#KhWcy
Od zawsze robiłam wszystko, żeby rodzice byli ze mnie dumni. Od dziecka uczyłam się zawsze dobrze. Ale kiedy groziła mi 4, zamiast 5 na koniec roku? To był już powód do rozmowy taty z nauczycielem, żebym mogła ją poprawić. Później poszłam na studia. Prawnicze, choć zupełnie mnie nie interesowały. Zrobiłam to, jednak bardziej dla rodziców niż dla siebie, żeby mogli być ze mnie dumni. Skończyło się to tak, że w pewnym momencie kompletnie nie miałam już motywacji do nauki i starań, przez co skończyłam je z opóźnieniem. W tym momencie szukam pracy po tym, jak skończyła mi się umowa na zastępstwo. Do tej pory pracowałam głównie w zawodach administracyjnych lub związanych z marketingiem. Jest to jednak, zdaniem mojego ojca, zbyt mało. Raz powiedział coś w stylu, że moje studia „poszły na zmarnowanie”. Próbował bez konsultacji ze mną wkręcić mnie na stanowisko, na które zupełnie nie mam kwalifikacji. Ponieważ prawdopodobnie wyjdzie mi z inną pracą, postanowiłam odmówić. Gdybym sobie nie poradziła i zawiodła oczekiwania (a szef ostrzegał, że praca będzie wymagająca), wiem, że byłoby to traktowane jako moja kolejna porażka. A jednak ryzyko porażki lub niezadowolenia ze mnie, przy zerowej wiedzy w temacie, byłoby dość wysokie.
Tak samo jak to, że nie znam biegle języka obcego, jest wielkim zaniedbaniem – choć mówię na poziomie komunikatywnym. Nie chcę przekwalifikowywać się w kierunku, który ojciec mi wskazuje? To też błąd. Wymyśliłam sobie inny, ale wiem, że będzie nim rozczarowany.
A co jest w tym wszystkim najbardziej dołujące? Że druga żona mojego ojca nie ma żadnych studiów, a ciągle wytyka mi błędy. Względem niej i jej dorosłych dzieci nie ma żadnych oczekiwań. Za to dla mnie są dość duże.
Nie wspomnę już o początkowych oczekiwaniach, że pójdę na studia za granicą, będę biegle znała dwa języki, a jeśli wyjdę za mąż, to za kogoś dzianego. Jakie było rozczarowanie mojej matki, kiedy rozstałam się ze studentem stomatologii... To nie to samo, co mój następny chłopak, który mimo studiów inżynierskich przyjeżdżał do mnie tanim samochodem.
Planuję się dalej kształcić, ale dla siebie samej. Trudno, najwyżej wszyscy będą mną rozczarowani. W sumie to się już przyzwyczaiłam. Tylko nie wiem czasami, co jest ważniejsze. Duma z moich potencjalnych osiągnięć, czy moje dobro? Bo czasem wydaje mi się, że moi rodzice zwyczajnie nie czują, że ich córka nie jest wcale tak wyjątkowa, jakby tego chcieli. A przecież jest tyle inteligentnych, ogarniętych osób bez studiów, które świetnie sobie radzą. Pewnie by temu nie zaprzeczyli. Ale mnie już ta zasada niestety nie dotyczy. Myślę, że choćbym teoretycznie dostała Nagrodę Nobla, i tak byłoby to za mało.
Twoi rodzice są wstrętni, nie lubię ich już z samego opisu. Dziecko to nie jest maszynka do spełniania ambicji i oczekiwań matki i ojca. Dziecko jest osobną jednostką i syn lekarzy może zostać hydraulikiem a córka prawników przedszkolanką i rodzic nie powinien się wtrącać tylko wspierać. A już czepianie się tego że Twój chłopak nie ma nowego samochodu to szczyt nowobogackiego buractwa
Nie przejmuj się nimi i idź swoją drogą. Oni wszyscy nie przeżyją życia za Ciebie, a jeśli będziesz robić to, co wymyślają, a co będzie niezgodne z Tobą, to prawdopodobnie będziesz mieć kiedyś poczucie straty. A już najmniej powinnaś przejmować się macochą. Gdyby chodziło o jej własne dzieci, to znalazłaby zaraz u nich "okoliczności łagodzące" i miałaby o nich dobre zdanie. Wiadomo, że łatwiej wytykać domniemane błędy obcej osobie (czyli Tobie) niż własnym dzieciom. Mój ojciec lubił mi mówić, co mam robić. Kierunek studiów wybrałam sobie sama. On nie był do niego przekonany, ale gdy już się przekonał, to uznawał tylko jedną ścieżkę dalszej "kariery" (w cudzysłowie, bo często się tego słowa nadużywa, mówiąc tak np. po prostu o dobrej pracy). Nie przyznawałam się, że mam zamiar iść w innym kierunku, choć nadal w obrębie mojego zawodu. Uważam, że prawo trzeba choć trochę lubić, żeby być w tym dobrym. Inaczej czytanie aktów prawnych będzie męczarnią. Część ludzi po tych studiach nie chce w tym pracować. Znam takie przypadki, bo też skończyłam ten kierunek. Nie próbuj spełniać oczekiwań innych, bo wszystkim i tak nie dogodzisz. Mój ojciec już nie żyje i nie muszę się przejmować tym, że znowu będzie mnie obrażał albo będzie niezadowolony. Ty możesz powtarzać rodzicom, że idziesz swoją drogą, żeby Ci więcej pewnych rzeczy nie mówili - technika zdartej płyty, a jak to nie pomoże, to ograniczyć kontakty, informując ich o powodzie.
co do drugiej żony to mów od razu "w moje studia będziesz się mogła wpieprzać jak swoje skończysz" i tyle. A rodziców nigdy nie usatysfakcjonujesz - będziesz zarabiać milion? Czemu nie 10? Będziesz miała bogatego i przystojnego męża? Czemu nie jest sławny do tego! itp itd.
A nie możesz się wyprowadzić?
Żyj tak jak tobie pasuje. Rodzice mają swoje życia i niech sobie żyją jak chcą. Jesteś dorosła, więc nie pozwalaj, żeby wybierali za ciebie. Zastanów się co cię interesuje zawodowo i staraj się o pracę taką jaka tobie pasuje. Bądź stanowcza.
Mnie zabraniano pójść na kierunek artystyczny, zażądano żebym studiowała chemię, "bo ciotka ma znajomości i ci dobrą pracę załatwi". Nie skończyłam tej chemii, bo to w ogóle nie moja bajka była, a 25 lat później i tak pracuję w sektorze artystycznym.
To jest zawsze ryzykowne bo może się zmienić opcja polityczna i znajomości ciotki staną się warte dużo mniej.
A czego Ty chcesz dla siebie? Twoją rodziną może mieć oczekiwania, ale to jest ich sprawa i ich oczekiwania. Ty masz prawo iść przez życie tak jak uważasz to za najlepsze dla siebie