#LYE5g

Byłam bardzo wierzącym dzieckiem, wychowanym w religijnej rodzinie. To głównie zasługa mojej babci, która od małego straszyła mnie piekłem po śmierci. Jej opowieści były takie realistyczne, że nie były przekazywane jako wiara, tylko jako wiedza, zresztą przecież uczyłam się tego w szkole pomiędzy przyrodą a matematyką — Bóg to coś, co bezsprzecznie i obowiązkowo istnieje, koniec, kropka. Byłam przekonana, że słowo „idiotyczny” to przekleństwo, mój codzienny wieczorny pacierz trwał 40 minut, a w wolnym czasie zaczytywałam się w Biblii. I oczywiście co tydzień chodziłam do kościoła. Chodziłam tam sama już w wieku 9 lat, bo kościół był dwie ulice od mojego domu, a rodzice nie praktykowali.
W kościele jak to w kościele — zaduch, wszystkie miejsca zajęte przez starsze panie, którym przecież się należy, bo są starsze, więc ja, młode, zdrowe dziecko, nie miałam prawa usiąść. Na okrągło klękanie, wstawanie i śpiewanie. Za każdym razem po godzinie takiego wysiłku wychodziłam z kościoła cała zielona, wielokrotnie zostawałam po mszy, aby usiąść, bo było mi tak słabo, że nie miałam sił wrócić do domu. Mimo wszystko wiernie chodziłam do tego kościoła, wmawiając sobie, że to efekty przytłoczenia mocą ducha świętego. Aż pewnego dnia zemdlałam na oczach innych ludzi, podczas kazania. Walnęłam głową w betonową posadzkę tak, że na chwilę zagłuszyło to słowa księdza. I wiecie co? Pomogła mi tylko jedna osoba, bo reszta nie chciała opuszczać mszy. Nikt poza jednym, młodym, około 15-letnim chłopakiem nie zapytał nawet, jak się czuję, kiedy już się ocknęłam. Żadna starsza pani nie ustąpiła miejsca. Ksiądz nie przerwał kazania, mimo że całe zajście widział, a ministrant nie przyniósł wody. Bo oddawanie Bogu czci jest ważniejsze niż jakieś tam dziecko, które straciło przytomność.

Miałam wtedy 12 lat i to właśnie wtedy uświadomiłam sobie, jak bardzo Kościół jest zakłamany. Nigdy więcej od tamtej pory nie byłam na żadnej mszy, a teraz mam 22 lata. Jeśli już muszę pojechać, np. na ślub, to przyjeżdżam pod koniec całego zajścia i stoję na zewnątrz kościoła. Nie jestem w stanie słuchać wylewającej się z kazań tony hipokryzji i absurdu. Za każdym razem, gdy wspominam to, jak płytki i wyszlifowany był wtedy mój tok myślenia, łapię się za głowę. Już w wieku 9 lat miałam kompletnie wyprany mózg i teraz, po latach, naprawdę bardzo się cieszę, że wtedy zemdlałam i w końcu przejrzałam na oczy.

Teraz jestem agnostyczką. Ale wyznaję prostą zasadę, którą każdy, wierzący czy też nie, powinien przyjąć jako absolutną podstawę: Bóg i Kościół to dwie zupełnie różne rzeczy i jeśli wierzyć, to tylko i wyłącznie w to pierwsze. Istnienie tego drugiego... nic dobrego nie wnosi.
coztegoze2 Odpowiedz

A najlepsze w tym wszystkim jest to, że Jezus sam nie zawsze przestrzegał szabatu, tak samo jego uczniowie. Do tego Jezus upominał faryzeuszy, że zbyt dosłownie przestrzegają prawa zamiast się wsłuchać w ducha tego prawa. Czyli realnie rzecz biorąc takie zachowanie w kościele kiedy ktoś mdleje i ludzie nie reagują było całkowitym zaprzeczeniem nauk Jezusa.

karlitoska Odpowiedz

Szacun, że sama doszłaś do tego i mimo indoktrynacji jednak zachowałaś niezależny osąd. Niestety bywają tacy co choćby ich podpalili, dziecko zgwałcili to nie mają odwagi na samodzielne przemyślenia. Z resztą sama zgadzam się z tym ostatnim zdaniem!

masterofreal2 Odpowiedz

Smoki jeszcze były w tej bajce

Apatia Odpowiedz

W zasadzie nie mam nic do tego w co wierzysz bądź nie, ale śmieszy mnie trochę fakt, że na podstawie jednego zdarzenia zmieniłaś światopogląd i wydaje ci się, że to oznaka racjonalnego myślenia. I jeszcze to zdanie na końcu mówiące o tym, co każdy powinien. Gdyby lekarz popełnił jakie błąd, to przestałbyś się leczyć? Gdyby nauczyciel niewłaściwie się zachował, rzuciła byś szkołę? Gdyby policjant niesłusznie wypisał mandat, to czas na zaopatrzenie się w strój Batmana i wymierzanie sprawiedliwości. Tak jak mówię, to twoja sprawa w co wierzysz, ale argumentacja kulawa.

TakiTen

"po uczynkach ich poznacie" a tutaj ludzie nie uczynili nic. Naprawdę nauki kościoła a to co wyprawiają "wierni" to dwie różne pary kaloszy. Zresztą opamiętała się w dość młodym wieku, większość ludzi dostaje oświecenia znacznie później jaka to jest zakłamana instytucja. Lawina zaczyna się od małego kamyczka, w jej wypadku to był ten kamyk który rozpoczął proces inne ja tyko w tym przekonanie utwierdziły. A to twoja argumentacja jest kulawa bo porównujesz lekarza który popełnił błąd do wiernych co nie uczynili nic. Zeby twoja argumentacja miała sens trzeba by było napisać ze lekarz do którego przyszła stwierdził ze nie postawi jej diagnozy bo musi przeczytać artykuł o leczeniu chorych a nie zajmować się pacjentem. A drugi argument o nauczycielu to juz totalnie z czapy jest... Policajnt nieslusznie wlepiajacy mendat tez z czapy. Policjant ktory biernie przyglada sie przestepstwu jest bardziej adekwatne.

I tak na podstawie takich zachowań wątpisz w system bo chrześcijaństwo nie jest przypadkiem wiara która opiera się na miłości do bliźniego? I tej miłości próżno w kościele szukać.

Apatia

Niech będą zatem twoje przykłady. Jeśli policjant wypisuje mandat za picie piwa w parku studentom, a ignoruje grupkę konopi dwie ławki dalej, to obrażamy się na całą policję? Jeśli nauczyciel ignoruje fakt, że cichy dzieciak jest gnębiony to rzucamy szkołę? Poza tym osoba wierząca nie zgodzi się ze stwierdzeniem, że ludzie odchodzący od wiary doznają oświecenia.

Apatia

*kiboli, nie konopi

krux7735 Odpowiedz

no to faktycznie musiałaś mieć mocną wiarę jak po jednej sytuacji całkowicie ją straciłaś xD

Lightworker

Autorka nie straciła wiary w Boga tylko w kościół jako instytucję. Prawie każdy kiedyś do tego dorasta ;)

Lightworker

Autorka nie straciła wiary w Boga tylko w kościół jako instytucję. Prawie każdy kiedyś do tego dorasta ;)

Dodaj anonimowe wyznanie