmowach, ale też okresach, gdzie było jak w niebie — pałka się przegła i miałam dość jego lenistwa, wiecznych wymówek, byle tylko czegoś nie zrobić, targowania się („Przecież możesz ty pozmywać, ja wczoraj zadzwoniłem umówić elektryka!”). Zdałam sobie sprawę, że jestem bardziej matką w tym związku niż partnerką. Jego problemy były naszymi, ale moje były albo tylko moimi, albo wręcz tylko wymysłami. Doszło do tego, że musiałam wykonywać jakieś 70-80% obowiązków w domu, mimo że oboje pracowaliśmy na pełen etat. I zanim ktoś będzie chciał przełożyć to na finanse — ja zarabiałam więcej. Po kolejnej próbie przedstawienia mojego punktu widzenia i po kolejnym szantażu emocjonalnym w odpowiedzi („Gdybyś mnie naprawdę kochała, to wspierałabyś mnie, żebym się zmienił!”) po prostu miałam już dość. W ciągu miesiąca zerwaliśmy wszelkie kontakty.
Przez ponad rok byłam singielką i czułam się FANTASTYCZNIE. Będąc w związku, czyli teoretycznie rozkładając obowiązki domowe na dwoje, nie miałam tyle wolnego, jak gdy byłam sama. Aż w końcu poznałam ją, powiedzmy Anię. Zaczęłyśmy się spotykać, na początku dość luźno (bo już przywykłam do spokoju, jaki daje samotność), ale w końcu związek stał się naprawdę poważny. I tak już od trzech lat mieszkamy razem. I nigdy nie byłam szczęśliwsza! Zero szantaży emocjonalnych, zero durnych kłótni o nic, typu kto dziś odkurza, zero fochów i „matkowania”. Nic, do czego byłam przyzwyczajona przez związki z facetami.
I dopiero ostatnio zauważyłam, że moje doświadczenia sprawiły, że mam bardzo negatywną opinię o mężczyznach jako o partnerach. A rozmowy z zajętymi, heteroseksualnymi koleżankami na temat ich związków tylko mnie w tym utwierdzają.
Tak że gdy widzicie „typową feministkę nienawidzącą facetów”, może to tylko ja, wspominająca dawne, nieudane życie z osobami, które szczerze kochałam i o które dbałam, a niestety nie dostałam w zamian nic.
Trafiłaś kilka razy na nieodpowiednie osoby, po czym w końcu trafiłaś na właściwą. Po co dorabiać do tego teorię jak to jedna płeć jest zła, a druga dobra?
Jedną z przyczyn mogło być to, że wchodziłaś w związki z nieodpowiednimi osobami. Ten Twój ostatni chłopak wydaje się leniwy, roszczeniowy i niedojrzały, a przecież nie każdy facet taki jest. Znam wielu pracowitych. Jeśli byłaś w związkach z rówieśnikami, to też nie dziwię się, że oni tacy byli - podobno faceci wolniej dorastają. Nie widzę większego sensu we wchodzeniu w związki, gdy jest się nastolatkiem albo osobą w wieku wczesnostudenckim, bo te związki w większości przypadków i tak się rozpadną, ale wiem, że jestem w mniejszości. Staram się kierować logiką i rozumem. Niemniej, oburza mnie sytuacja, w której jedna z osób w związku spycha swoje obowiązki na kogoś innego i jestem za jak najszybszym zrobieniem z tym porządku. Partner to nie jest służący.
U, zmywanie naczyń urastające do rangi życiowego problemu. A niektórzy muszą walczyć o życie i oddech każdego dnia, jak np. dzieci z mukowiscydoza...także poziom problemów żenujący.
Czepiasz się.
Życiowe problemy też się układają wg. piramidy Masłowa.
Zwykle trzeba mieć i rozwiązać coś poważnego u podstawy. Dopiero wtedy wykształca się tolerancja na wyższych poziomach.
Standardowy proces uczenia się.
@Kuky
No wiesz...
Gdy zmywasz naczynia po raz 1758-my, podczas gdy (również korzystający z tych naczyń) partner / partnerka w tym samym czasie po raz 1758-my ogląda tivi / idzie na spacer / maluje paznokcie / gapi się w sufit / i temu podobne... Nie wydaje mi się, że wtedy uznasz to za żenującą błahostkę.
@Frog: Dlatego warto zainwestować w zmywarkę.
Niesamowicie podnosi komfort życia.
Poważnie.
upadlygzyms
Ale wtedy włożenie naczyń do zmywarki urasta do problemu większego niż życie.
Dla tego kto unika zmywania to i owszem. Dla tego kto zmywa jest to duże odciążenie.
Mówię z doświadczenia. 😀
Mam takie doświadczenia że ludzie niekoniecznie rozwiązują problemy wg tablicy Masłowa a potem są zdziwieni że ciągle jest źle. Mam też takie doświadczenia że zmywarka obniża komfort życia bo u mnie w domu gdy zmywarka idzie nie wolno nawet wody zagotować bo zmywarka przestanie działać. Do tego zmywarka jest puszczana dopiero gdy jest cała zapełniona a naczyń brakuje o wiele wcześniej. Rodzice się potem dziwią czemu zamiast małego talerza wyciągam duży a mały jest po prostu w zmywarce i potrafi w niej być bardzo długo. Czasem próbuję nic nie jeść dopóki nie pojawi się odpowiedni talerz ale to głupie. Próbuję też się wyłamywać i myć naczynia żeby mieć na czym jeść to słyszę że marnuję wodę. Wiem że po prostu powinienem się wyprowadzić z domu mając już 32 lata ale dla rodziców to wariactwo bo przecież skoro sobie nie radzę mieszkając z nimi to sobie nie poradzę mieszkając sam ich zdaniem i nie widzą że sobie nie radzę bo mieszkam z patologią. Oni są tak przekonani o swej racji że gdy próbuję się wyprowadzić z domu to mi grożą psychiatrykiem a najgorsze jest to że przy tym wszystkim mówią że nie chcą ze mną mieszkać. Absurd!
@zdystansowany
Twoja rozprawka zafascynowała mój mózg. Stwierdził, że Twój mózg ma nieprzeciętnie splątane zwoje. Jeszcze nie wiem, czy to dobrze, czy źle - ale przekazuję, co mi polecono 🤗
Polecono ci?
@zdystansowany
Mój mózg mi polecił 🦋
@ zdystansowany: Niezły przykład, że spieprzyć można absolutnie wszystko.
@ Frog: Robisz bez dyskusji to co Ci każe mózg i dzięki temu zachowujesz spokój ducha?
Dobrze zrobiłaś, i szczęśliwa jesteś. TAK MA BYĆ! :)
Ale ty masz silna psychikę
To zależy jak na to patrzeć. Dla mych rodziców ich problemy były i są naszymi a me były i są tylko mymi albo wręcz wymysłami. No przecież dziecko nigdy nie ma prawdziwych problemów. A dziecko jest zawsze dzieckiem, nawet gdy jest już po 30. Więc wg takowej mentalności to w tym związku byłaś dzieckiem, a on ojcem, co prawda toksycznym ale ojcem. To on się rządził, co nie? Czyli jednak on był ojcem, a nie ty matką. Bo rodzic władzę powinien mieć, co nie?
Nie dość że feministka to lesbijka. Taka najgorsza.