Ostatnio kumpel uświadomił mnie, że daję się wykorzystywać dziewczynie. Przemyślałem całą rozmowę i uznałem, że faktycznie miał rację. Zaczął męczyć mnie finansowy aspekt mojego związku. Znamy się 7 miesięcy, 3 ze sobą mieszkamy. Ja pokrywałem wynajem, rachunki, płaciłem za nasze wyjścia, a kiedy szliśmy razem na zakupy do domu, leciało z mojego konta, tylko dlatego, że jestem facetem i więcej zarabiam. Z prawie 8 tys. zł, które zarabiam, nie zostaje nic i raz musiałem brać z oszczędności. Drażni mnie, kiedy pisze mi od jakiejś koleżanki: „Doładuj mi konto, bo nie mam jak” albo jak nabierze w sklepie najdroższych słodyczy, za które ja i tak płacę, i wiele innych. Rozmawiałem też z siostrą, która potwierdziła, że daję się wykorzystywać i sobą manipulować. Rozmawiałem na końcu o tym wszystkim z moją drugą połówką i niestety rozmowa nie przebiegła po mojej myśli i nie wiem za bardzo, co mam robić. Ona nie zgadza się na płacenie połowy rachunków i dzielenia innymi wydatkami, mówi, że to byłoby nieuczciwe, żeby przy jej minimalnej pensji miała płacić 1500 na mieszkanie i jeszcze za jedzenie i wyjścia, zapytała się, czy jestem poważny i co ja sobie wyobrażam. Zaczęła mi wyliczać, jakie ma miesięczne wydatki itp. Po prostu mnie zagadała i zrobiła ze mnie chytrego faceta.
Jesteśmy na siebie obrażeni i ona oczekuje, że ją przeproszę. Z jednej strony wiem, że nie mogę ulec, a z drugiej nie chcę się rozchodzić, bo do tego to dąży. Ciężko się teraz mieszka.
Dodaj anonimowe wyznanie
Dziękuję wszystkim za rady, ale śmieci już wyniosły się same i dobrze, że się wyniosły, bo doszło do mnie w co mogłem się wpakować, co za życie by mnie czekało i jak mógłbym skończyć. Uważam temat za zamknięty i dziękuję wszystkim za rady.
Uff całe szczęście. Powodzenia! Będzie dobrze, znajdziesz lepsza
Laska żyje za Twój hajs, już miała tak poukładane, a Ty nagle wszystko jej burzysz i wyskakujesz z jakimś dzieleniem wydatków xD Czego nie rozumumiesz? XD Nie bądź frajerem ziomek i nie pokazuj lasce, że można Cie dymać, bo ona kiedyś może Cie wydymać dużo mocniej niż tylko co miesiąc na wypłate xD
Nie wiem, ale ja to chyba widzę trochę inaczej. Uważam, że jeżeli w związku ktoś zarabia ileś razy więcej, to i w konsekwencji więcej rzeczy ze swojej pensji pokrywa, jeśli oczywiście kocha i szanuje swoją drugą połówkę.
Dajmy na to mnie i moją dziewczynę. Na razie nie ciągnę od niej pieniędzy, ALE zarabia ode mnie dużo lepiej i jest świadoma, że jeśli będziemy kiedyś chciały zmienić miejsce zamieszkania na większe (póki co nie płacimy dużo), albo jeździć RAZEM na wymarzone wakacje, będzie musiała dołożyć więcej, bo mnie na to nie będzie stać. Ja niestety nigdy kokosów do domu nie przyniosę, chociaż pracuję ponad normę. Zanim ktoś powie: to zmień pracę, dokształć się, odpowiem, że jestem bardzo dobrze wykształcona, a i dokształcam się na bieżąco. Ale jestem nauczycielem, więc w tym kraju mogę zapomnieć o bogactwie, a zmiana pracy nie wchodzi w grę.
Nie jestem więc nierobem, ani nie traktuję swojej drugiej połówki jak bankomatu, nie naciągam też facetów, bo nie występują w tej historii;). Gdyby jednak w przyszłości wydatki nam wzrosły, zwłaszcza te mieszkaniowe, i padłoby hasło, że mamy dawać na życie po równo, to istnieje szansa, że ja bym została z niczym na resztę miesiąca. I to o to chodzi w związku?
Czy nie milej jest, kiedy do budżetu każdy da swoje 50%? U jednego będą to 4 tysiące, u drugiego 2 tysiące. Tej osobie, która zarabia więcej i tak zostaje odpowiednio większa kwota. A jak ta osoba ma ochotę wybrać się na kolację do drogiej knajpy z ukochanym/ą, to też może zechcieć to zafundować, skoro wie, że jej połówki na to nie stać.
I serio, płeć nie ma tu znaczenia. Chociaż faktem jest, że kobiety naprawdę wydają miesięcznie więcej na potrzeby takie jak kosmetyki (presja społeczna), tampony, podpaski, leki przeciwbólowe. A fryzjer w mieście kosztuje ogromne pieniądze i nie mówię tutaj o wymyślnych metamorfozach, ale o podcięciu końcówek.
Ogólnie się zgadzam z tym co piszesz, tylko że tutaj to było bardzo 0-1: on wydawał całą swoją pensje na wspólne potrzeby, ona nic i generalnie bardzo szybko przeszła na jego utrzymanie. Trochę sobie nie wyobrażam zrzucania utrzymania całej dwójki na jedną stronę po 3 miesiącach znajomości. A z ciekawości czemu nie ma opcji na zmianę pracy i czemu w ogóle zdecydowałaś się na zawód nauczyciela? Bo generalnie, że praca jest ciężka i bardzo słaba platna powszechnie wiadomo. Powołanie?
Masz wybór - albo akceptujesz że zostałeś bankomatem i nie będziesz mieć swojego zdania czy wolności w wydawaniu swoich własnych pieniędzy i będziesz mieć darmozjada na utrzymaniu.
Albo się rozstajecie, ona się wyprowadza, a Tobie koszty życia spadają na łeb na szyje i odzyskujesz swobodę finansową.
Daj sobie spokój z taką kobitą. Przechodziłem przez coś podobnego i nie polecam. Zaraz Cie jeszcze usidli dzieckiem, później ślubem i będziesz sam rypał na wszystko słuchając pretensji, że za mało przynosisz do domu.
Możesz albo się z nią całe życie finansowo męczyć i pogodzić z tym, że niezależnie od zarobków będziesz spłukany, człowiek o takiej mentalności wyda każde pieniądze. Możesz też przejąć kontrolę nad przynajmniej swoją częścią finansów, a jeśli szukasz rekomendowanego środka podziału kosztów to Ty zarabiasz 69,57% waszych środków i taką maksymalnie część kosztów powinieneś być skłonny brać na siebie. Dodatkowo inicjatywa do bardziej kosztownych przedsięwzięć jak wakacje, remonty, albo kupno nowego samochodu powinny stać po Twojej stronie, bo człowiek o normalnej mentalności w sytuacji Twojej partnerki powinien czuć dyskomfort w składaniu takich propozycji. Ja bym osobiście się po prostu rozszedł z nią, ale dla mnie porządek w finansach ma zdecydowanie wyższy priorytet niż związek.
Kiedyś było na takich ludzi, jak Ty określenie " frajer pompka". Resztę dośpiewaj sobie sam.
Widziałem post że już się rozstałeś. Natomiast mówienie żeby płacić po połowie nie zawsze jest najlepsze. Szczególnie jeżeli jest duża dysproporcja w zarobkach. Bo czy taka partnerka by musiała się zadłużać by z Tobą na wakacje jechać, albo odwzajemnić prezent? Podobnie osoba z małymi zarobkami by mieszkała w pokoju z 4 innymi osobami w mieszkaniu na obrzeżu lub pod miastem. A Ty jako zaradniejszy wynajmujesz kawalerkę w centrum.
Natomiast dobrym rozwiązaniem jest dzielenie rachunków proporcjonalnie do zarobków. Lub podzielenie w ten sposób że skoro wcześniej płaciłaś np. 1500 z rachunkami za pokój to mimo że ja płacę 5k za mieszkanie to i tak płać te 1500zł. Czy nawet w promocyjnej cenie 1000zł.
Podobnie z jedzeniem. Też można się dogadać. Ale równo nie znaczy sprawiedliwie.
Kasiulka123, dzięki Opatrzności moja kobieta jest normalna , w odróżnieniu, od Ciebie, jak można wnosić po Twoich wpisach.
Twoja kobieta może być normalna, ale nie oznacza to, że wszystko z tobą jest wporzadku jeżeli wypisujesz pod czyimś adresem takie wulgarne teksty. Przecież to świadczy o tobie jako o człowieku pozbawionym kultury i mam nadzieję, że tylko werbalnie agresywnym i nie jesteś zdolny do gorszych czynów.
Przepraszam bardzo, ale laska to była niepoważna idiotka.
Policzmy dla przykładu na życie w moim mieście.
Koszt najmu mieszkania to leci 2200 jakoś w tym opłaty. No to na pół daje nam 1100 zł. Wyżywienie na miesiąc to dla dwóch osób, strzelam jakieś 1600 (zależy co się je), to na pół 800. Razem już mamy 1900, do tego może internet na pół, to powiedzmy 50 zł. Bo rachunki za tel są osobiste, bo numer jest na danego człowieka, to też 50 zł zakładam.
Natomiast kosmetyki, ciuchy to sprawa indywidualna. Pensja minimalna od tego roku to 3510 zł. Więc na wydatki własne osobiste zostaje 1500, więc tyle jej nie wystarczyło na swoje potrzeby i by jeszcze oszczędzać? No hello, ale trafił się kawał parszywego darmozjada. Skoro prosiła o doładowanie telefonu z smsa od koleżanek (30 zł, by włączyć jakieś darmowe smsy na wybrane numery czy coś), ale śmieć się trafił