#LFA6G

Współlokatorka pożyczyła sobie ode mnie ostrze do skalpela, o czym poinformowała mnie po moim powrocie do mieszkania. Nie mam pretensji, jedno takie ostrze w sterylnym sreberku to koszt jakichś 25 groszy (sprzedawane są po 100 sztuk). Jak kogoś ciekawi po co mi ostrza do skalpela, to studiuję medycynę, choć na razie jestem na 1 roku, to sobie czasem operuję i zszywam kurczaka na obiad :)

Współlokatorki czasem sobie pożyczają skalpel, jak mają jakieś robótki, wycinanki czy mają otworzyć paczkę. Pytam się, po co jej był skalpel. Odpowiedziała, że musiała sobie krew pobrać, a nie znalazła strzykawek. Zrobiłem duże oczy i pytam się naiwnie: Po co ci krew?
Odpowiedziała, że robiła test ciążowy i potrzebowała krwi, to wzięła ostrze i delikatnie nacięła kciuk, tak żeby kropla krwi spłynęła na próbnik.
Myślałem, że się udławię własną śliną i plwocinami ze śmiechu. Uświadomiłem ją, choć to daremny trud.

Potem zrobiła kolejny test i okazało się, że nie jest jednak w ciąży. Odetchnąłem z ulgą, nie żebym miał się czego bać, ale jednak szkoda dziecka, żeby miało taką "madkę". I choć dziewczyna ładna i fajna, to teraz już wiem na pewno, że nigdy się z nią nie umówię, bo jeszcze by nasze ewentualne dzieci po niej inteligencję odziedziczyły.
Dodaj anonimowe wyznanie