Tę historię znam tylko z opowiadań mamy. Otóż wiele lat temu, przed świętami Bożego Narodzenia, kiedy mój starszy brat uczył się chodzić, przyjechał do nas wujek (brat mamy, a jednocześnie chrzestny mojego brata). Usiadł on w kuchni z tatą, a mama nakazała im pilnować Łukasza, który śmigał w chodziku, bo sama musiała iść coś zrobić.
Jakie było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła Łukasza, stojącego w pokoju przy choince, z buzią we krwi. Otóż, wyżej wymienieni dwaj opiekunowie nie zauważyli, jak dziecko zjada szklaną bombkę z choinki..
PS Brat żyje, ma dziś 25 lat, żonę i dwóch synów, a jeden z nich właśnie śmiga w chodziku...
Dodaj anonimowe wyznanie
Te chodziki to inteligentny inaczej pomysł. Chcesz zafundować dziecku wadę postawy typu skolioza, płaskostopie, koślawe giry to idealny pomysł wsadzić go do chodzika. Każdy inny średnio rozgarbiety rodzic zdaję sobie sprawę, że jeśli dziecko nie jest gotowe na stabilne samodzielne chodzenie to znaczy, że powinno więcej czasu spędzić na czworakach, wzmocnić tym samym mechanizm podporowy, naprzemienną pracę obręczy i stabilizację centrum, a wstanie i tak kiedy będzie gotowe mięśniowo i neurologicznie, bo taki mamy "program". Przyspieszanie go na siłę, kiedy mięśnie nie spełniają swojej funkcji stabilizacyjnej to proszenie się o wadę postawy. Później zrzucisz na zbyt ciężki plecak, i załatwisz zwolnienie z WF-u bo mu się pogorszy jeszcze, a co się ma przemęczać, jeszcze inne dzieci go wyśmieją i wyrośnie kolejny pacjent ortopedyczny.
Dragomir
Ano właśnie. Potem, jak gość podrośnie, może nawet w odruchu desperacji postanowi zawalczyć o siebie.
Niestety, mając zerową wiedzą o tym, jak prawidłowo ćwiczyć, jak się rozgrzewać i rozciągać, jak powoli rozwijać i wzmacniać mięśnie CAŁEGO CIAŁA, by mieć jakikolwiek fundament do budowania silnej, umięśnionej sylwetki - jednak kipiąc ogromną nadzieją i entuzjazmem - wybierze się na siłownię. A tam sam sobie wbije ostatni gwóźdź do kalectwa.
Bo będzie pakował na bicki i klatę, jakby nie dość była już ściśnięta.
Dragomir
Dokładnie. Do tego przeforsuje stawy i kręgosłup, pogłębi wady postawy, porobi sobie mnóstwo mikrourazów zrywając włókna mięśniowe itd. Jedna wielka rzeźnia.
Ale takich rzeczy na wf-ie nie uczą. Bo po co. Niech dzieciaki skaczą przez kozła i grają w gałę przez wszystkie lata edukacji. Będzie kolejne pokolenie wiernych wyznawców Big Pharmy.
Akurat ogólne ćwiczenia gimnastyczne są OK. Gała lekcja w lekcję niekoniecznie, od tego mogłyby być kółka pozalekcyjne dla chętnych. Ale gimnastyka jest w pytę (moim zdaniem).
Dragomir
Gimnastyka to absolutna podstawa. Tyle, że u mnie ograniczała się do skoków przez kozła raz na jakiś czas (które zresztą uwielbiałam).
Poza tym kosz a sporadycznie siatka. Prawidłowo ćwiczyć uczyłam się (i nadal uczę się) sama, dopiero po zakończeniu edukacji, bo ze szkoły w tej materii nie wyniosłam żadnej wiedzy ani doświadczenia.
I też przeszłam swoje, przez nadmiar entuzjazmu i zerową świadomość ciała o mały włos nie kończąc tej przygody kalectwem, więc doskonale wiem, o czym piszę. I wiem, ile ciężkiej pracy kosztowało mnie naprawienie tego, co sama napsułam.
Niestety, wciąż widzę, jak znajomi młodzi ludzie powielają moje błędy, krocząc tą samą równią pochyłą. Bo również kompletnie nie rozumieją, co sobie robią.
Mądra gimnastyka powinna opierać się na wzmacnianiu głębokich mięśni posturalnych oraz rozciąganiu i zwiększania elastyczności tkanek oraz jak najdłuższym utrzymywaniu dobrych zakresów ruchu w stawach. Dopiero na tej bazie można wzmacniać mięśnie w zakresach ruchu, które są dla nas już "dostępne". Tak bym to widział.
Mądra z Ciebie kobitka. Świadoma.
Dragomir
Mam dokładnie takie samo zdanie odnośnie prawidłowego rozwoju układu ruchu. Właściwa postawa ciała, elastyczność i odpowiednie zakresy najsampierw, dopiero na tym budowanie siły i kondycji.
A ta mądrość, o której piszesz, pierwotnie wzięła się z głupoty i bezmyślnego popełniania wszelkich możliwych błędów. Dopiero, gdy życie wystawiło rachunek, trza było biegusiem szukać mózgu we własnej czaszce. I wcale nie tak łatwo było go tam znaleźć. ;-))
XXI w., wiadomości dostępne w Internecie na wyciągnięcie ręki (m.in. o tym, że np. Kanada zakazała sprzedaży chodzików - 20 lat temu!), a tymczasem w polskich domach... Mam nadzieję, że to jednak błąd w opisie, może nie masz dzieci i pchacz czy jeździk nazywasz chodzikiem. Jeśli nie, to wygląda na to, że sprawność opieki nad dziećmi nie poprawiła się w Twojej rodzinie :(
W wieku 25 mieć dwójkę dzieci zamiast korzystać z życia to też przejebane… Ja w tym wieku żyłem rozwijaniem firmy i podróżami. Za nic bym się nie zamienił